Na szczęście trenerom nie ścina się głów - rozmowa z Piotrem Pierścionkiem, trenerem Zagłębia Sosnowiec

Po kadrowej rewolucji i trzech punktach w ostatnim spotkaniu na Stadionie Ludowym, przyszła porażka w wyjazdowym meczu z Jarotą Jarocin. Trener Piotr Pierścionek opowiedział nam o problemach ze skutecznością, braku stabilizacji i o tym, że na pewno się nie podda.

Piotr Tafil: Zagłębie przegrało trzeci kolejny mecz na wyjeździe...

Piotr Pierścionek: Mamy dokładne odwrócenie sytuacji z poprzedniego sezonu. Wtedy nie zdobywaliśmy punktów na Stadionie Ludowym, teraz są olbrzymie problemy z meczami wyjazdowymi.

Co jest największym mankamentem w grze Zagłębia?

- Panuje niewytłumaczalna dla mnie niemoc w ataku. Teoretycznie mamy w składzie czterech napastników: Marcina Lachowskiego, Krzysztofa Myśliwego, Huberta Jaromina i Michała Filipowicza. Tymczasem w dziewięciu spotkaniach zdobywamy jedenaście bramek, z czego cztery w jednym meczu. Nie licząc tego spotkania ze Ślęzą, daje to średnią poniżej jednej bramki na mecz. Skuteczność jest katastrofalna. Stwarzamy bardzo wiele sytuacji, ale brakuje nam farta.

Z napastników, których pan wymienił, bramki strzelał tylko Lachowski. Teraz i on się zablokował. Może warto postawić na tych, którzy do tej pory nie dostawali wielu szans. Myślę choćby o Andrzeju Wściubiaku, czy Konradzie Koźmińskim.

- Andrzej Wściubiak dostawał swoje szanse w kilku meczach i nie strzelał bramek To jest zawodnik niespełna 19-letni i niestety w tym momencie nie pomoże nam w wygrywaniu. Jeżeli chodzi o Konrada Koźmińskiego, to chcieliśmy go wypożyczyć, bo nie był w najlepszej formie. Teraz spuścił głowę i nic nie wskazuje na to, by miało się to zmienić.

Co można zrobić w tej sytuacji? Czekać aż Krzysiek Myśliwy odzyska formę?

- Krzysiek nadal jest daleki od dyspozycji z poprzedniego sezonu. W meczu z Jarotą wpuściłem go w drugiej połowie, cofając jednocześnie Marcina Lachowskiego do pomocy. Krzysiek, tak jak w poprzednim sezonie tworzył linię ataku z Michałem Filipowiczem. Mieliśmy prawo mieć wobec niego duże oczekiwania. Niestety, dał bardzo słabą zmianę.

Do tej pory problemy były tylko w ofensywie. W meczu z Jarotą słabo zagraliście w obronie, a dwie bramki zawalił Adam Bensz.

- To były indywidualne błędy. Do Jarocina nie przyjechało Zagłębie tylko Święty Mikołaj. Jedna bramka padła po tym, jak Hubert Jaromin postanowił się kiwać na 20. metrze. Druga po błędzie bramkarza, trzecia po fatalnym rozegraniu stałego fragmentu. Prawda jest taka, że sami stwarzaliśmy dla siebie zagrożenie.

Adam Bensz już w kilku wcześniejszych meczach nie bronił zbyt pewnie. Szykuje się zmiana na tej pozycji?

- Nie. Adam wcześniej bronił solidnie. Faktycznie, przy dwóch bramkach mógł się zachować lepiej i po meczu w szatni przeprosił chłopaków za swoje błędy. Natomiast największy problem mamy w ofensywie.

Po meczu z Lechią dokonał pan rewolucji kadrowej i w następnej kolejce zagraliście nieźle. Teraz znowu porażka…

- No właśnie, przeciwko Jarocie zagrali ci sami ludzie, którzy zdobyli 3 punkty w meczu z Nielbą. Drużyna jest bardzo chimeryczna. Mamy problem z ustabilizowaniem formy.

Może piłkarze są zmęczeni. Grają po dwa mecze w tygodniu.

- Kilka drużyn w lidze też gra dwa razy w tygodniu, ale jest to dla nas pewna uciążliwość. Po meczu z Jarotą piłkarze dostają dzień wolnego. We wtorek mamy rozruch przed meczem pucharowym z Górnikiem Zabrze. W środę gramy. W czwartek rozruch i w piątek jedziemy na mecz do Bydgoszczy. Brakuje czasu na normalny trening i głębszą analizę gry zespołu.

Przed wami trudne mecze z Górnikiem Zabrze i Zawiszą Bydgoszcz. Jeżeli nie wygracie przynajmniej jednego, to właściciel klubu może stracić cierpliwość.

- Na szczęście trenerom nie ścina się głów, tylko zwalnia. Rok temu popełniłem błąd i za szybko się poddałem. Teraz na pewno się nie poddam. Jeżeli zarząd uzna, że brak skuteczności i błędy indywidualne są moją winą, to z pokorą przyjmę ich decyzję.

Komentarze (0)