Robert Pires to jeden z najbardziej rozpoznawalnych francuskich piłkarzy. Karierę zaczynał w Stade de Reims, potem występował w FC Metz i Olympique Marsylia, ale piłkarski świat poznał go przede wszystkim dzięki grze w Arsenalu (2000-2006).
Francuz był członkiem słynnego zespołu Arsene'a Wengera, który wygrał ligę angielską, nie przegrywając ani jednego meczu (sezon 2003/04).
Pires grał też w reprezentacji Francji, z którą sięgnął po mistrzostwo świata w 1998 roku, a dwa lata później wygrał EURO.
ZOBACZ WIDEO: Zdradzamy szczegóły prezentacji "Lewego". Kiedy pierwszy gol dla Barcelony? - Z Pierwszej Piłki #14
Obecnie Robert mieszka na Ibizie, jest ambasadorem Arsenalu i ligi hiszpańskiej. A WP SportoweFakty przeprowadziły z nim wywiad przed startem La Liga i debiutem Roberta Lewandowskiego w Barcelonie.
Piotr Koźmiński, WP SportoweFakty: Dla Polaków transfer Lewandowskiego jest historyczny, bo to pierwszy Polak w Barcelonie. A jak pan odbiera jego przejście z Niemiec do Hiszpanii?
Robert Pires, były gracz m.in.: Stade Reims, Olympique Marsylia, Arsenalu, Villarreal, mistrz świata z 1998 r. i Europy z 2000 r.:
Dla mnie to też bardzo interesujące, bo mówimy o zmianie klubu przez jednego z najlepszych piłkarzy świata. A takie transfery ciekawią kibiców na całym świecie. Natomiast co do samego faktu zmiany klubu. Będę szczery: w ogóle mnie nie dziwi, że Lewandowski tego chciał.
Szanuję Bayern, uważam, że w pewnym sensie Bayern i Barcelona to kluby na takim samym poziomie, ale Robertowi to było po prostu potrzebne. Piłkarz światowego formatu, który wygrał tyle z Bayernem, który spędził w Bundeslidze tak dużo czasu, po prostu potrzebował odmiany. Chciał innego wielkiego klubu, innej topowej ligi. A Barcelona mu to da.
Ta saga trwała dość długo, Bayern na początku stawiał duży opór. Wierzył pan, że to się skończy transferem, czy jednak uważał pan, że Niemcy postawią na swoim i Robert będzie musiał wypełnić kontrakt?
Powiem tak: w ogóle nie dziwię się Bayernowi, że nie chciał oddawać Lewandowskiego. Bo prawda jest taka, że nie chciał. W pewnym momencie zrobiło się jednak gorąco. Lewandowski chciał odejść za wszelką cenę, a Bayern za wszelką cenę chciał go zatrzymać. Koniec końców mam jednak wrażenie, że wszyscy są zadowoleni. A jako były piłkarz jestem najbardziej zadowolony z tego, że szczęśliwy jest zawodnik, czyli mój młodszy kolega po fachu.
Niektórzy w Niemczech uważają jednak, że Lewandowski grał ostro, może nawet za ostro, dążąc do odejścia. A pan jak to ocenia?
Potrafię wejść w skórę kibica Bayernu. Mam u siebie jednego z najlepszych piłkarzy świata, a on wyraźnie mówi, że chce odejść z mojego klubu. No to wtedy nie jestem zbyt zadowolony, może mi jego zachowanie nie przypaść do gustu. Ale jak mówiłem, najważniejsze, że na koniec, tak mi się wydaje, wszyscy są zadowoleni.
Robert zagrał już kilka meczów w barwach Barcelony, ale gola, na tournée po USA, jeszcze nie strzelił. W Polsce, ale i w Hiszpanii pojawili się pierwsi liczący mu minuty bez bramki. A pan co powie o tym jego początku?
Mogę się tylko zaśmiać. Słyszy pan zresztą ten śmiech. Bądźmy poważni. No tylko śmiechem mogę zareagować na to, co pan przed chwilą powiedział. Jest takie słowo: aklimatyzacja. I ono się nie wzięło z niczego. Każdy piłkarz, przy zmianie kraju, klubu, języka, kolegów i trenera potrzebuje trochę czasu. Nawet tak wielki gracz jak Robert Lewandowski. To po prostu naturalne.
Wiemy, że Xavi bardzo chciał Roberta i ta współpraca na pewno wypali. Natomiast początki często nie są łatwe. Ale zapewniam, że Lewandowski będzie strzelał gole dla Barcelony. Dużo goli. Zwracam się więc do polskich kibiców: bądźcie spokojni. Robert poradzi sobie z bramkami. Nie musicie się martwić tym, że w pierwszych sparingach nic nie wpadło. To nie ma żadnego znaczenia.
A właśnie o to miałem zapytać. Tak dla zabawy: ile przewiduje pan bramek Lewandowskiego w pierwszym sezonie La Liga?
Niech chwilę pomyślę, zastanowię się... No dobrze, już wiem. W pierwszym sezonie Robert Lewandowski zdobędzie w lidze hiszpańskiej 22 gole.
A kto jest faworytem do korony króla strzelców? Robert czy pański rodak, Karim Benzema?
Proszę pozwolić mi być w tym przypadku w pewnym sensie szowinistą. Będę za Karimem.
A co do "Złotej Piłki", to chyba też nie ma wątpliwości? W tym roku Benzema. Tu polscy kibice nie będą mieli pretensji, ale rok temu.
Tak mi się wydaje, że w tym roku wygra Benzema. Natomiast co do ostatnich lat. To jest niepojęte, że Robert Lewandowski nie dostał ani jednej "Złotej Piłki" po tym co zrobił. Powiem ostrzej: jeśli tacy gracze jak Lewandowski, Xavi, Iniesta czy Thierry Henry nigdy nie wygrali tego plebiscytu, to o czym my mówimy? Nie poważam "Złotej Piłki", w ogóle! Głosuje garstka dziennikarzy za cały świat. Przecież tu nigdy nie będzie zgodności.
Lukas Podolski mówił mi nawet, że on by "Złotą Piłkę" zlikwidował, bo ten plebiscyt jest bez sensu.
Zgadzam się z moim przyjacielem Lukasem!
Wracając na hiszpańskie podwórko. Nie dziwi pana transferowa ofensywa Barcelony? Jeszcze niedawno wydawało się, że ten klub to niemal finansowy trup.
Mają za sobą dwa trudne lata, ale jak widać wychodzą na prostą. Sprzedają piłkarzy, pozyskują też pieniądze w inny sposób i stać ich nawet na Lewandowskiego. To pokazuje, że najgorsze już za nimi.
Miał pan kiedyś propozycję z Barcelony?
Nie, z Barcelony nie. Ale z Realu Madryt tak. Wtedy wybrałem jednak Arsenal.
A kto jest faworytem tego sezonu w lidze hiszpańskiej?
To jest bardzo, bardzo dobre pytanie. Tylko że nie umiem na nie odpowiedzieć. Z jednej strony Real wciąż jest bardzo silny, ale z drugiej Barcelona ma za sobą bardzo dobre okienko transferowe. Na serio, jak tak teraz myślę, to ciężko wskazać faworyta. Choć może jednak Real. No dobra: 60 do 40 dla Realu.
Nie sposób przed startem ligi angielskiej nie zapytać pana o Arsenal, w którym spędził pan najlepszą część kariery. Wierzy pan, że klub nawiąże jeszcze do waszych czasów?
Bardzo bym chciał, bo po pierwsze jestem wielkim fanem Arsenalu, a po drugie, wciąż pracuję jako jego przedstawiciel. Natomiast pewnie trzeba do tego podejść na zasadzie krok po kroku. Jeśli chodzi o najbliższy sezon to przede wszystkim chciałbym, aby Arsenal zajął miejsce gwarantujące mu grę w Lidze Mistrzów. Natomiast rywalizacja z Liverpoolem czy Manchesterem City to bardzo trudna sprawa.
[b]
Za chwilę ruszy też liga francuska, a pan grał między innymi w Olympique Marsylia. Napastnikiem tej drużyny jest Arkadiusz Milik. Jak pan ocenia jego dotychczasową przygodę z OM?[/b]
Milik to bardzo dobry napastnik, mający wiele atutów. Ale wszyscy wiemy, że z Sampaolim było mu pod górkę.
Liga francuska jest rozstrzygnięta jeszcze przed startem? PSG i długo, długo nic. Czy nie aż tak?
PSG. Wszystko wskazuje na to, że jednak oni. Ale zwróciłbym też uwagę na Olympique Lyon. Tam będzie ciekawie. Natomiast co do OM. Zespół musi się nauczyć współpracy z nowym trenerem, Tudorem. Inne podejście, inne treningi, inna filozofia. Sam jestem ciekaw jak zespół sobie z tym poradzi.
Pozostając we Francji, ale zmieniając dyscyplinę. Widziałem pana zdjęcie z meczu Igi Świątek na Roland Garros. Jest pan kibicem tenisa?
Oczywiście, że tak. A co do Igi, zaimponowała mi. Zaimponowała mi niesamowicie. I nawet nie chodzi o jej umiejętności czysto tenisowe, które, co oczywiste, są wielkie. Zachwyciła mnie u niej gra nóg.
Gra nóg?
Tak, dokładnie, gra nóg. Siedziałem za nią, więc miałem okazję to obserwować. I to było coś niesamowitego. A u tenisistów gra nóg ma ogromne znaczenie, bo wpływa na wiele innych elementów gry. Oglądanie Igi to przyjemność. I ma jeszcze coś: praktycznie nie popełnia błędów, nie daje prezentów rywalkom. To taki tenis bez litości.
Pozostając przy innych dyscyplinach, niedawno gościł pan w Gliwicach, na mistrzostwach świata w teqballu.
Tak, bardzo lubię tę dyscyplinę, pomagam ją propagować. A w Polsce było świetnie. Ludzie bardzo gościnni, fantastycznie mnie przyjęli. No i spotkałem Podolskiego, zjedliśmy razem kolację. To był bardzo udany wypad.
O ile się nie mylę, mieszka pan teraz na Ibizie. A to miejsce kojarzy się z jednym: imprezy, tańce, wino, zabawa.
Wybrałem bardziej spokojną wersję. Tak, mieszkam tu, ale prowadzę rodzinne, a nie imprezowe życie. Nie szaleję, spokojnie się opalam
Jest też pan ambasadorem ligi hiszpańskiej. Na czym polega pańska rola?
Uczestniczę w różnych wydarzeniach, promujących ligę. Gdy liga nas potrzebuje, to wtedy dzwonią i działamy.
Bardzo przyjemna praca…
Dokładnie tak. Jak mówią Anglicy, to "easy job" (łatwa robota). Wykonuję ją z przyjemnością.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Taką prowizję otrzymał menedżer Roberta Lewandowskiego
"Lewy" wciąż w cieniu Bońka