Arka Gdynia była topowym pierwszoligowcem rundy wiosennej, do barażów dostała się z trzeciego miejsca w tabeli, więc grała w nich na własnym stadionie. Nie poradziła sobie już w półfinale i przegrała 0:2 z szóstym w sezonie zasadniczym Chrobrym Głogów. W pierwszej połowie straciła gola po strzale Dominika Piły, a drugi cios zadał jej Mikołaj Lebedyński.
- Mówiliśmy wcześniej, że najpierw trzeba wywiązać się z roli faworyta w meczu u siebie z Chrobrym. Dopiero później przygotowywać się do decydującego meczu w niedzielę. Nieporozumienie w defensywie kosztowało nas utratę bramki w pierwszej połowie - mówi Ryszard Tarasiewicz, trener Arki.
- W dalszej fazie meczu mogliśmy spokojniej rozgrywać piłkę. W sytuacjach podbramkowych było tak, że nie wpadało nam to, co we wcześniejszych spotkaniach wpadało. Popełnialiśmy niewymuszone błędy techniczne - wylicza Tarasiewicz. - Nie mam pretensji do piłkarzy. Oni nie oszukują na boisku, nie kalkulują - dodaje szkoleniowiec.
ZOBACZ WIDEO: Jak czytać grę Bayernu? Wiemy, o co chodzi prezesom mistrza Niemiec
Arka straciła dwie szanse na powrót do PKO Ekstraklasy. Pierwsza była w sezonie zasadniczym, w którym dzięki dobremu rozpoczęciu rundy wiosennej, przesunęła się na miejsce premiowane bezpośrednim awansem. Później rozpoczęły się jednak jej potknięcia.
- Skończyło się to niezbyt sympatycznie i szkoda, ponieważ włożyliśmy dużo wysiłku w walkę o bezpośredni awans do ostatniej kolejki. Wszyscy jesteśmy smutni, ponieważ zabrakło nam punktu, a teraz odpadliśmy w barażu. Myśleliśmy, że uda nam się zrealizować w drugim podejściu to, co nie udało się w pierwszej wersji - opowiada Tarasiewicz.
- Na pewno wyróżniający się piłkarze dostaną teraz propozycje z ekstraklasy. Zarząd będzie decydować o ich przyszłości. Podejmie decyzje, po rozmowach z zawodnikami, czy pozostaną oni jeszcze przez rok na poziomie I ligi - dodaje trener.
Czytaj także: Demolka w półfinale barażu o Fortuna I ligę!
Czytaj także: Szalona radość Ruchu Chorzów w dogrywce