Reprezentacja Włoch - anatomia klęski

Reprezentacja Włoch znakomicie rozpoczęła mundial, ale ostatecznie nie przebrnęła nawet fazy grupowej. Jak do tego doszło?

Miłe złego początki

Pierwsze spotkanie z wykonaniu reprezentacji Włoch na rozgrywanym w Brazylii turnieju o mistrzostwo świata kazało stawiać Azzurrich w roli jednego z faworytów mundialu. Fachowcy zachwycali się boiskową mądrością wybrańców Cesare Prandelliego, błyskotliwymi zagraniami Andrea Pirlo, który wzbudzić potrafił zachwyt nawet zwyczajnym przepuszczeniem piłki pod nogami i perfekcjonizmem zespołu przejawiającym się rekordową dokładnością podań (93 proc.!). Paradoksalnie jednak pokonanie Anglii 2:1 okazało się pierwszym krokiem Włochów w kierunku klęski. [ad=rectangle]
Dzięki znakomitemu otwarciu Italia zyskała olbrzymi bufor bezpieczeństwa. Od tego czasu mogła grać spokojnie i zachowawczo. Teoretycznie nawet bezbramkowe remisy w dwóch pozostałych meczach dawały jej spore szanse na awans, a sparowanie grup C i D w mundialowej drabince nie zmuszało do bezwzględnej walki o pierwsze miejsce na koniec początkowej tej fazy turnieju, ponieważ trudno było obawiać się któregokolwiek z potencjalnych rywali w kolejnej rundzie.

Dlatego też wycieńczeni meczem z Lwami Albionu w amazońskiej puszczy Włosi najpierw grali na remis z Kostaryką. Nie udało się. Później tę samą zachowawczą postawę zaprezentowali w starciu z Urugwajem, w sytuacji gdy podział punktów gwarantował im wyjście grupy. I tym razem się nie powiodło. Trudno zakładać jak zaprezentowałaby się Squadra Azzurra, gdyby na inaugurację nie pokonała Anglii, ale na pewno od początku do końca kolejnych spotkań dawać musiałaby z siebie maksimum.

Kadra narodowa ofiarą sukcesów Juvetusu?

Prandelli swój zespół oparł na zawodnikach aktualnego mistrza Włoch. Nic w tym dziwnego, w końcu dominacja Starej Damy na Półwyspie Apenińskim trwa nieprzerwanie od trzech lat. Jeszcze podczas pierwszego występu na tegorocznym mundialu takie rozwiązanie mogło zwiastować końcowy sukces. Piękną bramkę zdobył przecież "książę Turynu", jak nazywają we Włoszech Claudio Marchisio, a znakomicie grą kolegów ze środka pola kierował 35-letni Pirlo (jego strzał z rzutu wolnego w samej końców też był najwyższej jakości), który w Juventusie przeżywa drugą, a może już nawet trzecią, młodość.

Tyle tylko, że w kolejnych spotkaniach "juventini" byli już antybohaterami. W starciu z Kostaryką w zwolnionym tempie poruszał się Giorgio Chiellini, który najpierw faulował w polu karnym jednego z rywali (na jego szczęścia sędzia, mimo że powinien, karnego nie podyktował), a następnie nie popisał się (podobnie jak jego klubowy kolega Andrea Barzagli) przy dośrodkowaniu Juniora Diaza, które Bryan Ruiz zamienił na zwycięskiego gola. Mecz z Urugwajem zawalił z kolei Marchisio, który za głupi faul słusznie zarobił czerwoną kartkę pół godziny przed końcem spotkania, zostawiając kolegów w piekielnie trudnym położeniu.

Nie zawiódł Pirlo, który najpierw z Kostaryką wypracował znakomite okazje Mario Balotelliego, (niesforny napastnik już w pierwszej połowie praktycznie w pojedynkę mógł "załatwić" rywala"), a w starciu z podopiecznymi Oscara Tabareza kreował sytuacje Ciro Immobile, który jednak dopóki znajdował się na boisku sprawiał wrażenie jakby nie pamiętał, że jest aktualnym królem strzelców Serie A... Warto w tym miejscu wspomnieć, że w Juventusie Pirlo z przodu ma do dyspozycji znakomity argentyńsko-hiszpański duet Fernando Llorente - Carlos Tevez. Potencjał ofensywny włoskiej kadry wydaje się być nieporównywalnie słabszy: Immobile wciąż brakuje doświadczenia, Balotelli może nigdy nie dorosnąć do roli lidera i bohatera narodowego. Pirlo zaś wieku nie oszuka - wciąż potrafi znakomicie dogrywać, rozgrywać i przetrzymywać piłkę, ale w szesnastkę już nie wpadnie i gola z akcji sam raczej nie strzeli.

Więcej grzechów nie pamiętam?

Mundialu nie zawalili jednak tylko zawodnicy. Nos zawiódł przede wszystkim selekcjonera. Zmiany w meczu z Kostaryką tylko osłabiły zespół, a Lorenzo Insigne i Alessio Cerci to chyba najbardziej bezproduktywni zmiennicy tych mistrzostw. Wątpliwość budzi również rezygnacja z Salvatore Sirigu, który w meczu z Anglią bronił znakomicie. Włoski szkoleniowiec oczywiście miał swoje racje, stawiając na wracającego po kontuzji Gianluigiego Buffona, który jest wielkim autorytetem w kadrze i wciąż znakomitym bramkarzem. Poza tym na co dzień w gra w klubie z Chielinim, Barzaglim i Leonardo Bonuccim, czyli całą włoską linią obrony w spotkaniu z Urugwajem. Golkiper Juventusu w swoich dwóch występach na mundialu popisał się kilkoma znakomitymi paradami, ale też bardzo niepewnie prezentował się przy wrzutkach i stałych fragmentach, co mogło mieć związek z kontuzją kostki, której doznał tuż przed startem mundialu. Tego typu uraz nie mógł przecież pozostać bez wpływu na skoczność włoskiego bramkarza...

Jest coś jeszcze. - Sztab szkoleniowy nie funkcjonował należycie i biorę za to odpowiedzialność. Coś się zmieniło od czasu przedłużenia mojego kontraktu. Nie wiem, co. - przyznał Prandelli, składając we wtorkowy wieczór rezygnację ze stanowiska. Wygląda więc na to, że selekcjoner od jakiegoś czasu nie radził już sobie z podwładnymi. Proste boiskowe błędy jego podopiecznych tylko odsłoniły słabość zespołu jako całości.

Przyczyn porażki Włochów w Brazylii jest na pewno wiele. Kolejne wypowiedzi zawodników i osób związanych z kadrą Italii na różne sprawy rzucać mogę inne światło. Dlatego najbliższe najbliższe dni na Półwyspie Apenińskim będą gorące i mogą być kluczowe dla przyszłości Squadry Azzurra.

Włosi przez wielu kibiców określani są mianem cwaniaków i oszustów. Tym razem w swoi debiutanckim meczu na brazylijskim mundialu nabrali cały futbolowy świat, wmawiając wszystkim swoją grą, że należą do faworytów w walce o mistrzostwo świata. Jak się później okazało, oszukali jednak nie tylko obserwatorów i fanów, ale też... samych siebie. Czy, gdy opadną już emocje związane z przedwczesnym odpadnięciem z najważniejszego turnieju czterolecia, w kadrze Italii dojdzie do poważnych zmian?

Komentarze (3)
avatar
nadex
25.06.2014
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Chyba za bardzo kalkulowali.Mecz z Kostaryka pokazal ze chcieli wygrac na stojaco i to sie zemscilo.Ja sie z tego faktu bardzo ciesze. 
avatar
Sergh Khan
25.06.2014
Zgłoś do moderacji
1
1
Odpowiedz
Rozgotowali się makaroniarze w brazylijskim klimacie :D Na boisku trzeba biegać i walczyć o piłkę. Indywidualne popisy to za mało.