Lato wszech czasów. Dzięki "Lewemu"

Getty Images / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Getty Images / Na zdjęciu: Robert Lewandowski

To spora rzadkość, by w jednym oknie transferowym miejsca pracy zmieniali piłkarze uchodzący niemal w komplecie za najlepszych napastników świata - same łakome kąski. Czy jednak te ruchy wpłyną na faktyczny układ sił w europejskiej piłce klubowej?

Jeśli klub zmieniają najlepsi współcześnie piłkarze, to kierunki ich zainteresowań są mocno ograniczone. Ci najwięksi bukują bilety do Paryża, Manchesteru, Liverpoolu, Madrytu, względnie Monachium.

Zdarza się, że również do Londynu, Barcelony, Mediolanu i Turynu, ale tu - z niewielkimi wyjątkami - chodzi przeważnie o graczy co prawda o uznanej już marce, lecz nie takich, którzy w najbliższych latach zdominują piłkarski świat i będą częścią długoletnich projektów.

Angielskie kolosy

Pamiętając o finiszu poprzedniego sezonu w Champions League, na ruchy musiały zdecydować się dwa największe angielskie kluby, przede wszystkim zaś Liverpool. Juergen Klopp doszedł do wniosku, że choć zbudował potwora, to jednak inni potrafili znaleźć na niego antidotum. Nie mógł zwlekać z przebudową zespołu, bo stagnacja postępowi nie służy.

ZOBACZ WIDEO: "Z Pierwszej Piłki". W co gra Bayern? Taką strategię obrał mistrz Niemiec ws. Lewandowskiego

Stracił Sadio Mane, lecz pozyskał gracza wymagającego jeszcze szlifu, lecz takiego, który może zastąpić zarówno Senegalczyka, jak również Brazylijczyka Roberto Firmino, choć jest przecież innym typem napastnika. Właściwie trudnym do zdefiniowania, syntezą cech jego wielkich rodaków - Luisa Suareza, Diego Forlana i Edinsona Cavaniego.

Pozyskał zawodnika, który zaanektuje pole karne, ale również rozpędzi się na skrzydle. Talent 23-letniego Darwina Nuneza został w Europie (nie tylko w Poznaniu) dawno dostrzeżony, lecz dopiero ostatni sezon stanowił eksplozję możliwości nowego atakującego LFC.

Ponad 30 goli strzelonych dla Benfiki, w tym te wbite Liverpoolowi, Barcelonie, Ajaksowi i Bayernowi w Lidze Mistrzów, skłoniły The Reds do wyłożenia 75 mln euro, a z bonusami nawet ponad setki.

Urugwajczyk mógł oczywiście przebierać w ofertach - Monachium, Paryż, Manchester złożyły własne, lecz kiedy do zabawy włączył się Liverpool, dyskusji nie było. Tym bardziej że ze strony Anglików do biurka negocjacyjnego zasiadł Julian Ward. To człowiek, który był asystentem poprzedniego dyrektora sportowego Michaela Edwardsa, kluczowego filaru kolosalnej budowli, jaka powstała przez ostatnie lata w Liverpoolu.

Ward zastąpił go niedawno. Co istotne jednak, posiada rozległe kontakty w Portugalii. Jest byłym szefem analiz i skautingu tamtejszej federacji piłkarskiej, pracował również jako skaut Liverpoolu na Półwyspie Pirenejskim. Wiedział dokładnie po co jedzie do Lizbony, po kogo jedzie, i jak przekonać Nuneza, że na Anfield będzie mu lepiej niż na Old Trafford.

Właściwie angaż Urugwajczyka stanowił odpowiedź zarówno na stratę Mane, jak i ruch Manchesteru City. Pep Guardiola długo szukał brakującego - w jego mniemaniu - elementu, który pozwoli mu zdobyć europejski szczyt. Uznał, że potrzebuje środkowego napastnika i znalazł go w Norwegii, choć de facto w Westfalii. Erlinga Haalanda chcieli wszyscy - od Bayernu po Barcelonę i Real. Bayern nie przekonał Norwega, Real się zagapił, zbyt długo ufając słowu Kyliana Mbappe.

Darwin Nunez ma być nową gwiazdą Liverpoolu
Darwin Nunez ma być nową gwiazdą Liverpoolu

Z kolei - tak twierdzą hiszpańskie media - Barca odpuściła temat z uwagi na charakterystykę sportową Haalanda, która ponoć nie do końca pasuje Xaviemu oraz zapoznaniu się z doniesieniami o stylu życia Wikinga.

60 mln euro to nie była suma, nad której wydaniem mocno zastanawiano się na Etihad i tym samym norweski atleta będzie kontynuował w klubie rodzinne tradycje ojca, Alfa-Inge Haalanda, choć osiągnie zapewne dużo więcej od seniora, co trudne raczej nie będzie.

W każdym razie Alan Shearer za pośrednictwem The Athletic już dziś przewiduje, że z nowym napastnikiem City będą zespołem niemal perfekcyjnym, a sam Norweg jest w stanie strzelić 40 goli w sezonie. I jest to możliwe niezależnie od tego, że w Manchesterze spotka innego nowego napastnika - Juliana Alvareza. Argentyńczyka, którego mistrz Anglii wykupił już zimą z River Plate za niespełna 20 mln euro, pozwalając mu dokończyć sezon w ojczyźnie. Nawiasem mówiąc - zrobiło się za ciasno dla Gabriela Jesusa, który zasili Arsenal.

Czyja racja ważniejsza?

Letnie okno jeszcze nie zostało do końca otwarte, ale już pozostaje bez szyb. Poważne kluby nie czekają długo z decyzjami. Wielkie hity transferowe zostały potwierdzone. Prócz jednego.

Robert Lewandowski wciąż pozostaje piłkarzem Bayernu Monachium i teoretycznie może być nim jeszcze przez rok. Do wypoczywającego na Majorce kapitana reprezentacji Polski udał się ostatnio dyrektor sportowy Bawarczyków Hasan Salihamidzić. O czym rozmawiali - można się domyślić.

Ponoć Brazzo namawiał Lewandowskiego, by ten spokojnie dograł jeszcze jeden sezon w Bundeslidze. Zdaje się, że usłyszał mniej więcej to, co kilka tygodni temu "Lewy" wyłuszczył na konferencji prasowej. Wtedy padły słowa najważniejsze, właściwie stawiające klub pod ścianą.

To wówczas Lewandowski stwierdził, że jego historia z Bayernem dobiegła końca, że po tym co zaszło w ostatnim czasie (no właśnie, co?) nie wyobraża sobie dalszej, dobrej współpracy i że liczy na to, iż Bayern nie zatrzyma go u siebie tylko dlatego, że może to zrobić.

Lewandowski postawił wszystko na jedną kartę. Ma już dość tytułów mistrza Niemiec (w sumie 10), statuetek króla strzelców Bundesligi (7), czuje zaś, że ma za mało wygranych w Champions League (1) i za mało, bo żadnej, Złotych Piłek. Nie nakręca go tak mocno, jak można było przypuszczać, pobicie legendarnego rekordu Gerda Muellera.

Poza wszystkim chce po prostu zmienić otoczenie, środowisko, miejsce do życia dla siebie i rodziny, otworzyć się marketingowo na nowe rynki i poszukać nowych, być może ambitniejszych, wyzwań sportowych. Jednym słowem - chce do Barcelony. I to nawet w sytuacji, kiedy być może znacznie - nawet o 30 procent - pomniejszy swoje zarobki.

Przy okazji przebija z jego wypowiedzi żal do Bayernu. Można się domyślać, że żal jest wielopłaszczyznowy. Po pierwsze: klub późno rozpoczął rozmowy o jego przyszłości. Po drugie: oferował roczną prolongatę kontraktu, a nie trzyletnią. Po trzecie: nie bacząc, że ma w swoich szeregach najlepszego napastnika świata, sondował możliwość pozyskania Haalanda.

Żal jest być może ludzki, ale Bayern Monachium to klub w ujęciu historycznym prawdopodobnie TOP 6 europejskiego futbolu, a podobnie można go pozycjonować tu i teraz. Zatem tak gigantyczny klub musi myśleć perspektywicznie.

Nie można wykluczyć, że licząc się z tym, iż Lewandowski w czerwcu 2023 roku zdecyduje się odejść jako wolny zawodnik, Bayern chciał mieć "zaklepanego" Haalanda, by panicznie nie rozglądać się za klasowym napastnikiem po pustoszejącym rynku. W tej chwili zaś wygląda na to, że w czerwcu 2023 roku nie będzie mieć ani Haalanda, ani Lewandowskiego. Znalazł się już teraz w sytuacji, jakiej obawiał się dopiero za rok.

Mane i money

To dlatego Salihamidzić zakomunikował, że 12 lipca oczekuje Polaka na rozpoczęciu przygotowań do nowego sezonu w ośrodku treningowym FCB - bawarskim, nie katalońskim, czyli przy Saebener Strasse, a nie w La Masii. Na identycznym stanowisku stoi prezydent Bayernu Oliver Kahn, podkreślając, że nawet podwyższenie oferty przez Barcę nie skłoni Niemców do puszczenia najlepszego piłkarza świata w plebiscycie FIFA.

Robert Lewandowski chce odejść do Barcelony
Robert Lewandowski chce odejść do Barcelony

To wszystko może być tylko jednak gra. Po słowach, jakie padły z ust Lewandowskiego, trudno rzeczywiście wyobrazić sobie dalszą współpracę. Barcelona jeszcze coś dorzuci i być może 50 mln euro ostatecznie przekona Kahna, że z niewolnika nie ma pracownika. Tym bardziej że serwis The Athletic donosi o kiepskich nastrojach w bawarskiej szatni; gwiazdy mistrza Niemiec mają dosyć zachowania Polaka i chcą, żeby klub pozwolił mu odejść.

Na razie Kahn jest nieugięty: - Naszym obowiązkiem jest zapewnienie sukcesów klubowi. Robert pokazał w przeszłości, jak ważny jest dla naszego zespołu i mam nadzieję, że nadal będzie to pokazywał. Ma umowę do 2023 roku i nie rozważamy innych opcji.

Dziennik "Mundo Deportivo" jest przekonany, że to tylko gra pozorów i podaje nawet datę prezentacji RL9 w Katalonii - między 12 a 15 lipca: "Polak nie myśli o niczym innym poza odejściem do Barcelony i powtórzył to Salihamidziciowi. Z Niemiec napływają wieści, że Polak będzie do sprzedaży za 50 milionów euro. Xavi chce go mieć przed rozpoczęciem tournee po USA".

Ten scenariusz jest o tyle prawdopodobny, że Lewandowskiego raczej nie interesuje ani Paryż, ani Londyn, choć budowana na nowo Chelsea jest zainteresowana choćby wypożyczeniem Polaka, który z nawiązką pokryłby stratę spowodowaną odejściem Romelu Lukaku, który ponownie zapałał (chyba nigdy niewygaszoną na dobre) miłością do Interu Mediolan.

Druga rzecz - Bayern to klub oparty na zdrowych fundamentach. Zatrzymanie Lewandowskiego na kolejny rok, to strata około 50 mln euro oczekiwanej sumy transferowej, a do tego trzeba dodać roczne uposażenie najdroższego gracza Bundesligi, które wraz z premiami i bonusami może dochodzić do 30 mln euro. Razem robi się suma trudna do pogardzenia.

Poza wszystkim Bayern zdaje się być w fazie przebudowy, której sztandarem już został Sadio Mane wiążący się z klubem trzyletnią umową. O ile dość powszechna opinia głosiła, że trudno mistrzom Niemiec pod względem atrakcyjności konkurować z hiszpańską i angielską czołówką, to angaż absolutnej gwiazdy Premier League musi nieco temu przeczyć.

Senegalczyk nie jest typową dziewiątką, to gracz uniwersalny, zdolny do gry na każdej pozycji w ataku, w sile wieku i wiosną będący w kapitalnej formie. Zapewne w duecie z Lewym byłby jeszcze wartościowszy, ale i tak wydane około 40 mln euro (licząc już z bonusami) powinno zwrócić się Bayernowi błyskawicznie

Mbappe rządzi

Rewolucja zapowiadana jest również w Paryżu. Po pierwsze i najważniejsze jednak: nigdzie nie odszedł Kylian Mbappe. Nigdzie, czyli do Realu. Wszystko było ustalone, Francuz miał złożyć jedynie podpis pod umową, ostatecznie się rozmyślił, a pomogły mu w tym pieniądze. Mbappe to najlepszy piłkarz mistrza Francji, najwartościowszy, zarabiający również najwięcej.

Właściwie trudno szacować ile. Podobno decydując się na prolongatę umowy zagwarantował sobie gażę w wysokości 93 mln euro za sezon. Takich pieniędzy nie otrzymałby nigdzie. Dziś zatem wszystko kręci się wokół niego i to również mistrz świata ma wiele do powiedzenia w kwestii budowy nowej drużyny.

Formalnie odpowiadać za rewolucję ma nowy dyrektor sportowy Luis Campos oraz przyszły trener Christophe Galtier, którego należało najpierw wykupić z Nicei, a przedstawić będzie można po rozliczeniu się z Mauricio Pochettino - według 'L'Equipe" chodzi o 15-20 mln euro odszkodowania dla Argentyńczyka.

Kylian Mbappe rozdaje karty w PSG
Kylian Mbappe rozdaje karty w PSG

W klubie zostanie Leo Messi, ale czy również Neymar - pewności nie ma. Nie ma jej również w przypadku potwierdzenia wiadomości "Mundo Deportivo", że to Mbappe sporządził listę kilkunastu nazwisk, których klub powinien się rychło pozbyć, a na jej czele znaleźli się Pochettino i Neymar.

Prócz nich między innymi Julian Draxler, Mauro Icardi, Pablo Sarabia, Idrissa Gueye, Leandro Paredes... Jeśli to prawda, spekulacje o "dyrektorskich" kompetencjach Mbappe nie musiały być wyssane z palca.

W każdym razie Neymar chętnie odejdzie z Paryża, a najchętniej do Barcelony. Tyle że Barcy nie stać nawet na część obecnej gaży Brazylijczyka (około 50 mln, a drugie tyle pochłonęłoby wykupienie go z PSG), poza tym ostrożnie w Katalonii podchodzą do kwestii zdrowotnych Neymara, a przede wszystkim ich celem numer 1 jest oczywiście Lewandowski.

Nasser Al-Khelaifi nie zakłada, że odzyska choćby połowę z zapłaconych pięć lat temu 222 milionów euro, ale jednoznacznie sugeruje, że Brazylijczyk ma zielone światło do odejścia. Nawet Katarczycy potrafią liczyć pieniądze, a z rachunków wychodzi im, że Neymar posiada ważny kontrakt do 2025 roku, zaś za kilka dni ów kontrakt przedłuży się automatycznie o kolejne dwa lata. Płacić mu będą musieli przez pięć lat, w sumie prawie 300 milionów euro, zaś jego przydatność sportowa nie jest taka, jak zakładano; 13 bramek zdobytych na wszystkich frontach ostatniej kampanii na pewno nie usprawiedliwia takich wydatków.

Zmiana układu?

Dawno nie było takiego okna transferowego jak to. Właściwie nie ma już na rynku wybitnego strzelca niezagospodarowanego przez wielki klub. Zarówno ci doświadczeni - jak Karim Benzema, Harry Kane czy Mo Salah - są dobrze okopani, wymiotło również wszystkich młodych.

Było jasne, że Haaland, Nunez czy Dusan Vlahović (obecnie Juventus) nie mogą zbyt długo występować w klubach z drugiej lub trzeciej półki europejskiej. Co jednak oznacza piłkarskie przetaczanie dział dla układu sił w piłce klubowej? Wydaje się, że będzie on nienaruszony przynajmniej w międzynarodowej skali, bo na krajowym podwórku już choćby Lukaku może oczywiście zrobić istotną różnicę.

Romelu Lukaku znów ma grać w Interze Mediolan
Romelu Lukaku znów ma grać w Interze Mediolan

Manchester City się wzmocnił, Liverpool nie osłabił, co nie znaczy, że w ligowej praktyce oba kluby nie zamienią się miejscami w tabeli. Prawdziwym game changerem mógłby oczywiście okazać się Mbappe, gdyby trafił do Realu. To poważnie zmieniłoby optykę i układ sił, a mówiąc precyzyjnie wydatnie wzmocniło i tak już najlepszy klub Starego Kontynentu.

Plan wydawał się wręcz doskonały. Królewscy ostatecznie sobie poradzą. Mając wzorowy skauting za chwilę przywiozą z Ameryki Południowej nowych Viniciusów i Rodrygów, a w tak zwanym międzyczasie dojrzeją talenty już wcześniej zagospodarowane w królewskiej stajni.

To może jednak trochę potrwać, w tej sytuacji działający z transferowym rozmachem Anglicy zyskają nieco w stosunku do Realu, natomiast w przypadku ewentualnego transferu Lewandowskiego ucierpi Bayern, a zyska Barcelona (tym bardziej, jeśli uda jej się jednocześnie - w co trudno uwierzyć - zaangażować również Raphinhę, Bernardo Silvę i Julesa Koundę).

Ani bowiem Memphis Depay, ani Pierre-Emerick Aubameyang nie należą do wąskiego grona topowych napastników. Barca potrzebuje kogoś, kto zapewni jej 30 goli w sezonie i pozwoli odzyskać utraconą pozycję w Hiszpanii, a nawet Europie, i takiego kogoś znalazła. Sęk w tym, że wciąż ten ktoś "należy” do kogoś innego.

Zbigniew Mucha, "Piłka Nożna"

Źródło artykułu: