Historia lubi zataczać krąg. W przypadku dwóch ostatnich spotkań Podbeskidzia i Widzewa w Bielsku-Białej to powiedzenie zyskuje bardziej na wartości. Rok temu, gdy łodzianie wygrali w stolicy Podbeskidzia, Twierdzę Bielsko pozostała na 372 dni niezdobyta, aż do czasu, gdy w znów przyjechał Widzew i zainkasował komplet punktów. Analogii możemy doszukać się więcej, ponieważ wówczas tak jak w niedzielny wieczór bramkę dla łodzian zdobył Marcin Robak i mecz skończył się wynikiem 0:1. Jednak czy musiało tak być? Prześledźmy najważniejsze boiskowe wydarzenia tego dnia.
Już od pierwszych minut wydawało się, że piłkarze obu drużyn dostosowali się do fantastycznej atmosfery na trybunach, która nie powstydziłaby się nawet stadionów ekstraklasy. Widzewiacy postanowili na początku spotkania zapewnić sobie przewagę bramkową, jednak w 2. minucie szarżującego Piotra Grzelczaka powstrzymał świetną interwencją bramkarz Górali, Joachim Mikler. Niespełna cztery minuty później Michał Osiński ratował Podbeskidzie wybijając piłkę z linii bramkowej.
Górale także nie próżnowali. W 16. minucie zapachniało bramką, gdy po główce Juraja Dancika piłka przeleciała minimalnie obok bramki. W odwecie z dystansu huknął Marcin Robak. Świetne uderzenie napastnika łodzian w jeszcze bardziej fenomenalny sposób obronił golkiper Podbeskidzia, który tego dnia miał pełne ręce roboty.
Do końca pierwszej części swoich sił w uderzeniach z dystansu próbowali Łukasz Kanik i Ndabenculu Ncube, jednak albo futbolówka przelatywała obok bramki jak to miało miejsce przy strzale Zimbabwejczyka, bądź jak w przypadku byłego reprezentanta Energie Cottbus przeszkodą był dobrze dysponowany bramkarz Widzewa, Maciej Mielcarz.
Piłkarze schodzili do szatni przy gromkich brawach. Obie ekipy zaprezentowały dobry, wyrównany futbol. Widać było, że zarówno Podbeskidziu, jak i Widzewowi mocno zależy na komplecie oczek.
Po zmianie stron miejscowi stracili animusz. Jedynie w 50. minucie Ndabenculu Ncube przemknął przez pół boiska i oddał groźny strzał, lecz jak się okazało to było wszystko, na co Podbeskidzie było w drugiej części stać. Trener Marcin Brosz tak wyjaśniał nagłe załamanie w jego drużynie. - Nasz problem zaczął się od zmiany Łukasza Matusiaka. Ta roszada pociągnęła za sobą zmiany na dwóch pozycjach. To właśnie wtedy łodzianie zyskali przewagę i udokumentowali to zdobyciem bramki.
Faktycznie kontuzjowany Łukasz Matusiak opuszczał boisko w 53. minucie, a już niespełna 180 sekund później Widzewiacy cieszyli się z bramki. Na prawej stronie boiska Adrian Budka ograł Michała Osińskiego, dograł prostopadłą piłkę w pole karne i tam Marcin Robak pewnym strzałem nie dał najmniejszych szans Joachimowi Miklerowi.
Utrata gola ewidentnie podcięła skrzydła Podbeskidziu, które nieudolnie przez pół godziny próbowało zdobyć kontaktowe trafienie. Przyjezdni kontrolowali jednak spotkanie do końca i trzy, jak najbardziej zasłużone punkty pojechały do Łodzi.
Podbeskidzie Bielsko-Biała - Widzew Łódź 0:1 (0:0)
0:1 - Robak 56'
Składy:
Podbeskidzie Bielsko-Biała: Mikler - Matusiak (53' Konieczny), Dancik, Ganowicz, Osiński, Matawu, Kanik, Białek (61' Kołodziej), Ncube (72' Matus), Bagnicki, Patejuk.
Widzew Łódź: Mielcarz - Broź, Dudu, Madera , Juszkiewicz , Budka (90+3' Piecha), Panka, Grzeszczyk , Ostrowski (88' Sernas), Grzelczak (87' Oziębała), Robak.
Żółte kartki: Kanik (Podbeskidzie) oraz Panka, Dudu, Budka (Widzew).
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 3200.
Najlepszy piłkarz Podbeskidzia: Joachim Mikler.
Najlepszy piłkarz Widzewa: Marcin Robak.
Piłkarz meczu: Marcin Robak.