Mundial 2018. Bieda, wyszydzanie i obietnica - historia Romelu Lukaku

Getty Images / Francois Nel / Romelu Lukaku
Getty Images / Francois Nel / Romelu Lukaku

Nie miał nic. Był wyszydzany i obrażany. Grał w butach, które dzielił z ojcem. Ale nigdy się nie poddał, bo obiecał dziadkowi przed jego śmiercią, że zaopiekuje się rodziną. Dzięki temu dziś Romelu Lukaku jest gwiazdą reprezentacji Belgii.

2 gole z Panamą, 2 z Tunezją. Romelu Lukaku bez wątpienia jest jednym z napędzających drużynę Belgii w Rosji. Chociaż po dramatycznym pojedynku 1/8 finału z Japonią (3:2) znowu odezwali się jego krytycy, zarzucając nieskuteczność. - Życie jest zbyt krótkie na stres i dramatyzm, a ludzie mogą mówić co chcą - podkreślił 25-latek. - Ja tylko żałuję, że mój dziadek nie może tego wszystkiego zobaczyć. Ale nie mówię o Premier League, Manchesterze United czy mistrzostwach świata. Chciałbym, żeby zobaczył życie, które mamy teraz. Żadnych szczurów w mieszkaniu. Bez spania na podłodze. Bez stresu. Chciałbym jeszcze tylko raz do niego zadzwonić i dać mu znać, że tak jak obiecałem, jest wszystko w porządku - dodał.

Będę grać dla Anderlechtu

Roger Lukaku był solidnym piłkarzem. W zespole Africa Sports d'Abidżan wygrywał seryjnie kolejne tytuły. Jego celem było jednak zapewnienie lepszego bytu swojej rodzinie. Zdecydował się więc wyjazd do Belgii. Tam grał w kilku drużynach. Udało się także zadebiutować w reprezentacji Zairu (dziś DR Kongo) i nawet wystąpić na dwóch turniejach o Puchar Narodów Afryki. Jego marzenia wydawały się spełniać. Ale kiedy w 1999 roku wygasł mu kontrakt z Oostende, wszystko legło w gruzach. Napastnik urodzony w Kinszasie został bez klubu, a poziom jego życia uległ znacznemu pogorszeniu.

- Pamiętam dokładnie moment, w którym zdałem sobie sprawę, że jesteśmy spłukani. Miałem wtedy sześć lat - opowiada dla theplayerstribune.com jego syn, Romelu. - Moja mama miała to samo menu każdego dnia: chleb i mleko. Ale pewnego dnia, kiedy wróciłem do domu i wszedłem do kuchni, zobaczyłem mamę przy lodówce z pudełkiem mleka. Jednak tym razem coś w nim mieszała. Uśmiechała się, jakby wszystko było w porządku. Ale od razu zrozumiałem, co się dzieje. Mieszała wodę z mlekiem. Nie mieliśmy wystarczająco dużo pieniędzy, aby przetrwać cały tydzień - dodaje.

"Rom" musiał przeżyć wiele trudnych momentów w swoim dzieciństwie. Pierwszym było odcięcie telewizji kablowej, gdzie każdego wieczoru oglądał mecze. Następnie elektrownia wstrzymała dostawy prądu. Do tego doszedł brak ciepłej wody. Jak wspomina dzisiejszy reprezentant Belgii, kąpiel w ciemnościach trzeba było uzupełniać wrzątkiem z czajnika, zagotowanego na kuchence. Czasami było tak, że niezbędnym okazywało się wzięcie chleba "na kreskę" z pobliskiej piekarni.

ZOBACZ WIDEO Mundial 2018. Mocne oskarżenie: Dziennikarze zaszczuli Nawałkę. "Boniek pobłądził"

- Wiedziałem, że walczymy. Ale kiedy zobaczyłem mamę mieszającą wodę z mlekiem, zrozumiałem, że to już koniec. Nie powiedziałem ani słowa. Nie chciałam, żeby się stresowała. Zjadłem to. Ale nie mogłem patrzeć, jak żyjemy w ten sposób. Nie potrafiłem tego znieść. W końcu powiedziałem jej pewnego dnia: "Mamo, to się zmieni. Zobaczysz. Będę grać w piłkę dla Anderlechtu. To niedługo nastąpi. Będziemy dobrzy. Nie będziesz już musiała się martwić". Po czym zapytałem ojca kiedy można zacząć profesjonalny futbol. Odpowiedział, że w 16 lat. To był mój cel - podkreśla Lukaku.

Droga do zawodowej piłki była jednak bardzo ciężka...

Ile ten dzieciak ma lat? 

Lukaku zaczynał przygodę z futbolem w maleńkim Rupel Boom, skąd poprzez KFC Wintam trafił w wieku jedenastu lat do szkółki Lierse. Tam spotkały go pierwsze przykrości. Powody były różne: wzrost, solidna budowa ciała, kolor skóry. - Kiedy zacząłem rosnąć, niektórzy nauczyciele i rodzice zaczęli mnie obrażać. Nigdy nie zapomnę, kiedy pierwszy raz usłyszałem, jak jeden z dorosłych mówi: "Hej, ile masz lat? W którym roku się urodziłeś?" - wspomina.

Jeden z najtrudniejszych momentów przyszedł podczas pewnego meczu wyjazdowego. Rodzic juniora z drugiego zespołu próbował powstrzymać go od wejścia na boisko, krzycząc: "Ile lat ma ten dzieciak? Gdzie są jego dokumenty? Skąd on jest?". Nie wiedział jednak, że w ten sposób wyzwoli tylko dodatkową motywację u wysokiego chłopaka. - Pomyślałem: "Co?! Skąd jestem? Urodziłem się w Antwerpii i jestem z Belgii!". Ale byłem sam i musiałem się bronić. Poszedłem i wyciągnąłem moją legitymację z torby. Pokazałem ją wszystkim, przechodzili wokół, sprawdzając. W tym czasie pomyślałem sobie: "Zniszczę dziś twojego syna jeszcze mocniej. Już miałem go pokonać, ale teraz go po prostu zniszczę. Poprowadzisz go do domu z płaczem" - dodaje.

Najtrudniejsza chwila

76 bramek w 34 meczach juniorów Lierse. Wszystkie zdobyte w jednych butach, które dzielił zresztą z ojcem, grającym wciąż w amatorskich drużynach. Takie statystyki robiły wrażenie. W nagrodę zawodnika czekały przenosiny do wymarzonej akademii Anderlechtu. Ale nie było radości. Niedługo wcześniej spotkał go bowiem najbardziej bolesny moment w życiu. - Pewnego dnia zadzwoniłem do mojego dziadka, ojca mamy. Był jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Moim powrotem do DR Kongo - opowiada Lukaku i przytacza tamtą rozmowę:

- Radzę sobie naprawdę dobrze. Zdobyłem 76 bramek i wygraliśmy ligę. Duże zespoły mnie zauważają.

- To świetnie Rom. Ale czy możesz mi wyświadczyć przysługę?

- Tak, ale co się dzieje?

- Czy możesz zaopiekować się moją córką, proszę?

- Mamą? Tak, ale przecież jest w porządku.

- Nie, obiecaj mi. Czy możesz mi to obiecać? Opiekuj się moją córką. Zaopiekuj się nią, dobrze?

- Tak, dziadku. Obiecuję ci!

Pięć dni później dziadek obecnego piłkarza Manchesteru United zmarł. Romelu miał jeszcze większą motywację, by pokonywać kolejne szczeble. Tylko, że w drużynie "Fiołków" z Brukseli nie było to takie łatwe...

[b]NA NASTĘPNEJ STRONIE PRZECZYTASZ M. IN. O NIECODZIENNYM ZAKŁADZIE I DEBIUCIE LUKAKU ORAZ BOLESNEJ KRYTYCE MEDIÓW ZA GRĘ W KADRZE BELGII
Autor na Twitterze:

[/b]

[nextpage]Wygrał zakład z trenerem

Latem 2008 roku, Lukaku był w zespole Anderlechtu U-19. Najczęściej jednak siedział na ławce rezerwowych. - Jak, do diabła, mam podpisać kontrakt na moje 16 urodziny? - zadawał sobie pytanie, oglądając mecze kolegów. W końcu wpadł na sprytny plan. Zaproponował swojemu trenerowi zakład. W zamian za szansę, nastolatek zobowiązał się do strzelenia 25 goli do końca roku [pozostawało do niego już tylko kilkanaście tygodni - przyp. red.]. Szkoleniowiec trochę wyszydzał zapędy podopiecznego, ale propozycję przyjął. Zobowiązał się nawet przyrządzać mu naleśniki, jeśli się uda. No i już pod koniec listopada musiał przygotować pierwszą porcję.

Wymarzona umowa stała się niebawem faktem. Ale do spełnienia obietnicy danej mamie dekadę wcześniej potrzeba było jeszcze debiutu w pierwszej drużynie. - Powiedziałem jej, że zrobię to w dniu 16. urodzin. Spóźniłem się o 11 dni - śmieje się dziś Lukaku.

24 maja 2009 roku Anderlecht czekało rewanżowe spotkanie play-off o mistrzostwo Belgii. Romelu miał oglądać najważniejsze starcie sezonu w domu. Ale te plany pokrzyżował telefon od trenera rezerw:

- Cześć?

- Cześć, Rom. Co robisz?

- Idę właśnie grać w piłkę nożną w parku.

- Nie, nie, nie. Pakuj walizki. Teraz!

- Jak to? Co ja zrobiłem?

- Nic, nic. Musisz dostać się na stadion. Pierwszy zespół teraz ciebie potrzebuje.

- Co?! Mnie?!

- Tak. Przyjeżdżaj natychmiast.

Nie dostał "10"

Pewny siebie nastolatek pojechał na Stade Constant Vanden Stock. Tam miał dokonać wyboru numeru. Chciał "10", ale zawodnicy młodzieżowi mogli wybierać tylko powyżej "30". - Trzy plus sześć równa się dziewięć, a to fajna liczba, więc daj mi "36" - powiedział Lukaku. W hotelu przeszedł chrzest, podczas którego starsi gracze kazali śpiewać piosenkę podczas kolacji. A następnego dnia nadszedł wielki dzień. - Wysiedliśmy z autobusu na stadionie i każdy piłkarz szedł do szatni w ciemnym garniturze. Poza mną. Wyszedłem z autobusu w okropnym dresie, a wszystkie kamery telewizyjne były tuż przed moim nosem. Spacer trwał około trzy minuty. Gdy tylko tam doszedłem, myślałem, że mój telefon wybuchnie. Moi przyjaciele oszaleli, dostałem chyba z 25 wiadomości na raz - wspomina przegrany finał ligi (0:1) Lukaku.

W debiucie Belg zagrał od 63. minuty. Tytuł jednak trafił do przeciwników. Sukcesy przyszły w kolejnych rozgrywkach. Anderlecht wygrał Jupiler League z dużą przewagą nad resztą, a ich utalentowany piłkarz zajął drugie miejsce w klasyfikacji Belgijskiego Hebanowego Buta [nagroda przyznawana dla piłkarzy z afrykańskimi korzeniami - przyp. red.]. - Kończyłem wtedy ostatni rok szkoły średniej i jednocześnie grałem w Lidze Europejskiej. Bywało śmiesznie. Kiedyś musiałem wziąć na lekcje dużą torbę, abym mógł od razu po nich złapać lot po południu. To było szalone - zaznaczył Lukaku.

Jestem Belgiem! 

Im więcej było jednak goli, tym większą presję wywierano na zawodnika. W kontekście ewentualnego transferu wymieniano najlepsze kluby Europy. Kibice w Belgii chcieli natomiast, by nastolatek swoimi bramkami zaprowadził ich reprezentację na jakiś wielki turniej. - Właściwie to oczekiwałem, że wszystko się wydarzy, ale może nie tak szybko. Nagle media nakładały na mnie wszystkie te oczekiwania. Zwłaszcza związane z drużyną narodową. A ja nie grałem dobrze w Belgii. To tak nie działało. Z jakiego powodu? Po prostu nie wiem - tłumaczył.

Napastnika bolały szczególnie opinie, w których powoływano się na jego pochodzenie. - Kiedy wszystko szło dobrze i czytałem artykuły z gazet, w których nazywano mnie "belgijskim napastnikiem". Kiedy zaś sprawy się nie układały, byłem już "kongijskiego pochodzenia". Jeśli nie podoba się komuś sposób, w jaki gram, to w porządku. Ale urodziłem się tutaj, dorastałem w Antwerpii, Liege i Brukseli. Jestem Belgiem - podkreślił.

Dochodziło nawet do tego, że Lukaku był publicznie wyśmiewany, jak chociażby po transferze do Chelsea w 2013 roku. - Nie wiem, dlaczego niektórzy ludzie w moim kraju chcą mnie zniszczyć. Naprawdę nie pojmuję. Kiedy pojechałem do Chelsea, a nie grałem, słyszałem, że się ze mnie śmieją. Kiedy zostałem wypożyczony do West Bromwich Albion, było to samo - nie ukrywał Belg. - Ci ludzie nie byli jednak ze mną, kiedy nalewaliśmy wodę do naszych płatków. Gdyby byli, kiedy nie miałem nic, to naprawdę by mnie zrozumieli. A tak nie wiedzą nic - kontynuował.

- Każdy mecz, który grałem, był dla mnie finałem. Kiedy grałem w parku, był to finał. Kiedy grałem podczas przerwy w przedszkolu, był to finał. Nie miałem nowej odsłony gry FIFA. Nie miałem zresztą Playstation. Nie bawiłem się na boisku. Walczyłem o przetrwanie. Pamiętam, że miałem wielkie dziury w moich butach w 2002 roku. Tamtego lata poszedłem do domu kolegi, aby obejrzeć finał MŚ z Ronaldo "Il Fenomeno". A cała reszta z tego turnieju to tylko historia, którą usłyszałem od dzieci w szkole. Ale dwanaście lat później to ja grałem w mistrzostwach świata - uzupełnił.

[b]Autor na Twitterze:

[/b]

Komentarze (8)
avatar
Maciek Ol
7.07.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
To tak już jest, że cała Europa się śmieje z Belgów, nie przejmuj się :V 
avatar
Łukasz Jezierski
6.07.2018
Zgłoś do moderacji
0
3
Odpowiedz
Polaki w Belgii się dorabiają a oni nie mieli co jeść, nieroby 
avatar
Django
6.07.2018
Zgłoś do moderacji
1
5
Odpowiedz
Ależ historia...płaczę jak bóbr.Obiboki z Konga które chciały nic nie robić i godnie żyć.Matka bez pracy a ojciec chciał utrzymać rodzinę grając w amatorskich klubach zamiast znaleźć sobie norm Czytaj całość