Bogusław Saganowski przez lata był czołową postacią reprezentacji Polski w piłce nożnej plażowej. Po mistrzostwach świata na Bahamach, które odbyły się na przełomie kwietnia i maja zdecydował się zakończyć bogatą karierę w kadrze. "Sagan" pozostanie przy beach soccerze, ale wyłącznie w wymiarze klubowym.
Piotr Jagiełło, WP SportoweFakty: Przez długie lata był pan motorem napędowym reprezentacji Polski w beach soccerze. W piłce nożnej na trawie niemalże boski status ma Robert Lewandowski. Jakie są pana spostrzeżenia, gdy spogląda pan na Lewandowskiego i na to, ile on robi dla promocji całego polskiego sportu?
Bogusław Saganowski: Robert Lewandowski to jest polska perełka. Klasa światowa, bardzo lubię go oglądać na boisku ze względu na to, że jest on profesjonalistą w pełnym tego słowa znaczeniu. Jakby nie patrzeć, Lewandowski nieustannie pojawia się w mediach, czemu się wcale nie dziwię. To jest w tej chwili najlepszy sportowiec w Polsce. On robi takie rzeczy, których dawno nie było u nas w kraju. Daję nam nadzieję i wiarę w to, że polska piłka się odrodziła. Mamy kadrę, która jest najlepsza od wielu, wielu lat.
Porównania Lewandowskiego do Cristiano Ronaldo czy innych wielkich snajperów są na miejscu, czy trudno uskuteczniać takie zestawienia ze względu na to, że każdy piłkarz jest inny?
Można ich przyrównać, mówimy o topowych zawodnikach, którzy potrafią w pojedynkę wygrać mecz. "Lewy" na pewno ma inną charakterystykę grania niż Lionel Messi czy Ronaldo, ale uważam, że powinno się go przyrównywać do innych najlepszych. Nie na darmo się strzela pięćdziesiąt bramek w sezonie, aplikuje cztery gole Realowi Madryt czy pięć trafień Wolfsburgowi. Taki wyczyn nie zdarza się nawet Messiemu. To mówi samo za siebie. Lewandowski ma w sobie coś szczególnego, piłka go szuka i potrafi strzelać. Gra bardzo dobrze dla zespołu, nie myśli egoistycznie na boisku.
Polacy są już o krok od awansu na mistrzostwa świata w Rosji. Ekipa Adama Nawałki będzie w stanie osiągnąć jeszcze więcej niż podczas ostatnich mistrzostw Europy we Francji?
Myślę, że są w stanie zrobić jeszcze więcej. Ten zespół cały czas się dociera, wchodzą nowi gracze do kadry i te cząsteczki się układają. Życzyłbym sobie, żeby zaszli jeszcze wyżej. Do zwycięstwa nad Portugalią podczas Euro zabrakło przecież naprawdę niewiele. Mam nadzieję, że odgryzą się Portugalii już podczas mistrzostw świata w Rosji.
Podczas mistrzostw świata na Bahamach reprezentacja Polski z panem w składzie przegrała trzy mecze i pożegnała się z turniejem. Nadzieje i ambicje były zapewne większe?
Na pewno nadzieje były większe. Niestety, ale wyszło to, czego się obawiałem - aklimatyzacja. Przylecieliśmy w poniedziałek, a pierwszy mecz graliśmy już w piątek. Z tego co się orientuję, bo znam zawodników z innych kadr, to oni przylatywali minimum tydzień przed zawodami. Nie mówię już o Tahiti, bo ta reprezentacja przyleciała sześć tygodni wcześniej. Problemem była też godzina rozgrywania meczów, o 15:30 było najgorzej. Z Brazylią graliśmy o 18 i już było lepiej.
Sam udział na mistrzostwach świata powinien zaprocentować i być gigantycznym doświadczeniem dla wielu kadrowiczów.
Ja na mistrzostwach świata byłem drugi raz, ale większość z chłopaków zameldowała się w takim turnieju po raz pierwszy. Dla tych, którzy w późniejszych latach mają stanowić trzon reprezentacji, ten występ na pewno się przyda. Organizacja była wzorowa z dużym rozmachem. Do tego aura kraju… Nie ukrywajmy, piękna miejscówka.
Jeszcze przed startem mistrzostw świata zakładał pan, że występ na Bahamach będzie zwieńczeniem kariery reprezentacyjnej?
Tak, trzy miesiące przed mistrzostwami mówiłem otwarcie, że na Bahamach skończę. Fajnie jest zwieńczyć karierę na mistrzostwach świata, niewielu zawodników ma tę możliwość. Stwierdziłem, że to będzie dobry czas. To odpowiedni moment, żeby zejść z tego piachu o własnych siłach.
Wielu zawodników, z którymi miałem okazję porozmawiać, mówią otwarcie, że Bogusław Saganowski jest ikoną beach soccera.
Fajnie jest coś takiego słyszeć. Starałem się robić wszystko, żeby grać jak najlepiej i promować Polskę w świecie. Pewnie gdybym znał język angielski, to zrobiłbym jeszcze więcej dla polskiego beach soccera i dla siebie i grałbym w wielu innych klubach poza granicami kraju.
Jak się zmieniła ta dyscyplina sportu od momentu, kiedy rozpoczynał pan swoją karierę do dzisiaj? Udało się zrobić duży krok naprzód?
Podoba mi się, że polskie drużyny przyjeżdżają na rozgrywki Ligi Mistrzów i w nich biorą udział. To są duże koszty, które ktoś musi pokryć. Nie ukrywam, że jest przepaść, ale z drugiej strony popatrzmy też na inne wyniki. Zawodnicy Silesia Beach Soccer byli w stanie pokonać Lazio Rzym w Euro Winners Cup. Mieli zostać postawieni przed katem, który wykona egzekucję i najlepiej, żeby wyrok był najmniejszy. Okazuje się, że była niespodzianka i zwycięstwo 5:4. Co do poziomu sportowego w Polsce, myślę, że stoimy na tym samym pułapie co kiedyś. Jak są tacy wariaci jak ja, pozytywnie zakręceni, to nie patrzą na to, ile mamy drużyn w kraju, tylko po prostu robią swoje. Każdy z nas wie o tym, że jeśli chcesz być w sporcie najlepszy, to musisz ciągle trenować i podnosić swój poziom. Życzyłbym sobie tego, żeby nasza reprezentacja i cały beach soccer w kraju poszedł wreszcie do przodu. Niestety, ale pewien okres w roku musimy przezimować, podczas gdy inni trenują cały czas, mają hale i wyjeżdżają na różne turnieje. Łatwym przykładem są Węgrzy, Białorusini czy Ukraińcy, oni jeżdżą nieustannie. Wiem, że w naszym kraju nie jest to do ogarnięcia. Sam na pół roku przed mistrzostwami nie podjąłem żadnej innej pracy tylko po to, by móc się przygotować do startu. Część chłopaków, która przyleciała na rozgrywki Ligi Mistrzów w Portugalii już ma problemy, bo brakuje im urlopów w pracy. Trzeba to usystematyzować na tyle, by chłopakom opłacało się wyjeżdżać. Na tym sporcie w Polsce nie da się zarobić.
Na następnej stronie przeczytasz o niesamowitych statystykach w kadrze Bogusława Saganowskiego. Strzelił on w biało-czerwonych barwach ponad 350 bramek.
[nextpage]
Wobec tych wszystkich kłopotów, kwestią bardzo ważną a może nawet fundamentalną byłoby zbudowanie hali, w której można by było grać cały rok, nie oglądając się na prognozę pogody. Wtedy wymiar beach soccera w Polsce byłby zapewne zupełnie inny.
Jestem jak najbardziej za tym, żeby taka hala powstała. Kiedyś mieliśmy sto drużyn w Polsce, teraz jest ich około 20, ale są to profesjonalne ekipy. Kiedy tylko pogoda jest lepsza, wszyscy zaczynają ciężko trenować. Taki obiekt dałby możliwość organizacji chociażby turniejów zimowych. Myślę, że inne zespoły z krajów pobliskich, jak Niemcy, Białoruś i Rosja chętnie by przyjeżdżały na takie rozgrywki. Jak byłem jeszcze trenerem, to dwa razy mieliśmy zaproszenie do Petersburga i korzystaliśmy z tego.
Przez te wszystkie lata gry w reprezentacji jest jakieś wspomnienie, które szczególnie utkwiło w pamięci?
Poznałem mnóstwo pozytywnych ludzi i do tej pory utrzymujemy ze sobą kontakt. Mógłbym wymieniać wiele nazwisk. Nie da się tego opowiedzieć w kilku zdaniach. Miejsce, w których byliśmy na zawodach beach soccerowych, cała otoczka, to zostaje w pamięci. Plaża, fajni ludzie, brak agresji, oklaskiwanie rywali - to jest kwintesencja tego sportu. Chociażby teraz, w czasie wolnym mamy okazję zwiedzać miasto Nazare w Portugalii, coś pięknego. Niedawno byłem przecież na Bahamach, ale Nazare robi różnice. Każdy kawałek wyjazdu ma swoją odrębną historię.
ZOBACZ WIDEO Czynnik ludzki nie może decydować o stracie milionów Euro. Dyskusja na temat systemu VAR w #dzieńdobryWP
Wyjątkowy jest ten klimat o którym pan mówi. Mam okazję przebywać z wami i obserwować, jak to wygląda od środka. Widzę tu fajne międzyludzkie relacje i wiem, że można z wami spędzać czas w wyjątkowo przyjaznej atmosferze. Pozytywne zakręcenie, część zawodników odkłada przeróżne sprawy po to, by móc tu być i pokazać się portugalskiej publiczności.
Dlatego właśnie można się w beach soccerze zakochać. To co mówiłeś wcześniej, raptem po chwili byłeś zauroczony całą tą otoczką. Jest atmosfera, podczas meczów gra muzyka, świeci słońce i kibice, którzy obserwują dziesięciu wariatów biegających po piasku jak małe dzieci, strzelający gole przewrotkami.
Widzi pan w kadrze swojego następcę, który za kilkanaście lat będzie mógł się pochwalić takimi statystykami w reprezentacji?
Widzę paru zawodników, którzy mają papiery na beach soccer, ale nie chcę mówić nazwiskami. Będę spokojnie z boku obserwował czy tak faktycznie będzie. Co do moich wykręconych statystyk, to myślę, że jest paru zawodników, którzy spokojnie przebiją te liczby. Nigdy nie chodziło mi o to, żeby wyśrubować statystyki nie do pobicia. Jakby tak było, to grałbym dalej i nikt na siłę by mnie z kadry nie wyrzucił do momentu, w którym sam bym wiedział, że się do tego poziomu nie nadaję. Chodziło o to, żeby zrobić przestrzeń dla następców. Moje miejsce zwolniło się dla młodego człowieka, który zacznie doceniać to, że ten sport jest fajny i przy okazji można zwiedzić kawałek świata. A przy tym dobrze się bawić i co najważniejsze, godnie reprezentować kraj.
Skoro mowa o tych statystykach, to zliczał pan dokładnie, ile było występów z orzełkiem na piersi i ile piłek wpadło do siatki?
Dokładnie nie liczyłem, ale zagrałem około 280 meczów i strzeliłem ponad 350 bramek. Nigdy nie miałem takiego podejścia, żeby dokładnie notować występy i gole. Na moje bramki pracowało zawsze dwunastu chłopaków. Grałem na pozycji tak zwanego obrotowego i moim zadaniem było strzelanie.
Myśli pan o tym, by w przyszłości po raz drugi poprowadzić kadrę, ale już wyłącznie z perspektywy ławki trenerskiej (Saganowski był przed laty grającym trenerem Polski)? U wszystkich zawodników cieszy się pan gigantycznym szacunkiem.
Na pewno bym chciał, choć nie ukrywam, że obecny trener Marcin Stanisławski zrobił kawał dobrej roboty. Jest przygotowany do tej pracy pod każdym względem. Chciałbym wrócić na ławkę trenerską, ale na pewno nie w najbliższej przyszłości. Jak się odchodzi ze sportu, to chciałoby się chwilę wyciszyć, stanąć z boku i spojrzeć na to chłodnym okiem po to, by złapać trochę dystansu i popatrzeć na mecze z perspektywy kibica. Wszystko działo się tak szybko, że nie miałem nawet chwili wytchnienia. Nie będę też zupełnie odpoczywał od beach soccera, bo zamierzam jeszcze pograć w klubie w kraju. Odsunę się nieco w cień i poczekam na to, żeby wypłynęli moi następcy i zaczęło się mówić o nich, a nie o Saganowskim.
Jest jeszcze coś, co chciałby pan osiągnąć w piłce klubowej, a do tej pory nie udało się tego osiągnąć?
Zdobyłem tytuł wicemistrza Ukrainy, wicemistrza Włoch, wicemistrzostwo świata ze Sportingiem Lizbona, puchar Włoch. Kilkukrotnie z Grembachem Łódź zdobyłem mistrzostwo Polski. Moim marzeniem jest jeszcze zdobycie mistrzostwa Polski z KP Łódź. Potrójna korona w kraju, czyli mistrzostwo, puchar i superpuchar byłby fajnym ukoronowaniem. To byłaby zdecydowana kropka nad i.