Tottenham zrobił swoje. Rywal trzymał się do błędu bramkarza

PAP/EPA / VINCE MIGNOTT / Na zdjęciu: Harry Kane
PAP/EPA / VINCE MIGNOTT / Na zdjęciu: Harry Kane

Tottenham nie zagrał wielkiego meczu, ale pokonał Everton 2:0. Najpierw gola z rzutu karnego strzelił Harry Kane, a przyjezdnych dobił w końcówce Pierre-Emile Hoejbjerg. Koguty utrzymały dystans w tabeli do Arsenalu i Manchesteru City.

Są czasem mecze, które po prostu trzeba przepchnąć. Strzelić gola, zdobyć trzy punkty i zapomnieć. O starciu Tottenhamu Hotspur z Evertonem kibice raczej nie będą wspominać podczas świątecznej kolacji, bo nie było to wielkie widowisko, oczywiście jak na standardy Premier League. Niemniej, w Londynie nikt nie będzie psioczył na styl, bo Tottenham zgarnął kolejne trzy punkty i w dalszym ciągu jest tuż za plecami Arsenalu oraz Manchesteru City.

Kluczowa dla losów spotkania okazała się 58. minuta, gdy Harry Kane był faulowany w polu karnym przez Jordana Pickforda, który chwilę wcześniej wypuścił piłkę z rąk przy próbie interwencji. Sam poszkodowany nie pomylił się z jedenastu metrów. Uderzył w swoim stylu - mocno i bardzo precyzyjnie. Wtedy wszystko się zmieniło.

Do tego momentu Tottenham przeważał, natomiast na pewno nie zachwycał. W pierwszej połowie obejrzeliśmy zaledwie jeden celny strzał. Biorąc pod uwagę formę Kogutów w tym sezonie, był to wynik - delikatnie rzecz ujmując - mało ekskluzywny. Paradoksalnie to Everton miał lepsze szanse. Najpierw kapitalną akcję przeprowadził Demarai Gray, ale fatalnie przestrzelił z kilku metrów, a tuż przed przerwą po solowym rajdzie nad bramką uderzył Amadou Onana.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: to może być samobój roku. Aż złapał się za głowę

Było to jednak rozczarowujące czterdzieści pięć minut. O ile Everton przyzwyczaił już w tym sezonie, że mecze z jego udziałem zazwyczaj nie obfitują w gole, o tyle po Tottenhamie można, a nawet trzeba było oczekiwać więcej. Finalnie jednak londyńczycy zabrali się do pracy. Kane strzelił gola z rzutu karnego, a cieszyć się mógł nieco wcześniej, lecz wówczas Pickford obronił atomowy strzał z woleja.

Po wyjściu na prowadzenie gospodarze dokładnie wiedzieli, co mają grać. Byli skupieni w defensywie i nie dopuszczali rywali do konkretnych sytuacji. Everton od samego początku nastawił się na grę z kontry, a gdy zmienił się wynik, to nie miał ku temu w zasadzie ani jednej okazji. Gości w zasadzie nie było już na boisku. A kiedy nadarzyła się szansa, to poszła szybka akcja w drugą stronę i Pierre-Emile Hoejbjerg ustalił wynik meczu.

Tottenham Hotspur - Everton 2:0 (0:0)
1:0 Harry Kane (k.) 59'
2:0 Pierre-Emile Hoejbjerg 86'

Składy:

Tottenham: Hugo LLoris - Cristian Romero (87' Davinson Sanchez), Eric Dier, Ben Davies - Matt Doherty (90+3' Djed Spence), Pierre-Emile Hoejbjerg, Rodrigo Bentancur (90+3' Oliver Skipp), Richarlison (52' Yves Bissouma), Heung-min Son, Ivan Perisić - Harry Kane (90+3' Lucas Moura).

Everton: Jordan Pickford - Seamus Coleman (James 67' Garner), James Tarkowski, Conor Coady, Witalij Mykołenko, Dwight McNeil - Alex Iwobi, Idrissa Gueye (81' Salomon Rondon), Amadou Onana - Demarai Gray, Neal Maupay (67' Dominic Calvert-Lewin).

Żółte kartki: Bentancur (Tottenham) oraz Maupay, McNeil, Gueye, Mykołenko (Everton).

Sędzia: Paul Tierney.

*

Pozostałe sobotnie mecze 11. kolejki Premier League:

Leicester City - Crystal Palace 0:0

Fulham FC - AFC Bournemouth 2:2 (1:2)
0:1 Dominik Solanke 2'
1:1 Issa Diop 22'
1:2 Jefferson Lerma 29'
2:2 Aleksandar Mitrović (k.) 52'

Wolverhampton Wanderers - Nottingham Forest 1:0 (0:0)
1:0 Ruben Neves (k.) 56'

[multitable table=1494 timetable=10727]Tabela/terminarz[/multitable]
CZYTAJ TAKŻE:
Zła wiadomość. Krychowiak musi wrócić do Rosji
Plan Xaviego na Real. Wiadomo, co z Lewandowskim

Komentarze (0)