Doktor Who, Książe Filip, a w ostatnim czasie przede wszystkim Daemon Targaryen z najnowszego hitu HBO - "Ród Smoka".
Matta Smitha nie trzeba przedstawiać żadnemu fanowi seriali. Mało kto wie jednak, że gdyby nie choroba, zamiast w produkcjach gigantów streamingowych, moglibyśmy oglądać go na piłkarskich stadionach.
"To, co chcę robić"
Młody Matt Smith ani myślał bowiem o karierze aktorskiej. Chciał zostać piłkarzem. Tak jak jego dziadek, który przed laty grał w Notts County.
ZOBACZ WIDEO: Czy Grzegorz Krychowiak powinien grać w kadrze? "Tak, ale inaczej"
Matt zaczynał karierę w rodzimym Northampton, by następnie przenieść się do Nottingham Forest. Jak sam wspominał, trenował po 10 godzin dziennie. W pewnym momencie jego talent dostrzegli skauci Leicester City. W juniorach "Lisów" był na tyle wyróżniającą się postacią, że został nawet kapitanem drużyny.
- Czułem się pewny, że to jest to właśnie to, co zamierzam robić - wspominał Smith w programie Desert Island Discs w Radio 4.
Jego marzenia o karierze w piłce brutalnie przerwała jednak choroba - Spondyloza. W skrócie jest to zespół zwyrodnień kręgosłupa, których większość z nas doświadczy na starość. Smith jednak zaczął cierpieć na tę przypadłość jako nastolatek.
- To był trudny czas. Czułem się niespełniony. Bardzo trudno było mi powiedzieć ludziom, że zostałem zwolniony z drużyny. Próżna część mnie szczyciła się tym, że jestem piłkarzem, a nagle nim nie byłem - wspominał Smith, dla którego piłka nożna była pewnego rodzaju osłoną przed docinkami z powodu jego lekkiej wady wymowy.
- Pamiętam, że płakałem, ponieważ to było wszystko, w co kiedykolwiek zainwestowałem. Tak naprawdę nie myślałem o aktorstwie - dodawał w rozmowie z "Esquire".
Nowa droga
Dziś jednak ani on, ani żaden z jego fanów, raczej nie rozpacza nad wydarzeniami sprzed ponad 20 lat. Niespełniony młodzik Leicester stał się bowiem jednym z bardziej rozpoznawalnych aktorów.
Wszystko zaczęło się niepozornie, od namowy ze strony jednego z nauczycieli na występ w szkolnym przedstawieniu.
- Na szczęście pojawił się wówczas nauczyciel teatru, Terry Hardingham, który stwierdził: "Nigdy nie miałeś być piłkarzem, zawsze uważałem, że możesz być świetny w aktorstwie" - mówił Smith o początkach swojej kariery w nowej branży.
Smith zaczynał w pierwszej dekadzie XXI wieku od ról w pomniejszych brytyjskich serialach. Pierwszą rolą, która dała mu naprawdę dużą sławę, było wcielenie się w postać Doktora Who. W wieku 26 lat stał się najmłodszym aktorem, który dostał tę rolę, choć wcześniej było ich aż 10.
Co ciekawe, gdy zgłosił się na casting, otwarcie przyznał, że nigdy w życiu nie widział ani jednego odcinka Doktora Who. "O tej godzinie jestem w pubie" - miał powiedzieć tłumacząc w ten sposób brak znajomości serialu.
Jak się okazało gra w produkcjach, z którymi na pierwszy rzut oka nie powinien mieć nic wspólnego, okazała się dla niego normą. Tak samo było bowiem z serialem "The Crown", w którym zagrał Księcia Filipa. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wychowywał się w otoczeniu antymonarchistów.
Rola członka rodziny królewskiej przypadła mu jak widać jednak do gustu. Dziś bowiem fani mogą oglądać go przede wszystkim z roli Daemona Targaryena, będącego jedną z głównym postaci "Rodu Smoka", najnowszego hitu HBO rozgrywającego się na 200 lat przed wydarzeniami w "Grze o Tron".
Czytaj także:
- Zaskakująca decyzja ws. selekcjonera Argentyny
- Czesław Michniewicz nie ustaje w obserwacjach. "Na tyłach wroga"