Piłkarze Warty Poznań nie przestają zadziwiać. W poniedziałek odnieśli kolejne zwycięstwo w PKO Ekstraklasie. Po wygranej w Radomiu z Radomiakiem drużyna prowadzona przez Dawida Szulczaka w tabeli do podium traci zaledwie pięć punktów.
- Musimy zrobić sześć punktów i walczymy o puchary. Oczywiście żartuję. Przed nami trudny mecz z Piastem, który będzie chciał się przełamać. Mamy swoje wyzwania, ale i problemy. Straciliśmy Zrelaka, który zszedł z urazem - tak trener Warty na pomeczowej konferencji odniósł się do pytania dziennikarza, który zastanawiał się czy poznański zespół po odskoczeniu od strefy spadkowej zacznie grać o coś więcej.
W potyczce z Radomiakiem do przerwy Warta prowadziła 2:0, w 2. połowie gospodarze wyrównali, ale chwilę później goście zadali decydujący cios. - Statystyki mówiły o tym, że Radomiak i Warta powinny mieć w sezonie więcej goli. Kiedyś to wszystko musi wracać. Byliśmy do bólu skuteczni, Radomiak nie miał jednak zbyt wielu szans. Bramka Gabriela Kobylaka nam pomogła. Młodzi gracze popełniają błędy, ale w wielu momentach bronił świetnie. Spodziewaliśmy się, że to będzie dreszczowiec. Mentalnie wytrzymaliśmy trudny moment. Na tym polu mocno się rozwinęliśmy. Potrafimy dobrze reagować - podsumował spotkanie trener Szulczek.
Pretensje do zespołu miał opiekun Radomiaka Mariusz Lewandowski. - Jesteśmy źli po meczu, szczególnie po 1. połowie. Byliśmy wolni, nie przyspieszaliśmy gry. Do tego doszły prezenty. Nie ma jeszcze Mikołaja, a my już rozdajemy prezenty. Okazje Warta miała po naszych złych zagraniach. Po przerwie zespół wyszedł odmieniony, z charakterem. Wszystko jednak dopiero po mocnej rozmowie w szatni. Wyrównaliśmy i chcieliśmy pójść za ciosem, ale straciliśmy gola - ocenił potyczkę szkoleniowiec drużyny z Radomia.
Czytaj także:
Trener Ruchu Chorzów po derbach. "Będę musiał zacząć chodzić w czapeczce"
Siedem goli w meczu eWinner II ligi. Srogi odwet w Kaliszu
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: za to kochamy brazylijski futbol. Ale to zrobił!