Rosyjskie kluby są wykluczone z udziału w europejskich rozgrywkach. Również reprezentacja narodowa nie może uczestniczyć w spotkaniach o stawkę. Ma to związek z wojną w Ukrainie, którą wywołała Rosja. Atak zbrojny również ze wsparciem Białorusi rozpoczął się 24 lutego.
Jak się okazuje, od tamtego czasu w UEFA nadal jednak wiele stanowisk zajmują Rosjanie i Białorusini. "Daily Mail" odkrył, że mowa aż o 22 posadach.
Angielskie media szczególną uwagę zwracają na Aleksandra Diukowa, jedną z najważniejszych osób związanych z Gazpromem. Rosjanin nadal utrzymuje swoje stanowisko, choć umowa sponsorska europejskiej federacji z potentatem gazowym została już jakiś czas temu zerwana.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niewiarygodne, co zrobił piłkarz. Ukradł koledze gola
Sporo mówi się także o Siergieju Pradkinie. To były pracownik KGB, tajnych sowieckich służb, a wcześniej podpułkownik rezerwy wojskowej. Pradkin obecnie jest wiceprezesem Rosyjskiego Związku Piłki Nożnej i prezesem rosyjskiej Premier League. Nadal pełni funkcję wiceprzewodniczącego Komisji Rozgrywek Drużyn Narodowych UEFA.
Rządy kilkunastu państw są wściekłe, że Rosja nadal ma kontrolę nad międzynarodowym sportem, jednocześnie systematycznie niszcząc infrastrukturę sportową Ukrainy.
"Daily Mail" zwraca uwagę, że Rosjanie i Białorusini mają spory wpływ nie tylko na piłkę nożną, ale również na tenis czy też pływanie.
Brytyjski minister sportu Nigel Huddleston kieruje międzynarodowymi żądaniami dalszego ostracyzmu wobec Rosji i Białorusi. Twierdzi, że tylko całkowite wykluczenie działaczy tych państw z UEFA może dobić Rosję i Białoruś. Huddleston ma ponadto nadzieję, że kibice w krajach agresora nie będą mogli oglądać transmisji z najważniejszych wydarzeń sportowych.
Czytaj także:
Kłopoty Bayernu Monachium. Gwiazdor wypada na dłuższy czas