Na szczęście minęły już czasy, kiedy losowanie grup eliminacyjnych mistrzostw Europy albo świata budziły w Polsce gigantyczne emocje. Bo wtedy kwestia awansu reprezentacji Biało-Czerwonych do turniejów finałowych w większym stopniu zależała od szczęścia niż od umiejętności naszych piłkarzy. Poza tym kolejne mundiale i Euro rozrosły się do tak imponującej liczby uczestników, że w zasadzie, żeby nie awansować, to trzeba być naprawdę słabym. W niemieckich finałach zagrają 24 drużyny na 53 startujące w eliminacjach, czyli niemal połowa.
Reprezentacja Polski, nawet grając tak źle jak w niedawnym meczu z Holandią, nie jest w stanie nie wyjść z tak słabej grupy, jaką wylosowaliśmy w niedzielę we Frankfurcie (Czechy, Mołdawia, Albania, Wyspy Owcze). A nie mogliśmy wylosować bardzo silnej, bo - mocno na wyrost w stosunku do poziomu sportowego naszej kadry - byliśmy rozstawieni w pierwszym koszyku. Nikt zdrowy na umyśle nie będzie bronił tezy, że mamy zespół silniejszy od Francuzów czy Anglików, którzy znaleźli się w koszyku nr 2. Kiedy więc nie dolosowano do nas żadnego z tych rywali, stało się jasne, że będziemy mieć grupę łatwą. I taką mamy.
Oczywiście nikt w historii futbolu nie wygrał niczego wyłącznie dzięki samemu losowaniu, o czym - jak memento - przypomina nam turniej Euro 2012, gdy w grupie turniejowej mieliśmy Grecję, Rosję i Czechy. Wtedy też skakaliśmy w górę, ciesząc się z uśmiechu losu, a jak to się brutalnie skończyło, dobrze pamiętamy.
ZOBACZ WIDEO: Kto zawiódł w kadrze? Jemu mówimy "nie"
Nasi piłkarze grają w czołowych klubach Europy, więc musimy się szanować i dla nas - jeśli chodzi o Euro 2024 - poważne granie zacznie się dopiero w turnieju finałowym w Niemczech. Mamy jednego poważnego rywala - Czechów, i jednego średniaka, czyli Albanię, która w eliminacjach do katarskiego mundialu napędziła nam dużo strachu. W Warszawie wygraliśmy z nimi aż 4:1, ale wynik kompletnie nie oddawał tego, co się działo na boisku. To Albańczycy wielokrotnie przejmowali kontrolę nad meczem. No, ale mecz jednak wysoko wygraliśmy, podobnie jak później rewanż w Tiranie. Takich rywali jak Albania nie mamy prawa się bać. Mówmy i piszmy to wielkimi literami: Polska jest faworytem grupy E i powinna ją wygrać. A w najgorszym razie zająć drugie miejsce. Nawet gdyby się nam zdarzyła katastrofa, to jeszcze jest szansa zagrać w barażach, bo trzy miejsca na Euro 2024 zostaną przydzielone najlepszym niezakwalifikowanym drużynom z każdej dywizji Ligi Narodów. Reasumując, można się potknąć, ale nie można nie awansować.
- Każdy trener ma swoje Wyspy Owcze - powiedział kiedyś Czesław Michniewicz, po tym jak skompromitował się reprezentacją Polski U-21, gdy w meczach eliminacyjnych do turnieju finałowego młodzieżowych mistrzostw Europy dwukrotnie tylko zremisował z outsiderem z Wysp Owczych (2:2 oraz 1:1). No, ale takie gafy w meczach pierwszych reprezentacji zdarzyć się nie mają prawa. Rozmawiamy o rywalach, którzy mają w swoim składzie piłkarzy, którzy żeby zagrać mecz w reprezentacji muszą się wcześniej… zwolnić z pracy.
Nie wiadomo także, czy Czesław Michniewicz będzie w przyszłorocznych eliminacjach jeszcze prowadził reprezentację Polski. Dla niego "maturą" będzie mundial w Katarze. O wszystkim zdecyduje wynik. Jeśli nasza kadra wyjdzie z grupy - a przy kryzysie drużyny Meksyku i takim słabeuszu jak Arabia Saudyjska, jest to bardzo możliwe - to Michniewicz zostanie na kolejne dwa lata. Aż do turnieju finałowego Euro 2024 w Niemczech.
Mając tak niewymagających rywali jak ci w grupie, którą wylosowano nam w niedzielę we Frankfurcie, Polacy powinni nie tylko awansować na luzie, ale jeszcze mieć czas, by w tych meczach zbudować nową reprezentację Polski.
Bo będą wtedy warunki na mądre zarządzanie drużyną, na sprawdzanie nowych zawodników, różnych koncepcji taktycznych i personalnych. Nadarzy się też szansa, by zagrać sparing z silnymi Niemcami, którzy jako gospodarze nie grają w eliminacjach i będą potrzebowali wartościowych sparingpartnerów. Takich właśnie jak reprezentacja Polski.
Ale na razie cieszmy się z losowania. Było dla nas naprawdę dobre. W mediach społecznościowych pojawiają się już przewidywania, że po tych eliminacjach Robert Lewandowski będzie miał na liczniku 100 bramek w reprezentacji Polski (teraz ma 76 trafień). I prawdę mówiąc, mam ochotę przyłączyć się do tego hurra-optymizmu.
Czytaj także:
Lato o el. Euro 2024: Jak nie awansujemy, to trzeba będzie zrobić rewoerci el. Euro 2024. Reprezentacja Polski miała szczęście!