Barista, który dał Australii mundial. Media nadal piszą o jego zachowaniu

Getty Images / Na zdjęciu: Andrew Redmayne
Getty Images / Na zdjęciu: Andrew Redmayne

Andrew Redmayne jeszcze pięć lat temu zamierzał zakończyć karierę piłkarską. Skończył kursy na baristę i miał otrzymać pracę w kawiarni. Wtedy podjął jeszcze jedną próbę powrotu do formy. Teraz zbiera tego owoce, choć spotyka się ze sporą krytyką.

Andrew Redmayne jako nastolatek mógł trafić do Arsenalu. Londyńczycy postawili jednak na Wojciecha Szczęsnego. Australijczyk pozostał więc w ojczyźnie, ale nie do końca wszystko potoczyło się po jego myśli. W 2016 roku w wieku 27 lat był zdecydowany na zakończenie kariery. Jego forma była fatalna, a on sam poczuł, że musi spróbować czegoś nowego.

Zdecydował, że przyjmie pracę w kawiarni u swojego kolegi. Wcześniej ukończył kursy na baristę. Nowe obowiązki miał łączyć ze studiami. Z kolei po studiach miał zostać nauczycielem w szkole podstawowej i odejść z kawiarni. Plan był jasno sprecyzowany. Wtedy na jego biurku zadzwonił telefon. To działacze Sydney FC. Redmanye był w szoku. Zaproponowano mu kontrakt.

- Uwierzyłem w siebie. Po prostu wcześniej uważałem, że nie jestem wystarczająco dobry. To był dość trudny etap w moim życiu - tłumaczył Redmanye w rozmowie z "The Guardian".

ZOBACZ WIDEO: Będzie produkcja o polskim piłkarzu. "Rozmowy są bardzo zaawansowane"

Nigdy nie jest za późno na marzenia

Dokładnie 2 stycznia 2017 roku podpisał umowę z tym klubem, a to kompletnie odmieniło jego życie. Redmanye z biegiem czasu stawał się coraz lepszy. O kadrze narodowej jednak nie myślał.

W 2019 roku spełnił swoje marzenie. Zadebiutował w reprezentacji Australii w meczu towarzyskim z Koreą Południową. Na kolejny występ w kadrze czekał dwa lata. Było warto. Australia pokonała Nepal 3:0 i pozostała w walce o mistrzostwa świata. Później Redmayne znów musiał długo czekać, ale tym razem został bohaterem swojej drużyny.

Te sceny na pewno pozostaną w pamięci kibiców na długo. Redmayne wszedł na boisko w finale baraży o mundial z Peru pod koniec dogrywki - w 121. minucie. 33-latek wcielił się w rolę zadaniowca. Podczas rzutów karnych stworzył prawdziwe show. Próbował dekoncentrować rywali swoim tańcem, podobnie jak Jerzy Dudek podczas finału Ligi Mistrzów w Stambule. Efekt był dla Australijczyka wspaniały. Wybronił jeden rzut karny, zapewniając swojej reprezentacji awans na mundial.

Uwielbiany i krytykowany

Na tańcu się jednak nie skończyło. Kamery zarejestrowały, jak w trzeciej serii jedenastek Redmayne wyrzucił poza boisko bidon swojego rywala, a to mogło mieć kluczowy wpływ na dalsze losy rywalizacji. Bramkarz z Peru miał bowiem przygotowane na bidonie instrukcje dotyczące kierunku oddawania strzałów przez poszczególnych Australijczyków.

Redmayne został bohaterem w swoim kraju i nadal znajduje się na czołówkach gazet i portali. Przede wszystkim kibice darzą go wielkim szacunkiem. Jednak nie każdemu spodobały się jego zagrania. Bramkarza skrytykowali nawet australijscy dziennikarze.

- Wyobraź sobie, że to peruwiański bramkarz ukradł notatki naszego zawodnika i skakał jak dmuchawiec na wietrze, żeby dostać się do głów naszych piłkarzy. Cała Australia byłaby wściekła z powodu oszustwa - pisał Malcolm Knox w "Sydney Morning Held".

- Gdyby to był mecz szkolny i bramkarz zachowałby się w ten sposób, doszłoby do inwazji na boisko przez rodziców i wściekłej wymiany listów, po której następowałyby publiczne przeprosiny przez dyrektora - dodał.

"Daily Mail" z kolei zwróciło uwagę na fakt, że w peruwiańskiej prasie nikt nie miał pretensji do australijskiego bramkarza. Porażka reprezentacji Peru została przyjęta z honorem. Redmayne z kolei może spełnić za kilka miesięcy kolejne marzenia. Mundial czeka.

Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
AS Roma dostała ofertę za Zalewskiego
Sensacyjny transfer Radomiaka. Polski klub ściąga piłkarza z Liverpoolu!

Źródło artykułu: