Wrócił na boisko po dramatycznych chwilach. "Gdy rodzina to ogląda, pojawiają się łzy"

Newspix / Irek Dorozanski / Na zdjęciu: Patryk Dziczek
Newspix / Irek Dorozanski / Na zdjęciu: Patryk Dziczek

5 września Piast pokonał na własnym boisku Miedź. Z tego meczu w pamięci nie zostaną wynik czy strzelcy, najważniejsza była 82 minuta. Wtedy na boisko wszedł Patryk Dziczek – piłkarz, względem którego istniały poważne obawy, że już nigdy nie zagra.

Przemysław Pawlak, dziennikarz Piłki Nożnej: Wiesz, ile dni minęło między feralnym meczem z Ascoli a twoim powrotem na boisko?

Patryk Dziczek: Około pięćset sześćdziesiąt

Pięćset sześćdziesiąt cztery.

Bo liczysz do meczu Piasta z Miedzią Legnica. To nie jest tak, że odkreślałem każdy dzień w kalendarzu, gdy jednak podpisałem kontrakt z Piastem, z żoną policzyliśmy te dni, ale właśnie do momentu wejścia do drużyny z Gliwic.

ZOBACZ WIDEO: Oceniamy transfer Milika. "Zyska na tym kadra"

Ile razy w tym czasie pomyślałeś, że już nie wrócisz do gry w piłkę?

Do pewnego momentu w ogóle nie dopuszczałem do siebie takich myśli. Byłem regularnie kontrolowany, miałem świadomość, że wyniki badań nie wskazują na kłopoty zdrowotne. Delikatne zwątpienie pojawiło się w ostatnim tygodniu, jeśli nie podpisałbym kontraktu teraz, mógłbym go już nie podpisać nigdy. Nie ze względów zdrowotnych, przerwa w grze trwałaby zbyt długo. Wrócić na boisko, na profesjonalny poziom, po dwóch latach bez gry – to chyba byłoby niemożliwe.

I nigdy nie przyszło zwątpienie?

Może przez chwilę. A może to były bardziej nerwy, zniecierpliwienie? Układałem sobie w głowie powrót nieco wcześniej, jednak się nie udało, nie otrzymałem zgody, musiałem czekać. Mocno wspierała mnie w tym czasie żona, znosiła moje nastroje. W rozumieniu wspólnego codziennego życia, najgorsza była niepewność. Staliśmy w miejscu, nie wiedzieliśmy, co będzie dalej.

Co się z tobą działo przez rzeczone półtora roku?

Przez sześć miesięcy po zasłabnięciu w spotkaniu z Ascoli nie mogłem pozwolić sobie na żadną aktywność fizyczną. Krótko mówiąc, nic nie robiłem – poza czekaniem na zielone światło zezwalające na powrót do ruchu. Odpocząłem, wróciłem do Polski, już w kraju wykonałem kolejne badania, które potwierdziły, że jestem zdrowy, że mogę zacząć znów myśleć o aktywności. Rozpocząłem indywidualną pracę z trenerem przygotowania fizycznego Michałem Puchałą. Zacząłem od niewielkiego wysiłku, zajęcia trwały piętnaście, dwadzieścia minut. Myśl o powrocie do gry w piłkę mnie nakręcała, nie wyobrażałem sobie, że zakończę karierę. Futbol to moja pasja, proszę sobie wyobrazić, że ktoś z dnia na dzień każe wam porzucić to, co kochacie.

Piłki nie dotykałeś?

Weszliśmy w pracę tlenową, potem siłownia, z czasem doszliśmy do wydolności – rzecz jasna na bieżąco byłem w kontakcie z kardiologiem. Wiadomo, indywidualna praca nie zastąpi zajęć w klubie, natomiast nie chciałem doprowadzić do sytuacji, w której dostaję zgodę na kontynuowanie kariery i tracę kolejne pół roku na powrót do odpowiedniej formy fizycznej. Nie chciałem zaczynać od zera. Co do samej gry w piłkę, zebrałem kumpli z Gliwic i raz w tygodniu wychodziliśmy pokopać, czucia piłki nie straciłem. To trwało rok, ćwiczyłem pięć dni w tygodniu. Kilka rzeczy związanych z przygotowaniem fizycznym, siłowym nawet poprawiłem, ważę trochę więcej niż w momencie zdarzenia, bo zbudowałem większą masę mięśniową, trenerzy w Piaście byli pozytywnie zaskoczeni moją aktualną dyspozycją. 18 miesięcy bez gry to dla piłkarza czas stracony, tego nie oszukam, tego nie neguję, chciałem jednak zadbać, by był stracony w możliwie najmniejszym stopniu.

W tym czasie byłeś związany kontraktem z Lazio Rzym.

Klub wypłacał mi pensję co miesiąc, w całej tej sytuacji zachował się wobec mnie fair. Do ostatniego dnia obowiązywania umowy, którą rozwiązaliśmy za porozumieniem stron. Niejeden klub odwróciłby się od zawodnika: nie grasz, dziękujemy, rozwiązujemy kontrakt. Lazio tak do tematu nie podeszło, choć nie ingerowało przesadnie w moją indywidualną pracę. Co nie znaczy, że się mną nie interesowało, trenowałem w Polsce, ale raz na dwa miesiące wracałem do Włoch na dodatkowe badania – rezonans, testy wysiłkowe. Zresztą, zamontowano mi urządzenie w okolicach klatki piersiowej, które monitorowało pracę serca, więc klub de facto na bieżąco otrzymywał informacje o stanie mojego zdrowia.

Lekarze ustalili przyczynę zasłabnięć?

Niezupełnie, ponieważ kolejne badania nie dawały powodów do niepokoju, nie wskazywały konkretnych zaburzeń, więcej – nie wskazywały żadnych zaburzeń. Być może przeszedłem zapalenie mięśnia sercowego, być może mój organizm był wypłukany z elektrolitów, witamin i zareagował w ten sposób, zwłaszcza że w trakcie tych zdarzeń temperatura była wysoka, więc wysiłek był zdecydowanie większy? Natomiast za pierwszym i za drugim razem zasłabnięcia nie miały niczego wspólnego z epilepsją, na podstawie wyników badań lekarze ten scenariusz wykluczyli.

Ile pamiętasz z meczu z Ascoli?

Poza jednym momentem – wszystko. Wracałem do obrony, zespół skracał pole gry i jakby ktoś odciął mi prąd, wyciągnął wtyczkę z kontaktu, wyłączył. Ocknąłem się jeszcze na boisku, lekarze pytali mnie o datę urodzenia, gdzie gramy, co tu robię. Udzieliłem odpowiedzi, poprosiłem Pawła Jaroszyńskiego, by przekazał chłopakom, by trochę się ode mnie odsunęli, bo otoczyli mnie i trudno było złapać oddech. Straciłem przytomność na kilka minut, do dziś nie wiem dokładnie na ile, akcja reanimacyjna nie była potrzebna, jedyne zagrożenie wiązało się z tym, że połknąłem język. Szybko jednak zareagował sztab medyczny oraz ówczesny kapitan Salernitany, Francesco Di Tacchio, który był blisko mnie na boisku i połączył tę sytuację z moim zasłabnięciem w trakcie treningu. Zabrano mnie do szpitala w Ascoli, przeszedłem badania, potem kolejne w klinice w Rzymie. I nic.

W gruncie rzeczy to chyba jednak szczęście, że zasłabłeś na boisku, gdzie mogłeś natychmiast otrzymać profesjonalną pomoc, niż gdyby wydarzyło się to na przykład w domu.

Zdecydowanie – jeśli już musiało się to wydarzyć, dobrze, że stało się to w miejscu, w którym mogłem liczyć na pomoc. Podobnie było w przypadku Christiana Eriksena. Tyle że na tym podobieństwa między moim a Duńczyka przypadkiem się kończą. Eriksen przeszedł zawał serca, u mnie nie było o tym mowy, obecnie gra z wszczepionym defibrylatorem, co we Włoszech jest zabronione, dlatego musiał zmienić klub, ja takiego urządzenia nie potrzebuję.

Bałeś się powrotu na boisko?

Miałem za sobą dwanaście miesięcy ciężkiej pracy. Nie siedziałem w domu przed telewizorem – trenowałem, od pewnego momentu zapierniczałem, znałem wyniki często powtarzanych badań, wiedziałem, jak się czuję, od meczu z Ascoli problem się nie powtórzył. Nie, ja się nie bałem. Nie miałem myśli, że coś się ponownie wydarzy.

Podkreślasz: ja.

Żona i mama mają obawy, są wystraszone. Jeszcze chwilę tak będzie, trudno się dziwić. Najbliżsi przeżyli tę historię bardziej niż ja. Gdy oglądają zdarzenie z meczu z Ascoli, pojawiają się łzy. Tata zachowuje większy spokój, ale to facet, inaczej okazuje emocje, natomiast gdy kilka razy rozmawialiśmy o mojej sytuacji, dało się wyczuć, co myśli. W każdym razie, rodzina nie starała się na mnie wpłynąć, sprawić, bym zmienił zdanie. Powrót na boisko to była decyzja, którą musiałem podjąć sam.

W czerwcu udałeś się do Kataru na rozstrzygającą konsultację kardiologiczną.

Przy zabezpieczeniu od strony medycznej finałów mistrzostw świata pracuje tam ceniony lekarz, Guido Pieles, wcześniej współpracował między innymi z Manchesterem United. Wykonałem czterodniowe testy również pod jego okiem. Wyniki ponownie były pomyślne. Doradził mi jednak, bym regularnie się badał po rozpoczęciu gry w piłkę. W pierwszym roku będę odwiedzał kardiologa co trzy miesiące, później – raz na pół roku. Może to i lepiej, przynajmniej będę wiedział, na czym stoję. W każdym razie, wyniki zamierzam konsultować również z nim.

Dlaczego jednak wizyta w Katarze była rozstrzygająca?

Guido Pieles jest ceniony w świecie sportu. Cieszy się autorytetem, gdy kluby widzą wydaną przez niego opinię, wiedzą, że jest godna zaufania. Mnie wystawił taką, że nie ma przeciwskazań, abym wrócił do futbolu. Przedstawiłem ją w Polsce, wykonałem kolejne badania i otrzymałem zgodę na powrót do gry.

Rozwiązałeś kontrakt we Włoszech, a nie było możliwości tam zostać?

Chciałem być blisko domu, rodziny, odbudować się, dać sobie czas. Gdzie więc mogłem skierować pierwsze kroki, jeśli nie do Piasta? Innych klubów w Polsce nie brałem pod uwagę. Pojawiałem się na meczach w Gliwicach, rozmawiałem kilka razy z trenerem Fornalikiem, rzecz jasna nie o podpisaniu kontraktu, a o sprawach związanych z moim zdrowiem. Jestem wdzięczny za zaufanie, które otrzymałem od klubu.

Ile czasu potrzebujesz na powrót do optymalnej dyspozycji?

Po podpisaniu kontraktu z Piastem mówiłem w wywiadzie, że zapewne pojawię się na boisku w trakcie meczu za około miesiąc, tymczasem już mam pierwszy występ za sobą. Nie najgorzej wyglądam pod względem fizycznym, w trakcie pracy z Michałem Puchałą zdarzały się zajęcia, gdy w trakcie 75-minutowej jednostki treningowej przebiegałem 12 kilometrów, to teraz procentuje. A kiedy będę w stanie dać zespołowi więcej? Nie będę zgadywać, podchodzę do tematu bardzo spokojnie. Nie chcę działać na hura. W każdym razie, pracuję na treningach na dokładnie takich samych obciążeniach, jak reszta drużyny. Żadna taryfa ulgowa w moim przypadku nie obowiązuje.

Czesław Michniewicz publicznie mówił, że piłkarz o twojej charakterystyce jest mu potrzebny w reprezentacji Polski – takie wypowiedzi selekcjonera cię motywowały?

Mega! Bardzo miło było usłyszeć, gdy trener drużyny narodowej mówi, iż Dziczek w formie, to Dziczek gotowy do gry w kadrze. Nie będę ukrywał, nie porzuciłem myśli o debiucie w pierwszej reprezentacji. Choć wiem, że na finały mistrzostw świata nie zdążę, to w przyszłym roku chciałbym powalczyć o miejsce w drużynie narodowej. Wpierw jednak Piast, tu są teraz moje myśli, chcę wkrótce odgrywać coraz większą rolę w zespole z Gliwic.

Michniewicz interesował się twoim losem, zaprosił cię na mecz ze Szwecją w Chorzowie.

Wcześniej spotkaliśmy się też w hotelu reprezentacji, dłużej porozmawialiśmy. Raz na jakiś czas selekcjoner dzwonił do mnie, znał na bieżąco moją sytuację. Zresztą, jedną z pierwszych osób, która odezwała się do mnie po podpisaniu kontraktu z Piastem był właśnie trener Michniewicz. Jesteśmy umówieni na kolejną rozmowę. Mógł zupełnie nie interesować się losem zawodnika, który przez półtora roku nie grał w piłkę, wybrał inną drogę. To też mnie budowało, nabrałem przekonania, że ktoś w piłce na mnie czeka, że piłka to dla mnie coś więcej niż praca.

Czytaj także: 
Kolejny gigant w grze o młodą gwiazdę. To będzie najgorętsze nazwisko okienka?
Media: jest decyzja ws. Milika

Komentarze (0)
Zgłoś nielegalne treści

Cenimy Twoją prywatność

Kliknij "AKCEPTUJĘ I PRZECHODZĘ DO SERWISU", aby wyrazić zgodę na korzystanie w Internecie z technologii automatycznego gromadzenia i wykorzystywania danych oraz na przetwarzanie Twoich danych osobowych przez Wirtualną Polskę, Zaufanych Partnerów IAB (878 partnerów) oraz pozostałych Zaufanych Partnerów (404 partnerów) a także udostępnienie przez nas ww. Zaufanym Partnerom przypisanych Ci identyfikatorów w celach marketingowych (w tym do zautomatyzowanego dopasowania reklam do Twoich zainteresowań i mierzenia ich skuteczności) i pozostałych, które wskazujemy poniżej. Możesz również podjąć decyzję w sprawie udzielenia zgody w ramach ustawień zaawansowanych.


Na podstawie udzielonej przez Ciebie zgody Wirtualna Polska, Zaufani Partnerzy IAB oraz pozostali Zaufani Partnerzy będą przetwarzać Twoje dane osobowe zbierane w Internecie (m.in. na serwisach partnerów e-commerce), w tym za pośrednictwem formularzy, takie jak: adresy IP, identyfikatory Twoich urządzeń i identyfikatory plików cookies oraz inne przypisane Ci identyfikatory i informacje o Twojej aktywności w Internecie. Dane te będą przetwarzane w celu: przechowywania informacji na urządzeniu lub dostępu do nich, wykorzystywania ograniczonych danych do wyboru reklam, tworzenia profili związanych z personalizacją reklam, wykorzystania profili do wyboru spersonalizowanych reklam, tworzenia profili z myślą o personalizacji treści, wykorzystywania profili w doborze spersonalizowanych treści, pomiaru wydajności reklam, pomiaru wydajności treści, poznawaniu odbiorców dzięki statystyce lub kombinacji danych z różnych źródeł, opracowywania i ulepszania usług, wykorzystywania ograniczonych danych do wyboru treści.


W ramach funkcji i funkcji specjalnych Wirtualna Polska może podejmować następujące działania:

  1. Dopasowanie i łączenie danych z innych źródeł
  2. Łączenie różnych urządzeń
  3. Identyfikacja urządzeń na podstawie informacji przesyłanych automatycznie
  4. Aktywne skanowanie charakterystyki urządzenia do celów identyfikacji

Cele przetwarzania Twoich danych przez Zaufanych Partnerów IAB oraz pozostałych Zaufanych Partnerów są następujące:

  1. Przechowywanie informacji na urządzeniu lub dostęp do nich
  2. Wykorzystywanie ograniczonych danych do wyboru reklam
  3. Tworzenie profili w celu spersonalizowanych reklam
  4. Wykorzystanie profili do wyboru spersonalizowanych reklam
  5. Tworzenie profili w celu personalizacji treści
  6. Wykorzystywanie profili w celu doboru spersonalizowanych treści
  7. Pomiar efektywności reklam
  8. Pomiar efektywności treści
  9. Rozumienie odbiorców dzięki statystyce lub kombinacji danych z różnych źródeł
  10. Rozwój i ulepszanie usług
  11. Wykorzystywanie ograniczonych danych do wyboru treści
  12. Zapewnienie bezpieczeństwa, zapobieganie oszustwom i naprawianie błędów
  13. Dostarczanie i prezentowanie reklam i treści
  14. Zapisanie decyzji dotyczących prywatności oraz informowanie o nich

W ramach funkcji i funkcji specjalnych nasi Zaufani Partnerzy IAB oraz pozostali Zaufani Partnerzy mogą podejmować następujące działania:

  1. Dopasowanie i łączenie danych z innych źródeł
  2. Łączenie różnych urządzeń
  3. Identyfikacja urządzeń na podstawie informacji przesyłanych automatycznie
  4. Aktywne skanowanie charakterystyki urządzenia do celów identyfikacji

Dla podjęcia powyższych działań nasi Zaufani Partnerzy IAB oraz pozostali Zaufani Partnerzy również potrzebują Twojej zgody, którą możesz udzielić poprzez kliknięcie w przycisk "AKCEPTUJĘ I PRZECHODZĘ DO SERWISU" lub podjąć decyzję w sprawie udzielenia zgody w ramach ustawień zaawansowanych.


Cele przetwarzania Twoich danych bez konieczności uzyskania Twojej zgody w oparciu o uzasadniony interes Wirtualnej Polski, Zaufanych Partnerów IAB oraz możliwość sprzeciwienia się takiemu przetwarzaniu znajdziesz w ustawieniach zaawansowanych.


Cele, cele specjalne, funkcje i funkcje specjalne przetwarzania szczegółowo opisujemy w ustawieniach zaawansowanych.


Serwisy partnerów e-commerce, z których możemy przetwarzać Twoje dane osobowe na podstawie udzielonej przez Ciebie zgody znajdziesz tutaj.


Zgoda jest dobrowolna i możesz ją w dowolnym momencie wycofać wywołując ponownie okno z ustawieniami poprzez kliknięcie w link "Ustawienia prywatności" znajdujący się w stopce każdego serwisu.


Pamiętaj, że udzielając zgody Twoje dane będą mogły być przekazywane do naszych Zaufanych Partnerów z państw trzecich tj. z państw spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego.


Masz prawo żądania dostępu, sprostowania, usunięcia, ograniczenia, przeniesienia przetwarzania danych, złożenia sprzeciwu, złożenia skargi do organu nadzorczego na zasadach określonych w polityce prywatności.


Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień Twojej przeglądarki oznacza, że pliki cookies będą umieszczane w Twoim urządzeniu końcowym. W celu zmiany ustawień prywatności możesz kliknąć w link Ustawienia zaawansowane lub "Ustawienia prywatności" znajdujący się w stopce każdego serwisu w ramach których będziesz mógł udzielić, odwołać zgodę lub w inny sposób zarządzać swoimi wyborami. Szczegółowe informacje na temat przetwarzania Twoich danych osobowych znajdziesz w polityce prywatności.