Pogoń Szczecin nie popisała się już w pierwszym meczu Fortuna Pucharu Polski, ale szczęśliwie wyeliminowała w konkursie rzutów karnych trzecioligowy Rekord Bielsko-Biała. Pokonanie Rakowa Częstochowa okazało się już ponad możliwości zespołu Jensa Gustafssona. Nie pomógł mu nawet atut własnego stadionu. Konfrontacja zakończyła się wynikiem 0:1 po strzale z rzutu wolnego Iviego Lopeza.
- Chcieliśmy za wszelką cenę awansować. To się nie udało i puchar uciekł nam po raz kolejny. Z minuty na minutę czuliśmy, że przeważamy coraz mocniej, ale nie stwarzaliśmy sobie stuprocentowych sytuacji podbramkowych. Byliśmy blisko, ale zawsze czegoś brakowało - mówił obrońca Mariusz Malec w strefie mieszanej.
- Czujemy ogromne rozczarowanie, ponieważ wierzyliśmy w dobry wynik. Walczyliśmy, ale to za wiele nie dało - dodał piłkarz Pogoni.
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski rozczarowany Barceloną? "Jest wręcz przeciwnie!"
Portowcy co prawda spisali się lepiej w obronie niż w poprzednim, przegranym 1:4 meczu z Górnikiem Zabrze, ale rozegranie spotkania bez straconego gola nie wyszło im od kilku miesięcy.
- Zatraciliśmy grę na zero z tyłu w tym sezonie. Do pewnego momentu powstrzymywaliśmy ataki Rakowa, a jednak straciliśmy gola. Ivi Lopez w każdym meczu jest wartością dodaną dla Rakowa i tym razem strzelił z rzutu wolnego. Samo spotkanie było wyrównane, ale jak nie zdobywamy bramek, to trudno jest wygrać mecz - wspomina Malec.
Pogoń zakończy rok wyjazdowym meczem z Radomiakiem w PKO Ekstraklasie.
Czytaj także: Trener Górnika Zabrze skomentował pucharową wpadkę. "Męczyliśmy się"
Czytaj także: Gorąco na trybunach, letnio na boisku. Wisła Kraków nie zatrzymała drugoligowca