Nie tylko Didier Deschamps łączy drużynę mistrzów świata 1998 i 2018. Zarówno pierwsza i druga ekipa miała w podstawowym składzie także - jak żartują rodzimi kibice - "defensywnego napastnika", który nie strzelił ani jednego gola w całym turnieju.
20 lat temu w ataku grał najczęściej Stephane Guivarc'h. W całych mistrzostwach zagrał 6 razy, ale ani razu nie trafił do siatki przeciwników. - Graliśmy obronnie, ale nie przeszkadzało mi to. Dzięki temu inni jak Djorkaeff czy Zidane mieli więcej miejsca - zaznaczał później w jednym z wywiadów.
- Miałem pecha, bo przez urazy ominęły mnie mecze, w których strzelaliśmy najwięcej bramek na MŚ. Być może ten dorobek byłby inny, gdybym w nich wystąpił. Szczególnie, że gol sprawiłby, że wzrosła by moja pewność - dodawał przez lata wyśmiewany zawodnik.
W porównaniu do Guivarc'ha, sytuacja Oliviera Girouda wygląda jednak jeszcze gorzej. Nie opuścił on bowiem żadnego meczu. Tylko pierwszy z nich zaczął na ławce, w większości rozegrał zaś pełne 90 minut. W 7 spotkaniach Trójkolorowi strzelili łącznie 14 goli, ale mimo to żaden z nich nie był autorstwa piłkarza Chelsea FC.
Zobacz zdjęcia z finału mistrzostw świata 2018
W obu przypadkach najśmieszniejsze jest to, że brak trafień tzw. "9" nie przeszkodził drużynie w drodze do mistrzostwa świata. A podobnych tego typu historii próżno szukać w mundialowej historii.
ZOBACZ WIDEO Mundial w Katarze wyznaczy nowe trendy? "Gwarantuję, że to będzie unikalny turniej"