[b]
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Co czeka Roberta Lewandowskiego w Barcelonia? [/b]
Kamil Syprzak, piłkarz ręczny PSG, były zawodnik Barcelony: Robert nie będzie musiał się o nic martwić. Barcelona to jedna z najlepszych instytucji na świecie. Ich hasło, że to "więcej niż klub" w stu procentach oddaje rzeczywistość. W klubie dbają o każdy szczegół, otaczają wielką troską rodziny swoich graczy. A zawodnik ma tylko wejść do szatni, przebrać się i trenować. Dla mnie w 2015 roku to już w ogóle wszystko było nowe. Przychodziłem z Płocka, z Wisły, i naprawdę, to był inny świat. Ale jednego żałuję!
Czego?
Tyle czasu czekałam na Polaka w innej sekcji Barcelony, cztery lata i nic! A gdy odszedłem do PSG, Robert przenosi się do Katalonii. Bardzo cieszę się, że zdecydował się na ten kierunek. Lepiej nie mógł wybrać.
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski w Barcelonie. Jak to wpłynie na jego grę w reprezentacji Polski?
Jakie to uczucie zostać zawodnikiem Barcelony?
Niesamowite wyróżnienie - myślę, że bez względu na dyscyplinę. To niesamowity klub z wielkimi tradycjami, ale wiadomo - najfajniej, gdy sięgasz po trofea. Mi się to udało, zdobyliśmy wiele pucharów i nawet moja twarz znalazła się na zdjęciu w klubowym muzeum. Dodam, że wielkie muzeum Barcelony obejmuje wszystkie sekcje klubu. Każda z nich ma swoją gablotkę. Jestem przekonany, że wkrótce pojawią się tam nowe fotografie, z kolejnym polskim sportowcem wznoszącym trofea.
Da się odczuć, że Barcelona to globalna marka?
Myślę, że mój czteroletni pobyt w klubie będzie się za mną "ciągnął" do końca życia. Ci co nam kibicowali, chodzili na mecze, na pewno nie zapomną o nas do końca życia. Culés, czyli zagorzali kibice Barcelony, wspierają na trybunach drużyny ze wszystkich sekcji: z piłki nożnej, kosza, futsalu czy ręcznej. I od razu ostrzegam, są bardzo wymagający.
Jakieś przykłady?
Nie ma u nich taryfy ulgowej. Nie ważne, że jesteś nowy, że masz duże nazwisko czy kosztowałeś miliony. Jeżeli wkładasz na siebie koszulkę z logiem Barcelony, masz dawać z siebie maksimum już od pierwszego meczu. Kibice nie wybaczają słabości, oczywiście są z drużyną na dobre i złe, ale nie będzie zmiłuj, gdy ktoś zawiedzie.
Fajne jest natomiast to, że drużyny wzajemnie się wspierają. Wiele razy byłem na meczach piłki nożnej i zawodnicy Barcelony też odwiedzali nas w hali. Najczęściej Gerard Pique i Sergi Roberto. Po naszych spotkaniach wchodzili do szatni i luźno rozmawialiśmy. Zresztą w Paryżu jest podobnie. Bardzo często odwiedzają nas Kylian Mbappe i Ander Herrera. Śmieję się, że w Barcelonie przetarłem szlak Lewandowskiemu, a w PSG Leo Messiemu. Chodzi za mną Messi, ale może z Lewandowskim jeszcze się spotkamy?
Zabrzmiało interesująco, coś się kroi?
Nie wykluczam, że jeszcze kiedyś wrócę do Barcelony. Nie wyrzuciłem tego klub z serca i nigdy tego nie zrobię. Z rodziną mamy tam przyjaciół, wracamy do miasta na wczasy. Mieszkaliśmy obok ośrodka treningowego, tego samego, w którym ćwiczą także piłkarze. Znaleźliśmy w Barcelonie kilka ulubionych i urokliwych miejsc.
Domyślam się, że jest gdzie odpocząć.
Raczej staraliśmy się unikać zatłoczony miejsc, jak plaży w centrum, ale wiem, że niektórzy sportowcy i tam lubili się zapuścić. Cały obszar Katalonii jest piękny. Ma przede wszystkim wiele miejsc do zaoferowania, w których można odpocząć psychicznie. Jednym z takich miast jest Sitges – z dala od zgiełku, zaraz przy plaży, godzinę samochodem od Barcelony. Jeździliśmy tam często z rodziną. Fajnie jest wyjechać na obrzeża, wyjść z samochodu bez nawigacji i po prostu pochodzić, „zgubić się”.
Ma pan jakieś rady dla Lewandowskiego?
Ja przyjąłem taką taktykę, żeby na pierwszej konferencji prasowej powiedzieć kilka słów w ich języku, po katalońsku. Oczywiście wszyscy byli zaskoczeni, ale później wiele osób mnie za to chwaliło i długo pamiętało ten gest. Okazałem w ten sposób szacunek nowej społeczności. Ludziom robi się zawsze miło, gdy ktoś stara się mówić ich językiem i wtedy zaplusowałem. Generalnie w Barcelonie jest wielu Polaków, lubi się nas, nawet określenie El Polaco jest pozytywne.
Tak na pana mówili?
Znajomi nazywali mnie Don Kamillo. Śmieszną ksywę nadał mi też nasz spiker. Bardzo się starał, ale długo nie mógł nauczyć się wymowy mojego nazwiska. Za każdym razem, mniej więcej w ten sposób, czytał je przy podawaniu składów: „Z numerem 21 wystąpi Kamil Zigzak!”. Po czasie mówił już „Syprzak”, ale w towarzystwie przyjęło się „Zigzak”.
Rozmawiał Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty
Adam Nawałka reaguje na transfer Roberta Lewandowskiego. "Pamiętam naszą rozmowę"
Hiszpan nie ma wątpliwości. "To będzie wielki show"