Robert Lewandowski ma kilka popisowych sztuczek, a w dwóch ostatnich meczach z Interem Mediolan (0:1) i Celtą Vigo (1:0) zaprezentował nową - znikanie. Takiego wykonania nie powstydziliby się Harry Houdini czy David Copperfield.
We wtorek "Lewy" jakby zgubił się w Mediolanie i nie trafił na San Siro. Więcej TUTAJ. To można było mu jeszcze wybaczyć, bo był w tym mieście po raz pierwszy... W dodatku Inter zagrał perfekcyjnie w obronie. To, co wydarzyło się w niedzielę w Barcelonie, trudno jednak wytłumaczyć.
W meczu z Celtą Lewandowski był niewidzialny dla kolegów. W poprzednich spotkaniach nosił pelerynę superbohatera. Bił rekord za rekordem, pisał historię klubu na nowo i po 833 dniach przerwy ponownie wprowadził Barcę na fotel lidera La Ligi. Tym razem jednak wszyscy traktowali go, jakby miał na sobie pelerynę-niewidkę.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ to zrobił! Ten film ma ponad 800 tys. wyświetleń
Pod siebie grał zwłaszcza Ferran Torres, a w dwóch sytuacjach ewidentnie zignorował lepiej ustawionego Lewandowskiego. O ile za pierwszym razem po - zakończonej nieudanym strzałem - akcji "Lewy" udzielił młodszemu koledze wskazówek, to kilkanaście minut później nie wytrzymał i dał upust swojej złości.
Wściekły na to, że Hiszpan wdał się w drybling i stracił piłkę, zamiast wyprowadzić go prostopadłym podaniem na wolne pole, Polak siarczyście zaklął i uderzył pięścią w dłoń, co zresztą wyłapała kamera. Takiego w Barcelonie jeszcze go nie widzieliśmy. Sfrustrowany był nawet, kiedy Raphinha czy Ousmane Dembele go dostrzegli, ale piłka do niego nie dotarła, bo podania przecieli rywale.
To reakcje, które znamy z jego występów w Bayernie czy reprezentacji Polski. Wydawało się, że po przeprowadzce do Hiszpanii się ich wyzbył, za co go mocno chwaliliśmy. Okazuje się jednak, że jedynie pilnował się, by ich nie pokazywać. Tłumił w sobie podobne toksyczne reakcje, ale tym razem jego irytacja była widoczna gołym okiem.
Ale też trudno mu się dziwić. Koledzy nie stworzyli mu ani jednej sytuacji, a kiedy mogli, to albo nie potrafili mu podać, albo... nie chcieli. To nieprawdopodobne, "Lewy" nie dostał ani jednego podania do nogi w polu karnym. A w całym spotkaniu miał tylko 27 kontaktów z piłką, podczas gdy dotąd miał ich średnio 38,6 na występ.
Zachowanie Lewandowskiego to wyraźny znak, że miesiąc miodowy jego i Barcelony dobiegł końca. Przesadą będzie stwierdzenie, że "Lewy" zaczyna żałować transferu, ale przyszedł czas na prozę życia. Źródłem frustracji Polaka nie jest jednak tylko to, że w dwóch kolejnych meczach nie strzelił gola.
"Lewy" wie, że zbliżają się mecze prawdy dla Barcelony, a kryzys formy zespołu jest wyraźny. Powiedzmy sobie szczerze: Barca cudem pokonała przeciętną Celtę. Marc-Andre ter Stegen zaczarował bramkę, a ekipie Xaviego gola podarował rywal. Sami Katalończycy nie wypracowali sobie żadnej dogodnej sytuacji.
W rewanżach z Interem i Bayernem w Lidze Mistrzów i rozdzielającym je El Clasico Duma Katalonii może zostać brutalnie zweryfikowana przez rywali. A i po wizycie na Bernabeu Barcę czekają trudne ligowe mecze z Villarrealem i Athletikiem Bilbao.
Może się okazać, że na koniec miesiąca Duma Katalonii będzie już poza Champions League i daleko w tyle za Realem. To realny scenariusz, biorąc pod uwagę formę Barcelony z trzech ostatnich meczów.
"Lewy" już zdaje sobie sprawę z tego, że nadciąga katastrofa, tymczasem jego koledzy zachowują się jak bohaterowie filmu "Nie patrz w górę". Titanic sunie na górę lodową, a tacy Torres czy Raphinha tańczą na balu. Otrzeźwienie przyjdzie za późno.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty