Skiczko jest na Ukrainie cenionym komentatorem piłkarskim. Do tej pory można go było usłyszeć przy meczach La Liga, Serie A, Ligue 1 i europejskich pucharów - między innymi Ligi Mistrzów. Skiczko jest pracownikiem grupy MEGOGO - największej i najpopularniejszej platformy medialnej w Ukrainie. Od momentu ataku Rosji na Ukrainę, dziennikarz z dnia na dzień zaangażował się jednak w pomoc armii.
Przez prawie dwa miesiące trwania wojny Skiczko był wolontariuszem. Wtedy łączył obowiązki zawodowe z pomocą. Na przykład wieczorem komentował mecz Juventusu z Interem Mediolan we włoskiej lidze, a na drugi dzień rano odbierał paczki z różnych części świata z akcesoriami dla żołnierzy i cywilów.
Drugie życie
Rozpakowywał ubrania w magazynie, kupował lekarstwa. Zbierał pieniądze, by zamówić zestawy medyczne potrzebne żołnierzom. Gdy jego Kijów był bombardowany, Skiczko wywiózł rodzinę z miasta w bezpieczne miejsce. Zrobił to na początku wojny.
Opowiadał nam, jak wygląda jego nowa codzienność. - Dzień zaczynam od 6 rano. Zajmuje się głównie "czuwaniem" i regularnym sprawdzaniem mapy. Informuję o możliwych zagrożeniach ze strony rosyjskich samolotów. Oczywiście - jestem na etapie nauki: taktyki, studiowania mapy, psychologii wojennej, obsługi broni i strzelania z niej. Tak jednak wygląda moje nowe życie - relacjonował.
Mówił wówczas, że na dobre zerwał z zawodem. - Sporadycznie zdarzy się, że rzucę okiem na jakiś mecz, ale zazwyczaj nie ma na to czasu. Najczęściej, gdy ligi grają, ja uczę się nowych obowiązków. Jesteśmy na poligonach, strzelamy, ale nie mam żalu, po prostu nastały nowe czasy - komentował.
Przepustka na finał
Urodziny obchodził kilka dni temu, w terenie, z bronią przy piersi, w hełmie i wojskowym uniformie. Skiczko nie spodziewał się, że będzie mógł wrócić do pracy. Za mikrofonem usiadł po kilku miesiącach przerwy, przez chwilę poczuł się jak w starym życiu.
- Przyznam, że wcale tego nie planowałem - mówi nam Wadim Skiczko. - Odezwał się do mnie szef mojej stacji i powiedział: "Jeżeli uzyskasz zgodę, skomentujesz finał". Zapytałem dowódcy, czy zgodzi się wydać mi przepustkę, nie robił mi problemów - opowiada dziennikarz. - Emocje były niesamowite. Żyję teraz w zupełnie innej rzeczywistości. Nigdy nie pomyślałbym, że urodziny spędzę w wojsku. I że za kilka dni znowu znajdę się w studiu - komentuje dziennikarz.
Skiczko skomentował finał Ligi Mistrzów ze studia telewizyjnego w Kijowie. - Zastanawiałem się, jak mi pójdzie po takiej przerwie. Nie pracowałem w zawodzie trzy miesiące, ale nie zapomniałem języka w gębie. Przynajmniej tak mi się wydaje - puszcza oko nasz rozmówca.
To był drugi finał Ligi Mistrzów skomentowany przez Skiczkę. W 2018 roku dokładnie te same drużyny zagrały ze sobą w Kijowie. Cztery lata temu też wygrał Real Madryt (3:1).
- Chłopaki w wojsku nie wiedzieli, że jestem dziennikarzem sportowym. Z natury nie lubię się chwalić. Poza tym - w mundurze każdy wygląda tak samo, a do tego w obecnych czasach skupiamy się na innych sprawach. W każdym razie - chłopaki byli mocno zaskoczeni, gdy zobaczyli mnie w telewizji, a później - jak gdyby nigdy nic - znowu w wojsku - uśmiecha się Skiczko.
Nie miał wyjścia
Ukraiński dziennikarz sportowy jeszcze przed wybuchem wojny podkreślał, że w przypadku ataku Rosji, samowolnie wcieli się do armii. - Gdy widzisz, co dzieje się w twoim kraju, gdy gwałcą i mordują ludzi, gdy widzisz brutalność i zniszczenia, po prostu nie masz wyboru. Z jednej strony jestem prawnie zobowiązany do pomocy Ukrainie, z drugiej - od początku byłem gotowy wziąć udział w obronie państwa - wyjaśnia nasz rozmówca.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty
Polak tłumaczy dantejskie sceny we Francji. "Ludzie nie boją się policji"
Wstrząsająca relacja piłkarza. "Trzymali ją w celi jak złodzieja"