Monika Błaszczyk: Tydzień z Górnikiem zakończył się dla was remisem z łęcznianami. Dwa razy musieliście gonić wynik. To jest tylko remis, czy aż remis dla Pogoni?
Tomasz Parzy: Trudno powiedzieć. Z kolegami z zespołu myśleliśmy, że po zwycięstwie w Zabrzu podtrzymamy zwycięską passę i wygramy z łęcznianami. Dostaliśmy w zasadzie taką bramkę gong, bo Górnik nie stworzył sobie klarownych, stuprocentowych sytuacji. Oddali dwa strzały na bramkę Krzysia Pyskatego i zdobyli dwa gole. Wydaje mi się, że stworzyliśmy o wiele więcej sytuacji, a Górnik nas skontrował i musieliśmy gonić wynik. Chwała Piotrkowi Petaszowi, że dwa razy uderzył tak celnie i doprowadził do remisu. Trzeba szanować ten punkt.
Nie spada na was zbyt wielka presja? Gdyby mecz z Górnikiem Łęczna był wygrany, te kilka tysięcy kibiców mogłoby zaśpiewać "Mamy lidera". Pogoń zbliżyłaby się do Górnika Zabrze i wyprzedziła Flotę.
- Wydaje mi się, że radzimy sobie z presją. Nie zastanawiamy się przed meczem nad tym, czy będziemy na pierwszym czy na drugim miejscu. Wychodziliśmy na spotkanie z Górnikiem z myślą, by przedłużyć passę zwycięstw. Zostawiliśmy na boisku sporo zdrowia, walczyliśmy do końca o wygraną, ale niestety nie udało nam się. Może gdybyśmy wykorzystali swoje sytuacje, cieszylibyśmy się ze zwycięstwa.
Sporą zasługę w tym, że wyrównaliście mieli kibice Pogoni. W najgorszym momencie dla was, przy stanie 1:2, cały stadion śpiewał i tańczył. Zabawa fanów wyglądała co najmniej tak, jakbyście to wy wygrywali...
- No tak, kibice nam z pewnością pomogli. Myślę, że podziękowali nam w ten sposób także za wygraną w Zabrzu, gdzie nie występowaliśmy w roli faworyta. W meczu z łęcznianami fani stworzyli bardzo fajną atmosferę i oby tak dalej. Mam nadzieję, że dobrymi wynikami przyciągniemy na trybuny kolejne tysiące kibiców.
Górnik Łęczna zajmował przed meczem z Pogonią odległą, 14. pozycję w tabeli. Patrząc na personalia tego zespołu, to powinien gościć w czołówce tabeli.
- Jest to na pewno ciekawa drużyna. Zaczęli sezon bardzo słabo, bo od porażek. Musieli to przełamać i później mieli serię remisów i do tego dwa zwycięstwa. Zdobyli dziesięć punktów. Po meczu z nami można śmiało powiedzieć, że nie jest to słaby zespół i nie są tylko chłopcami do bicia.
Przed sezonem unikaliście klarownej odpowiedzi na pytanie, co chce Pogoń osiągnąć. Jesteśmy na półmetku pierwszej rundy, można już chyba śmielej odpowiedzieć na pytanie, o co gra Duma Pomorza?
- Na pewno gramy o jak największą zdobycz punktową w całym sezonie. W każdym meczu walczymy o komplet punktów, co pokazaliśmy chociażby w Zabrzu. Chcemy po pierwszej rundzie zajmować jak najwyższe miejsce. Jeśli będziemy w ścisłej czołówce, to wszystko przed nami.
Czyli walka o awans, jeżeli po pierwszej rundzie będziecie zajmować jedną z pierwszych pozycji w tabeli?
- Jest wiele drużyn, które chcą wygrywać, a liga jest wyrównana, co pokazuje tabela. Każde potknięcie może spowodować spadek o kilka pozycji. Myślę, że na jakieś deklaracje trzeba poczekać do końca pierwszej rundy. Jesteśmy świadomi, że swoimi ostatnimi wynikami rozbudziliśmy apetyt kibiców, ale trzeba być spokojnym.
Przed Pogonią mecz Pucharu Polski z Polonią. Czy zespół z Warszawy jest w waszym zasięgu?
- Myślę, że Polonia jest do ogrania, tym bardziej w Pucharze Polski. Jest na pewno silnym zespołem, doceniamy go, ale ostatnio nie wiedzie mu się najlepiej. Warszawianie przed sezonem zapowiadali, że interesują ich tylko najwyższe lokaty, ale kilka strat punktów sprawiło, że odstają od czołówki. Myślę, że nie ma zespołów nie do ogrania. Trzeba powalczyć.
Powracając do meczu z Górnikiem Zabrze, zastanawiam się, czy wygrana Pogoni faktycznie była taką wielką sensacją? Przecież do Zabrza przyjechała wtedy czwarta drużyna w tabeli, która miała stratę pięciu punktów do lidera...
- Górnik, występując u siebie, nie przegrał aż do spotkania z Pogonią. To zabrzanie byli faworytem. Jednak my zrobiliśmy szczecińskim kibicom niespodziankę i sobie chyba także. Oby jak najwięcej takich meczów.