Dytiatjew żegna się z Cracovią po pięciu latach. Rozegrał dla klubu 81 meczów, zdobył Puchar i Superpuchar Polski. Ostatni sezon był dla zawodnika trudny z wielu względów. Po pierwsze - wypadł ze składu drużyny, po drugie - łączył treningi z innymi zajęciami. Ołeksij Dytiatjew pomagał Ukraińcom, którzy opuścili kraj i przyjechali do Polski ze względu na wojnę. Zawodnik znajdował rodakom mieszkania, pomagał w tłumaczeniu, zaopatrywał też wojsko w niezbędne rzeczy potrzebne na wojnie - między innymi hełmy, kamizelki, noże czy lekarstwa.
Piłkarz oddał na aukcje internetowe wiele swoich koszulek piłkarskich, a pieniądze wysyłał dla potrzebujących w Ukrainie. - Sprzedałem wszystkie komplety, jakie miałem - opowiada nam zawodnik. - Koszulki kupowali Polacy, kibice Cracovii. Jeden z nich, gdy odbierał paczkę osobiście, powiedział zdanie, które najbardziej zapadło mi w pamięci: - Dziękuję, bo walczycie nie tylko za swój kraj, ale także za naszą wolność - podsumował.
Porwana sędzia
Dytiatjew przekonuje się, jak prawa obywateli łamane są w jego kraju. Irina Pietrowa, ukraińska arbiter piłkarska i znajoma zawodnika z rodzinnego miasta, została aresztowana, ponieważ odmówiła sędziowania w prorosyjskim turnieju zorganizowanym w "Dniu Zwycięstwa" (rosyjskie święto obchodzone 9 maja). W areszcie w Nowej Kachowce (miasto na południu Ukrainy w obwodzie chersońskim) spędziła kilkanaście dni.
ZOBACZ WIDEO: Jak czytać grę Bayernu? Wiemy, o co chodzi prezesom mistrza Niemiec
- Opowiadała, że trzymali ją w celi, w schronie, jak złodzieja - mówi Dytiatjew. - Na szczęście nie zrobili jej krzywdy. Rozmawialiśmy krótko, Irina mówiła, że znacznie gorzej traktują mężczyzn, dochodzi do przemocy - mówi nasz rozmówca.
Dytiatjew opowiada też, jak doszło do uwolnienia kobiety. - Po tym, gdy o jej zatrzymaniu zrobiło się głośno na świecie, w sprawę zaangażował się wysoko postawiony negocjator. Udało się porozumieć z Rosjanami, ale grozili jej, musiała opuścić nasze miasto. Przez Krym dotarła do Polski, a później wróciła na Ukrainę, jest teraz bezpieczna w Kijowie - komentuje Dytiatjew.
Nowe prawo
Nowa Kachowka jest okupowana przez rosyjskie wojska od pierwszych dni wojny. W mieście przebywa rodzina zawodnika. - Rosjanie stworzyli na naszych ziemiach nowe, swoje "prawo". Trzeba im płacić "haracze", nie ma pracy, a osoby opowiadające się za Ukrainą są zamykane w piwnicach. Wojsko przeszukuje ludzi, każe rozbierać się do majtek - opowiada.
- Dlatego większość ludzi siedzi cicho, bo rosyjskie wojska reagują bardzo agresywnie na wszelkie przejawy patriotyzmu - kontynuuje. - Większość milczy i czeka na naszych żołnierzy. Mentalnie naprawdę trudno tam wytrzymać - przekonuje zawodnik.
Piłkarz jest w kontakcie ze swoją rodziną. Bliscy Dytiatjewa nie mogą wyjechać z miasta ze względów bezpieczeństwa. Już wcześniej wojsko było bezwzględne, ostrzeliwało samochody cywilów. W takich okolicznościach ginęły rodziny z malutkimi dziećmi.
- Są tam moi rodzice, czekają, jak my wszyscy, choć nie wiem na co... W mieście nie ma Internetu, ale jest zasięg i codziennie do siebie dzwonimy - mówi. - W porównaniu do innych miejsc w Ukrainie, Nowa Kachowka nie jest ogarnięta aż taką patologią - tłumaczy. - Oczywiście, są kradzieże i inne złe rzeczy, ale nie na taką skalę. Powiedzmy, że w porównaniu do innych miast, wojsko zachowuje się "normalnie" - porównuje.
W kontakcie z innymi piłkarzami
Piłkarz zaangażował w pomoc także innych zawodników z Ukrainy, grających w ekstraklasie. - Jestem w stałym kontakcie z Ihorem Charatinem z Legii. Od razu do niego dzwonię, gdy ktoś potrzebuje wsparcia w Warszawie. Ihor błyskawicznie reagował i pomagał na przykład zorganizować kwaterę dla rodzin - mówi nam Dytiatjew.
Nasz rozmówca uruchomił siatkę kontaktów. W logistyce pomaga mu też Artem Putiwcew z Termaliki. Pieniądze na front wysyła Jewhen Konoplanka (Cracovia). Dytiatjew czuje też duże wsparcie ze strony kibiców Cracovii.
- Byłem kilka razy w ich sektorze - kontynuuje. - Niedawno pojawiłem się tam z ukraińską flagą. Zawsze dobrze żyłem z kibicami, wspierali mnie przed kontuzją, po urazie i teraz: w czasie wojny. Usłyszałem od nich, że dalej będą wspierać Ukrainę i za to im dziękuję - mówi.
Nie ma do czego wracać
Dytiatjew przez ostatnie pół roku trenował z rezerwami Cracovii. - Jestem zdrowy, po kontuzji nie ma śladu, w końcu minął już rok. Cóż mogę powiedzieć, takie zapadły decyzje, szkoda - komentuje. - Mam kontrakt do końca czerwca, ale nic się nie zmieni. Nie było rozmowy o przedłużeniu umowy, szukam nowego klubu - wyjaśnia.
- Chciałbym zostać w Polsce, bo szczerze mówiąc, nie mam do czego wracać - przypomina. - Moje miasto jest okupowane. Dopóki to się nie zmieni, nie mogę jechać na Ukrainę - kończy.
Chce podziękować kibicam Cracovii za to ze tak niesamowicie mnie wspieraliscie przez 5 lat. Naprawdę, doceniam. Cracovia to WY! Zostaniecie na zawsze w moim sercu.Bardzo chciałem pożegnać się z Wami tak jak to powinno wyglądać - na stadionie! pic.twitter.com/SSLn3AenXC
— Alex Dytiatiev (@dytiatiev) May 25, 2022
Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty
Ceniony niemiecki ekspert nie ma wątpliwości. "To będzie brudny koniec"
Piłkarz Cracovii pomaga na granicy. "Dostaje pytania o sprzęt wojskowy"