Zapewne niewielu fanów zdaje sobie sprawę, jak potężny gwiazdozbiór zdołała w swej historii zgromadzić austriacka Tipp3 Bundesliga. Niektórzy grali w niej epizodycznie, niektórzy dłużej. W powszechnej opinii, panuje przekonanie, że liga austriacka to liga dla "emerytów". Poniekąd ciężko się z tym twierdzeniem nie zgodzić, tym bardziej, że największe gwiazdy zaliczały nad Dunajem jedynie niedługie epizody. Podstawowym defensorem Austrii Wiedeń jest 96-krotny reprezentant Polski Jacek Bąk. Jeden z najlepszych polskich obrońców ostatnich lat, wybrał grę w stolicy Austrii, choć miał propozycje z polskiej ligi. Pieniądze? Niekoniecznie. Budżet klubu z Franz Horr Stadion jest niemal identyczny jak te, którymi dysponują czołowe polskie kluby. Najwyraźniej w Polsce nadal dominuje przekonanie, że trzeba wydać jak najmniej. Problem w tym, że bez wydatków nie będzie ani wyników, ani ewentualnych zarobków. Decyzja Bąka jest zatem jak najbardziej wymowna. Sztuką, której długo w Polsce jeszcze nie będzie, jest umiejętność namówienia gwiazdy na grę w słabszej lidze. Austriacy z pewnością posiadają taką umiejętność, jednak decydującą rolę odgrywają pieniądze. A te stoją za mistrzem kraju, Red Bullem Salzburg. W ciągu kilku lat przez zespół z miasta Mozarta przewinęło się wielu uznanych w Europie zawodników jak choćby Niko Kovac, Alexander Zickler czy Johan Vonlanthen. Byli także wielokrotni reprezentanci Czech i Słowenii, Vratislav Lokvenc i Aleksander Knavs. Nie zabrakło także reprezentantów Japonii Alexa i Tsuneyasu Miyamoto. Obecnie w kadrze zespołu Huuba Stevensa znajdują się m.in. Sasa Ilić czy też jego rodak Barry Opdam. Reprezentacyjnych gwiazd nie brak także w stołecznych zespołach. W Rapidzie występuje niemal pięćdziesięciokrotny reprezentant Finlandii Markus Heikkinen oraz etetowi kadrowicze Czarnogóry Milan Jovanović i Branko Bosković. W Austrii Wiedeń tymczasem, pierwsze skrzypce gra Milenko Acimović, legenda słoweńskiego futbolu, wielokrotny reprezentant kraju. W ostatnich latach nie brakowało także wielu innych piłkarzy na średnim europejskim poziomie, którzy jednak mają, bądź mieli wówczas pewne miejsce w kadrze. Ot, chociażby Słoweńcy Ales Ceh, Nastja Ceh, Milivoje Novaković, Chorwaci Mario Tokić i Joey Didulica czy Belg Filip De Wilde oraz Czech Libor Sionko. W Austrii nie brak także "kwiatków" w postaci reprezentanta Liechtensteinu Martina Stocklasy, który gra w SV Ried, oraz Andre Schembriego z Austrii Kaernten, reprezentanta Malty. W kontekście obcokrajowców występujących w polskiej ekstraklasie te nazwiska mogą robić wrażenie, to zdecydowanie większe gwiazdy występowały w Austrii w przeszłości. Ośmiomilionowy kraj leżący w środku Europy zawsze chętnie wybierali Niemcy. Stąd na liście wybitnych reprezentantów tego kraju, można znaleźć kilku piłkarzy, którzy mają za sobą występy w austriackiej Bundeslidze. Oliver Bierhoff, Thomas Hassler, Carsten Jancker czy Thomas Linke, to nazwiska, których nikomu nie trzeba przedstawiać. Chętnie do Austrii przyjeżdżali także Norwedzy, stąd na austriackich boiskach można było podziwiać grę m.in. Erika Myklanda, Vidara Risetha oraz Sigurda Rushfeldta. Było także kilku piłkarzy, którzy w swoich krajach do dziś są niemal chodzącą instytucją. Tyczy się to przede wszystkim Czarnogróca Dejana Savicevicia, Czecha Antonina Panenki, Chorwata Zlatko Kranjcara, Bułgara Trifona Ivanova, Kostarykanina Hernana Medforda i Koreańczyka Choi Sung Yonga. Prawdziwymi hitami, były jednak występy legend światowej piłki. Piłkarzem tułającego się obecnie po niższych ligach Vorwarts Steyr była legenda ZSRR Oleg Błochin. W zespole FC Linz, którego spadkobiercą jest obecnie LASK Linz, występował legendarny piłkarz Realu Madryt Hugo Sanchez a także król strzelców Mistrzostw Świata w 1978 roku, Mario Kempes.
Polaków nie brakowało także w lidze belgijskiej. Na boiskach Jupiler Pro League występowali wybitni reprezentanci Polski z Grzegorzem Latą i Włodzimierzem Lubańskim na czele. W Belgii grali także m.in. Antoni Szymanowski oraz bracia Marcin Żewłakow i Michał Żewłakow. Obecnie jedynym wielokrotnym reprezentantem Polski grającym w Belgii jest Marcin Wasilewski z Anderlechtu Bruksela. To właśnie "Fiołki" mogą poszczycić się posiadaniem w swej historii wielu znakomitych piłkarzy. Oprócz wspomnianego Żewłakowa, w ostatnich latach na Stade Constant Vanden Stock grali m.in. reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej Aruna Dindane, Koreańczyk z południa Seol Ki Hyeon, Egipcjanin Ahmed Hassan, Szwed Christian Wilhelmsson, Albańczyk Besnik Hasi, Fin Hannu Tihinen, Nigeryjczyk Celestine Babayaro i urodzony w Poznaniu Kanadyjczyk Tomasz Radzinski. Obecnie zdrowy kręgosłup zespołu tworzą Węgier Roland Juhasz, Czech Jan Polak oraz Marokańczyk Mbark Boussoufa. Belgowie również mogą poszczycić się wielkimi piłkarzami w swej historii. To właśnie w stolicy Belgii grał m.in. legendarny skrzydłowy Oranje Robby Rensenbrink. Tu grał także jego rodak Arie Haan. Niemały epizod w Anderlechcie zapisał także wybitny Duńczyk, obecnie wciąż selekcjoner reprezentacji Danii Morten Olsen. Zresztą przez Belgię przewinęło się wielu piłkarzy z efektownym reprezentacyjnym CV. Piłkarzem FC Brugge był słynny Francuz Jean-Pierre Papin a w Standardzie Liege grał słynny Meksykanin Carlos Hermosillo. Sporą kolonię w Belgii miała także Afryka. Czołowymi piłkarzami z Afryki, jacy biegali po belgijskich boiskach, byli m.in. Aaron Mokoena z RPA, Sunday Oliseh i Joseph Yobo z Nigerii, Eric Addo z Ghany, Didier Zokora z WKS, Demba Ba i Khalilou Fadiga z Senegalu oraz Egipcjanin Ahmed Hossam Mido. W Standardzie grał także naturalizowany Tunezyjczyk Francileudo dos Santos. Zresztą w Liege mnoży się od słynnych piłkarzy. Gwiazdami na Stade Maurice Dufrasne byli Portugalczycy Sergio Conceicao, Jorge Costa i Sa Pinto, Chorwaci Milan Rapaić i Robert Prosinecki, Rumuni Bogdan Stelea i Marius Niculae a także Urugwajczycy Fabian Carini i Gonzalo Sorondo. Jeśli do tego dodamy występujących niegdyś w innych zespołach Jana Kollera, Johna Aloisi, Orlando Engelaara, Erwina Koemana, Prebena Larsena i Oguchiego Onyewu, to wyjdzie nam z tego bardzo interesujący zestaw.
Ostatnio coraz większy rozwój notuje futbol na Cyprze. Już drugi sezon pod rząd, wyspa Afrodyty ma swojego przedstawiciela wśród piłkarskiej elity na kontynencie. Do Ligi Mistrzów awansował APOEL Nikozja, o którego sile stanowią także byli reprezentanci Polski Kamil Kosowski i Marcin Żewłakow. Każdy z nich swoje dla biało-czerwonych już zagrał. Niedawno dołączył do nich Maciej Żurawski, który skusił się na ofertę Omonii Nikozja. Choć były kapitan reprezentacji miał także oferty z Austrii Wiedeń i Wisły Kraków, ostatecznie zdecydował się na Omonię. Jak sam przyznał, zadecydowały względy finansowe. "Żuraw" potwierdził nasze przypuszczenia, że oferta z Krakowa zdecydowanie odbiegała od pozostałych. Niestety negatywnie. Wcześniej na "emerytury" wyjeżdżali tam inni wielokrotni reprezentacji kraju jak chociażby Wojciech Kowalczyk, Radosław Majak czy Radosław Michalski, którzy byli piłkarzami Anorthosisu Famagusty Larnaka. Kierunek Cypr obrali także Radosław Kałużny i Emmanuel Olisadebe. Pierwszy z nich grał dla AEL Limassol a drugi dla APOP Peyias Kinyras. W ostatnich latach właśnie Anorthosis rozpoczął masowo sprowadzać uznanych w Europie zawodników. Stąd zespół Łukasza Sosina wzmocnili m.in. mistrz Europy z 2004 roku Traianos Dellas, Słoweniec Anton Żlogar czy Irakijczyk Hawar Taher. Ostatnim nabytkiem jest reprezentant RPA Delron Buckley. Wcześniej przez zespół przewinęli się także dwaj byli reprezentanci Brazylii, superstrzelec Mario Jardel oraz znany z występów w Realu Madryt Savio oraz jeden z najsłynniejszych łotewskich piłkarzy Marians Pahars. Grecy coraz częściej wybierają kierunek Cypr. W APOEL Nikozja grał Michalis Kapsis a w Omonii występuje obecnie Christos Patsatzoglou. Tamtejsza liga jest również najwyraźniej atrakcyjna dla piłkarzy słoweńskich. Słowenia, która niedawno wykazała w Mariborze wyższość nad Polską, oprócz Żlogara, miała w lidze cypryjskiej także Muamera Vugdalicia, Spasoje Bulajicia i Marko Simeunovicia. Te nazwiska są zdecydowanie słabsze niż te z jakimi można było spotkać się w Austrii czy Belgii, jednak patrząc na dynamiczny rozwój piłki cypryjskiej, nie można oprzeć się wrażeniu, że pojawianie się w tamtejszej lidze coraz większej liczby obcokrajowców, jest dopiero początkiem.
W lidze norweskiej większość obcokrajowców, stanowią piłkarze skandynawscy. Stąd w kadrach zespołów Tippeligaen możemy znaleźć wielu byłych graczy kadr Szwecji, Finlandii oraz Islandii. Dominują wśród nich oczywiście piłkarze Trzech Koron. W samym Stabaek do niedawna występowała spora szwedzka kolonia. Obecnie w kadrze zespołu ostali się jedynie doświadczeni napastnicy Fredrik Berglund i Daniel Nannskog a także powracający na tarczy z kontynentalnych wojaży Pontus Farnerud. Zresztą wiekowi już napastnicy szwedzcy nadal radzą sobie bardzo dobrze. Liderem klasyfikacji strzelców ligi norweskiej jest obecnie inny z byłych reprezentantów Szwecji Rade Prica. Trzeba jednak przyznać, że Norwegowie nie mogą pochwalić się wybitnymi reprezentantami krajów w swoich zespołach. Większość piłkarzy skandynawskich, albo już dawno ma przygodę z kadrą za sobą, albo grają w niej jedynie incydentalnie. Liga norweska to także przystanek dla piłkarzy z Ameryki Północnej i Środkowej. Wśród nich wyróżniają się Honduranin Mario Martinez i Kanadyjczyk Olivier Occean, jednak ich piłkarskie CV nie robi wielkiego wrażenia. Co innego kariera Lutona Sheltona. Mający na koncie 27 bramek w reprezentacji Jamajczyk, po latach występów w lidze szwedzkiej przeniósł się Norwegii. Liga norweska nigdy tak naprawdę nie osiągnęła przyzwoitego europejskiego poziomu. Poza Rosenborgiem Trondheim, który jeszcze do niedawna regularnie kwalifikował się do Ligi Mistrzów, tamtejsze zespoły nie robią furory w europejskich pucharach. Co zresztą jest odbiciem także kiepskiej jakości obcokrajowców tam występujących.
Liga szwajcarska to miejsce, gdzie swoje kariery zaczynało wielu świetnych piłkarzy. To tu m.in. swoje talenty rozwinęli m.in. Mladen Petrić czy Ivan Rakitić, grając w barwach Bazylei. To właśnie klub z tego miasta może poszczycić się efektowną listą reprezentanów kraju. Dla FC Basel grali, bądź nadal grają Australijczycy Scott Chipperfield i Mile Sterjovski, Japończyk Koji Nakata, Czech Vratislav Lokvenc, Kameruńczyk Timothee Atouba oraz Szwed Daniel Majstorović. Swój talent rozwija obecnie w Bazylei także reprezentant Szwecji, mający irańskie korzenie Safari Behrang. Najbardziej ciekawą postacią w historii klubu pozostaje jednak prawdopodobnie najlepszy piłkarz w historii peruwiańskiego futbolu Teofilo Cubillas. Dziś w Axpo Super League często można spotkać reprezentanów Luksemburga czy Liechtensteinu. Ikony piłki w tych krajach jak Mario Mutsch, Jeff Strasser czy Mario Frick, grały przez większość swej kariery właśnie w tym alpejskim kraju. W Szwajcarii chętnie grali reprezentanci Rumunii. W Neuchatel Xamax i Grasshopper Zurich grał Viorel Moldovan, natomiast w FC Zurich Adrian Ilie. Przez Axpo Super League przewinęły się także legendy afrykańskiej piłki. Tu grali Egipcjanie Hossam Hassan i Hassan El-Hadary, Senegalczycy Pape Bouba Diop i Henri Camara. Oprócz nich, na szwajcarskich boiskach występowali także Shaun Bartlett, Benjani Mwaruwari oraz Shabani Nonda. Nie zabrakło także gwiazd europejskiej piłki jak Emile Mpenza, Marco Tardelli czy Gunter Netzer. Tu także grało, bądź gra nadal wielu wybitnych piłkarzy spoza Europy jak Kostarykanin Alvaro Saborio, Chilijczyk Ivan Zamorano, Brazylijczyk Giovane Elber czy Amerykanin Frenkie Hejduk. Obecnie liga jest uboga w wartościowych reprezentanów swoich krajów. Pod tym względem wyróżnia się zaledwie kilku piłkarzy, co ma też przełożenie na nieco słabsze wyniki w Europie w ostatnich latach.
Ostatni kraj, który stał się przedmiotem naszej analizy to Szwecja. Okazuje się, że kraj, który posiada dość silną kadrę narodową, ligę ma zdecydowanie ubogą w wartościowych obcokrajowców. W lidze dominują Finowie oraz piłkarze z mniej popularnych krajów afrykańskich. Stąd gwiazdami Allsvenskan zostają piłkarze klasy Razaka Omotoyossiego czy Rene Makondele. W swojej historii, udało się jednak namówić Szwedom do gry w swoim kraju kilku wybitnych reprezentantów. Silną kolonię fińską reprezentują przede wszystkim Jonathan Johansson i Jari Litmanen. W przeszłości grał tu także słynny duński zabijaka Stig Tofting. W Szwecji występował także jeden z wybitniejszych reprezentantów Irlandii Północnej, Sammy McIlroy. Dziś o sile ligi stanowią, oprócz wspomnianych Johanssona i Litmanena, ich rodacy Toni Kuivasto i Daniel Sjolund, reprezentant Ghany Derek Boateng czy Amerykanin Charlie Davis. Ciekawostką jest również fakt, że w przeszłości wypożyczony do Djurgardens Sztokholm był słynny angielski napastnik Teddy Sheringham. Mimo to, Szwedzi obecnie nie mogą szczycić się silną kolonią reprezentacyjną.
Efekt końcowy naszej analizy jest niestety przykry z punktu widzenia polskiego kibica. Po przeanalizowaniu tylko sześciu średniej klasy lig europejskich, możemy dojść do wniosku, że w Polsce jeszcze długo nie uda się namówić znanych piłkarzy do gry i promocji futbolu w naszym kraju. Nawet takie kraje jak Szwecja, miały kiedyś na swoich boiskach Sheringhama, Austriacy sprowadzali legendy niemieckiej piłki, podczas gdy w Polsce euforia po przyjeździe niejakiego Marco Reicha, Szwajcarzy nie bali się piłkarzy z Afryki, podobnie Belgowie. Tymczasem w Polsce przepuszczono przez palce m.in. Mickaela Essiena i Bernanda Parkera. Dlaczego zaciąg bałkański w Austrii czy Belgii się sprawdza a w Polsce nie zawsze? Przyczyna jest prosta. Nad Wisłą dominuje tendencja, by jak najtaniej kupić a jak się uda to i drogo sprzedać. Problem w tym, że piłkarski szrot z Bałkanów i Brazylii nie wpływa na rozwój polskiej piłki. Obcokrajowcy są łatwym łupem dla polskich klubów, bo najzwyczajniej są po prostu tańsi od piłkarzy występujących w rodzimych niższych ligach. W Polsce też grają obecnie reprezentanci. Junior Diaz gra regularnie dla Kostaryki, Hernan Rengifo dla Peru a Carlos Costly dla Hondurasu, Dickson Choto i czasami Takesure Chinyama dla Zimbabwe. Andrius Skerla to już niemal legenda reprezentacji Litwy, zaś kilku innych jego rodaków grających na co dzień w Polsce, otrzymuje ostatnio szanse występów, ale... to tak naprawdę wszystko. Kilku, to zdecydowanie za mało. My wzięliśmy pod uwagę, jedynie piłkarzy, którzy coś znaczą, bądź niegdyś znaczyli dla swoich reprezentacji. Choćby mieli być reprezentantami Panamy, jak Luis Henriquez, to zawsze świadczy to o klasie tych piłkarzy. To przecież oni wyróżniają się w polskiej ekstraklasie a nie inni jak np. Tomas Jirsak czy Ivan Turina, którzy w życiu nie powąchali reprezentacji. Oczywiście pewne uwarunkowania polityczne nie dały nam możliwości sprowadzania piłkarzy zagranicznych wcześniej niż dwie dekady temu, jednak i teraz gdy jest taka możliwość, nie potrafimy tego wykorzystać. Efekt jest taki, że to chociażby Austria ma cztery zespoły w fazie grupowej Ligi Europejskiej a APOEL Nikozja gra w Lidze Mistrzów. Z przypadków, które przeanalizowalśmy, jasno wynika, że nadal mamy przewagę nad krajami ze Skandynawii, co zresztą potwierdził ostatnio Lech Poznań w meczach z Fredrikstad. Do reszty nam jednak sporo brakuje, co potwierdził również Lech Poznań ulegając FC Brugge. A jak daleko jesteśmy za Europą potwierdziła ta sama Brugia, która pobiła Lecha, ulegając na własnym boisku Szachtarowi Donieck 1:4 w pierwszym meczu fazy grupowej Ligi Europejskiej. Dlatego właśnie musimy porównywać się do Austrii czy Belgii, gdyż chociażby Ukraina i Rumunia już dawno zostawiły nas w tyle. Ostatnie decyzje transferowe polskich piłkarzy alarmują, że i do tych wyśmiewanych dotychczas krajów, niebezpiecznie tracimy dystans.