Pogoń doprowadziła do remisu w 85. minucie strzałem Luki Zahovicia, który po podaniu Kamila Grosickiego, zachował się przytomnie i po wymanewrowaniu obrońcy, oddał płaskie uderzenie w narożnik bramki Madsa Hermansena. Ewentualna porażka postawiłaby Portowców "pod ścianą". Sytuacja nadal jest trudna, ale trzecia siła PKO Ekstraklasy przynajmniej nie musi gonić w rewanżu.
- Każda drużyna miała swoją połowę. Broendby było lepsze w pierwszej połowie, a my byliśmy lepsi w drugiej, dlatego wynik meczu 1:1 jest uczciwy. Jest takie "ale", że musimy zagrać jeszcze dwie połowy w następny czwartek. Gra po przerwie pokazała, jak silną i ofiarną jesteśmy drużyną. Pojedziemy do Kopenhagi dać z siebie wszystko i awansować - mówi Jens Gustafsson, trener Pogoni, na konferencji prasowej.
- Graliśmy w drugiej połowie szybszą piłkę i musimy to robić zawsze. To podpowiedziałem drużynie w przerwie. Nie bawiliśmy się, a po prostu przyspieszyliśmy - dodaje szkoleniowiec.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pozamiatał! Wolej Brazylijczyka robi furorę w sieci
Broendby IF było groźniejszym zespołem w pierwszej połowie i po zdobyciu prowadzenia, mocniej pachniało drugim golem duńskiego zespołu niż jakimkolwiek Pogoni Szczecin. Po przerwie doświadczony pucharowicz nie potrafił dać odporu natarciu Portowców i zasłużenie stracił gola na 1:1.
- Nie wiem, dlaczego zagraliśmy tak w drugiej połowie. Nie taki był plan. Mieliśmy swój pomysł na ten mecz. Wyszliśmy w ustawieniu z trzema środkowymi obrońcami i musieliśmy naciskać na piłkę. To udawało się tylko w pierwszej połowie, ale po przerwie byliśmy już zbyt pasywni. Z kolei Pogoń była mocniejsza - ocenia Niels Frederiksen, trener Broendby.
Czytaj także: Kibice się doczekali. Jest pierwszy transfer Pogoni Szczecin
Czytaj także: Klub z PKO Ekstraklasy pokazał nietypową dla siebie koszulkę