Kolumbijczyk Carlos Bacca stanął naprzeciwko Jordana Pickforda, pomyłka oznaczała podanie Anglikom awansu na tacy. Napastnik strzelił źle, bramkarz wprawdzie skierował się do swojego prawego rogu, ale zostawił rękę i odbił piłkę. Po chwili Eric Dier pokonał Davida Ospinę i przerwał 22-letnią niemoc w rzutach karnych.
Anglia oszalała. "Cud w Moskwie", "Hand of Jord" (w nawiązaniu do słynnej ręki Boga "Hand of God"). Pickford stał się narodowym bohaterem.
Kilka dni wcześniej nie było mu do śmiechu. Belg Adnan Januzaj strzelił zwycięską bramkę w meczu grupowym, bo Anglik nie sięgnął piłki potencjalnie będącej w jego zasięgu. Po meczu usłyszał od Thibauta Courtois: - Brakuje mu 10 cm wzrostu. Ja bym to złapał. Jordan za bardzo zajął się pracą swoich nóg.
Technikę bronienia zakwestionował też wielokrotny reprezentant kraju, Gary Neville. - To wszystko dziwne. Źle się odbija od ziemi, próbuje sięgać futbolówkę niewłaściwą ręką - komentował były defensor Manchesteru United.
ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Boniek broni Lewandowskiego. "Pana analiza absolutnie różni się od mojej"
Pickford wziął sobie te uwagi do serca. Mimo że nie należy do wielkoludów (185 cm), w fenomenalny sposób obronił strzał rozpaczy Mateusa Uribe. Piłka leciała w "okienko", musnął ją koniuszkami palców i wybił na rożny. Jedna z najefektowniejszych parad początkowo przeszła bez echa, bo Yerry Mina wkrótce wyrównał, ale po spotkaniu, już na spokojnie, media na Wyspach do znudzenia powtarzają jego interwencję. Tym razem błędu nie popełnił, wystawił odpowiednią rękę.
W końcu Anglicy nie muszą wstydzić się za swojego bramkarza. Kiedyś szydzono z Paula Robinsona i Davida Jamesa, wielkie gafy przydarzały się legendom, Davidowi Seamanowi i Peterowi Shiltonowi. Na ostatnie wielkie imprezy jeździł chimeryczny i "elektryczny" Joe Hart. Gareth Southgate skreślił etatowego kadrowicza i poszukał nowego rozwiązania. Postawił na 24-latka, za którego Everton wyłożył 25 miliony funtów, co czyni go trzecim najdroższym golkiperem w historii.
Zanim w ogóle świat o nim usłyszał, zwiedził pół Anglii. Macierzysty Sunderland AFC rzucał go po kraju, przed debiutem w Premier League rozegrał ponad 100 spotkań w niższych ligach. Zaufano mu w sezonie 2016/17, miał rywalizować z Vito Mannone o pierwszy skład. Włoch szybko doznał urazu, reprezentant młodzieżówki wskoczył między słupki i nie oddał miejsca. Został odkryciem sezonu, rozpaczliwie bronił klub przed spadkiem. Sunderland zleciał z ligi, a Pickford dostał nominację do nagrody dla najlepszego młodego gracza sezonu. To wtedy przekonał do siebie Everton. W Liverpoolu nie żałują żadnego wydanego funta.
Southgate też się nie wahał, znał go z młodzieżówki. W sierpniu 2017 roku wysłał zaproszenie na zgrupowanie pierwszej reprezentacji. - Wchodziłem do domu rodziców i akurat odebrałem telefon. Usłyszałem: "zostałeś powołany, przyjedź jak najszybciej". Powiedziałem rodzicom o telefonie i od razu zebrałem się do wyjazdu. Mama długo nie mogła uwierzyć - wspominał. W listopadzie zagrał w sparingu z Niemcami (0:0). Od tego czasu reprezentacyjny licznik nieznacznie podskoczył, mecz z Kolumbią był siódmym, tym najszczęśliwszym.
Z Pickfordem w bramce Anglicy nie boją się już rzutów karnych. Licząc seniorskie dokonania, obronił pięć z 30 jedenastek. Trzy w Evertonie, dwie w kadrze U-21. Jako jeden z niewielu tamtejszych golkiperów wygrał w życiu konkurs jedenastek. Jeszcze za juniorskich czasów uratował kolegów w MŚ U-17, odbił dwa strzały rówieśników z Argentyny. O tamtym wyczynie mało kto pamięta, za to spotkanie z Kolumbią zapewniło mu wieczny szacunek na Wyspach. A to nie koniec, Synowie Albionu 7 lipca zagrają ze Szwedami o półfinał MŚ. Pierwszy od 1990 roku.