Aleksandar Vuković mocno o Arturze Borucu

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Ma pan żal o to, że musiał się domyślać, że nie otrzyma propozycji prowadzenia Legii w nowym sezonie?

Żeby było jasne: nie mam żalu o to, że wybrano kogoś innego. Bo od początku swojego powrotu byłem świadom, że pracuję tylko do końca sezonu. Sam wręcz uważałem, że czas dla mnie, by spróbować moich sił i poszukać szczęścia w innym miejscu. Rozczarowanie było tylko z tego powodu, że liczyłem na grę w otwarte karty. To była jedyna rzecz, jakiej oczekiwałem ze strony klubu. No cóż... Nie ma co oglądać się za siebie, trzeba iść naprzód.

To taka bardzo charakterystyczna dla Legii wpadka na poziomie komunikacji. Nikt nie wiedział, jak i kiedy to zakomunikować, więc w ogóle nie zakomunikowano, że będzie nowy trener. Teraz wszyscy się bawimy w idiotyczną grę, że nie wiemy, kto nim będzie, choć przecież wszyscy to wiedzą.

Pamiętam, że przed zwolnieniem mnie z Legii w 2020 r. dość mocno wyraziłem opinię, że naszym problemem jako klubu jest brak szacunku dla ludzi. I jeśli to się nie zmieni, to nic trwałego tu nie zbudujemy. Nadal mam tę samą opinię co dwa lata temu. Szacunek do człowieka to nie są najlepsze w Polsce warunki do pracy czy najwyższa krajowa pensja. Ja ten szacunek rozumiem inaczej.
Aleksandar Vuković wyciągnął Legię z największego kryzysu od 86 lat Aleksandar Vuković wyciągnął Legię z największego kryzysu od 86 lat
Mnie się wydaje, że ta konferencja Runjaicia w Szczecinie była mocno przedwczesna. Postawię tezę, że utrudniła Pogoni walkę o mistrzostwo, bo z tej drużyny najszybciej uszło powietrze z czołowej trójki, a jednocześnie Legia za chwilę odpadła z Pucharu Polski, a później przytrafiła się wam seria porażek w lidze.

To pana interpretacja. Ale mogę się z nią zgodzić. Nie wiem, jak było w Pogoni, ale wiem, że w naszej szatni temat nowego trenera, jego zwyczajów, jego wymagań, był mocno obecny. Takie myślenie o kolejnym sezonie na pewno nie pomogło w utrzymaniu koncentracji w obecnych rozgrywkach.

Mnie zdziwiło też coś innego. Widziałem, że było wielkie rozczarowanie, że Legia nie dała rady wygrać z Rakowem w półfinale Pucharu Polski. Jakby kibice zapomnieli, że Vuković ma personalnie tę samą drużynę, z którą Michniewicz dramatycznie i mało skutecznie bronił się jesienią przed spadkiem, minus dwóch bardzo dobrych piłkarzy: Luquinhasa i Emreliego. Wymagano od was cudów, tymczasem okazało się, że przy braku kontuzjowanego wówczas Wszołka Legia jest w ofensywie bezradna. Szczególnie jeśli musi grać dwoma młodzieżowcami. Ten wymóg w Pucharze Polski kompletnie obnażył ówczesny potencjał drużyny i nie wystawił dobrego świadectwa Akademii Legii.

Pamiętajmy, że z trójki naszych podstawowych młodzieżowców Cezary Miszta, Maik Nawrocki i Maciej Rosołek wypadło dwóch pierwszych z powodu kontuzji. To mocno skomplikowało nam życie, bo kolejni młodzieżowcy nie byli gotowi, by grać całe mecze w sytuacji, w jakiej była wtedy Legia, czyli z nożem na gardle. To nie są warunki do ogrywania młodzieży. Ale kiedy tylko mogliśmy, dawałem im szansę. W tym roku wygramy klasyfikację Pro Junior System, a przypomnę, że w ubiegłym sezonie tak nie było. Natomiast co do półfinału z Rakowem, to może właśnie zabrakło nam w kluczowym momencie tych piłkarzy, którzy zimą odeszli. Luquinhas i Emreli mogliby nam dodać trochę tej piłkarskiej jakości, jaką mieli nasi rywale. W lidze udało się z Rakowem zremisować, ale w meczu pucharowym już w 5. minucie straciliśmy bramkę, trzeba było pokazać trochę atutów w ofensywie. Na tamten moment nie byliśmy w stanie dużo więcej zrobić.

Ale kilka dni później pojechaliście do Lecha, który w tym sezonie sięgnął po mistrzostwo, i zdołaliście w Poznaniu zremisować. Co ciekawe, poza kontrowersyjną końcówką przez większość meczu skutecznie zneutralizowaliście rywali w środku pola. Lech bardzo rzadko dochodził do sytuacji bramkowych. 

O powodzeniu takiej gry zdecydowała organizacja naszej gry w defensywie. Nie tylko formacji obrony, ale całego zespołu. W ogóle uważam, że poprawienie tego elementu to jeden z największych naszych sukcesów w tej rundzie.

Jak to się stało, że krytykom pana osoby udało się narzucić, że pan jest trenerem od atmosfery, a na taktyce zna się pan średnio. Przecież to absurd w stosunku do trenera, który miał w Polsce konkretne osiągnięcia.

Mobilizacją i robieniem atmosfery w szatni to ja wygrałem jedno spotkanie. To było to 4:0 z Zagłębiem Lubin w grudniu przy Łazienkowskiej, gdy trafiłem do drużyny raptem 24 godziny przed meczem i nie miałem innych narzędzi. Tamta wygrana była zbudowana na emocjach, na pobudzeniu drużyny, na wejściu zawodnikom na honor i ambicję. Na odprawie nawet o hymn Polski się oparło! Ale to jest sztuka na jeden raz. Nie da się na tym budować co tydzień. Trzeba mieć plan i pomysł taktyczny. Trener, który jest nieprzygotowany taktycznie, nie ma szans na posłuch w takiej drużynie i takim klubie jak Legia.

Ja nie muszę na konferencjach kokietować dziennikarzy swoim warsztatem, żeby zapewnić o moich umiejętnościach taktycznych. Wiem, ile potrafię, bo mam dobrą skalę porównawczą. Czerpałem od kolejnych trenerów, którzy pracowali przy Łazienkowskiej, a ja byłem w ich sztabie. Od Stanisława Czerczesowa, Besnika Hasiego, Jacka Magiery, Ricardo Sa Pinto czy dwóch Chorwatów, którzy prowadzili Legię. Od każdego coś wziąłem i wiem, jak wygląda przygotowanie taktyczne drużyny. Nie mam pod tym względem żadnych kompleksów.
Aleksandar Vuković w latach 2001-2004 i 2005-2008 rozegrał dla Legii 239 spotkań Aleksandar Vuković w latach 2001-2004 i 2005-2008 rozegrał dla Legii 239 spotkań
Jak obserwuję pana miłość do Legii,  to ona jest dla pana trochę jak narkotyk. Ciągnie pana do tego narkotyku, a nie jestem pewien czy dla pana trenerskiego rozwoju to na pewno jest najlepsza droga.

Kiedy przychodziłem ratować Legię w grudniu ubiegłego roku, to mówiłem, że nie robię tego ani dla prezesa, ani dla dyrektora, tylko dla klubu, bo on jest dla mnie ważny, bo tu spędziłem pół życia. I tego nie żałuję. Legia mogła być dzisiaj na miejscu Wisły Kraków i rozmawialibyśmy w innym nastroju. W Warszawie też się wszystkim wydawało, że wielki klub taki jak Legia nie może spaść. Może, mamy dzisiaj na to przykład Wisły. Ale rzeczywiście pozostanie na kolejny sezon w Legii - choć dla mnie na pewno atrakcyjne - nie rozwinęłoby mnie na tyle, ile może dać mi praca w nowym miejscu. Czas już na to.

Podobno miał pan propozycję pracy z Węgier, ale jej nie przyjął. Czyli coś się szykuje w Polsce? W Ekstraklasie?

Jest spore zainteresowanie, więc rozmawiam. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Na pewno chcę wybrać mądrze. Marzenie to trafić do takiego długotrwałego i mądrego projektu, do jakiego kilka lat temu trafił Marek Papszun. On wcale nie zaczynał z Rakowem od Ekstraklasy, ale w klubie mu zaufano, dano czas, pozwolono spokojnie pracować i dziś drużyna z Częstochowy jest topową siłą Ekstraklasy. Polska to jest miejsce, gdzie jako trener zaistniałem, ale mam też propozycje z zagranicy i być może z tej opcji skorzystam. Nie podjąłem jeszcze decyzji.

Rozmawiał Dariusz Tuzimek, dziennikarz WP SportoweFakty

Czy Vuković powinien nadal prowadzić Legię?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×