W rozmowie z WP SportoweFakty 44-krotny reprezentant Polski zdradza, w jakiej formie mentalnej jest Lewandowski tuż przed mistrzostwami świata. Były kadrowicz tłumaczy też, co może być atutem drużyny Czesława Michniewicza i opowiada o historiach, które umieścił w swojej wydanej niedawno książce.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Powiedziałeś kiedyś: "Chcę, żeby moja biografia była z krwi i kości, bez cenzury". Taka jest "Peszkografia"?
Sławomir Peszko, były reprezentant Polski: Tak. To cholernie szczera książka. Chociaż czasami mam wrażenie, że brakuje mi tam jednej czy drugiej historii. Na przykład o "Grosiku". Albo o "Lewym". Ale uznałem, że to nie jest książka o nich, tylko o mnie. Chociaż oczywiście obaj w moim życiu pojawiają się cały czas.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: takiego gola nie widzieliście. Jak on to zmieścił?!
To zacznijmy od Kamila Grosickiego.
Poznaliśmy się na kadrze, w 2014 roku. Byliśmy razem w pokoju, mieliśmy tę samą "bajerkę" - po prostu nadawaliśmy na tych samych falach. On też lubił wyjścia i dobrą zabawę. Pamiętny był nasz wyjazd na Ibizę. Z rodzinami, ale byli też Tomek Hajto i Artur Boruc. Oczywiście wszystko działo się podczas wakacji. O mały włos, a wszyscy zobaczyliby naszą zabawę - wpadliśmy na pomysł, by zrobić relację na żywo na Instagramie. Założyłem bandamkę... humory dopisywały, coś zaczęliśmy wpuszczać do sieci, ale dostałem telefon z klubu, żebym się uspokoił i odłożył telefon.
Mówisz o relacji z Robertem Lewandowskim. Wielcy piłkarze darzą cię sympatią, także Lukas Podolski.
Lubią mnie. Zawsze z nimi normalnie rozmawiałem, do tego fajnie współpracowaliśmy na boisku. Z "Poldim" spędzałem czas w szatni, szukałem go na murawie, chodziliśmy na kolacje. Tak samo z "Lewym". I nie przeszkadzało mi, że ja szedłem dalej, a oni do pokoju spać.
Ale jedna osoba nie chciała się o tobie wypowiedzieć do książki - to trener Piotr Stokowiec.
Trudno. Nie było mi to potrzebne i nic by to nie zmieniło. Napisałem to, co czułem i jak było. Na szczęście wszystko, co otacza Stokowca, jest już poza mną i nie muszę uczestniczyć w tym "szajsie".
Zastanawiam się, z czego kojarzy cię nowe pokolenie kibiców - z reprezentacji, memów, określeniem kumpla Lewandowskiego czy z obecnej gry w niższych ligach?
Zależy, w jakim jestem mieście. W Poznaniu wspominają drużynę, która świetnie pokazała się w europejskich pucharach - w składzie z Lewandowskim, Semirem Stiliciem czy Manuelem Arboledą. W Krakowie ludzie wspominają mnie z fajnego epizodu z Wisły albo z obecnej przygody z Wieczystą. Gdzie nie pojedziemy na mecz, to mnóstwo kibiców prosi mnie o zdjęcia. W Gdańsku też mieliśmy fajną ekipę. Ale tam, gdzie nie grałem, myślą pewnie, że przez większość życia się bawiłem.
Jak na to reagujesz?
Śmieję się, przybijam piątkę. Gdybym od rana do wieczora "walił gaz", to nie trafiłbym do Bundesligi i reprezentacji. Jeżeli chodziło o sport, to wiem, że poświęcałem się zawsze na maksa.
Trochę pieniędzy też odłożyłeś.
To się okaże. Nie żyję jak król, ale nie narzekam. W każdym razie - trzeba coś dalej robić, dlatego kończę kurs trenerski. Nie wiem, czy zostanę trenerem od razu czy za kilka lat, ale fajnie mieć już uprawnienia.
Ile razy słyszysz jakieś zaczepki związane z wódką?
Może z dwa lub trzy razy na sto przypadków. W zasadzie hejt na żywo mi się nie zdarzył. No, może na molo w Sopocie. Kiedyś kibic Arki coś do mnie krzyknął. Z Wieczystą gramy w niższych ligach i ludzie podchodzą do mnie tylko z sympatią. Czasem ktoś żartobliwie zagai, że zaprasza mnie na browar. Zawsze odpowiadam: "Dogram mecz i chętnie wpadnę". Internet a rzeczywistość to dwie inne sprawy.
Jak się kończy karierę w niższych ligach?
Spokoju już nie ma, bo bardzo chcemy awansować na poziom centralny. W okręgówce były wysokie wyniki, ale teraz rywale naprawdę fajnie grają, trzeba być zorganizowanym na boisku. Ale ja tam odżyłem po pobycie w Gdańsku u Stokowca. Nie skusiłem się wtedy na bardzo dobry kontrakt w Termalice, który oferował mi Mariusz Lewandowski.
Teraz leczysz kontuzję.
Dopiero odrzuciłem kule, w styczniu powrót na boisko. Ale jest progres, w końcu chodzę normalnie. Jestem cztery tygodnie po operacji kolana. Chcę to dobrze wyleczyć, a 19 listopada lecę do Kataru - będę tam ekspertem Interii do momentu aż Polska odpadnie.
W twoim życiu cały czas coś się dzieje. Jak minęły ostatnie tygodnie po premierze książki?
Było dużo szumu, dużo aktywności, ale podoba mi się. Premiera na Stadionie Narodowym wyszła super. Myślałem, że napiszę książkę i na tym się skończy, a tu wywiady, spotkania autorskie, targi książek. Wyobrażałem sobie, że będzie to bardziej pamiątka dla mnie i najbliższych, a okazuje się, że zainteresowanie jest duże.
Masz historię.
Wolałbym mieć karierę, a nie historię.
Bez przesady, nie zgrywaj się.
Coś tam się pograło. W każdym razie miałem bardzo dużo pozytywnych głosów po premierze. Ludzie mówią, że szybko się czyta. Wiadomo, język jest "piłkarski" i łatwo zrozumieć sens.
Ktoś może poczuć się urażony?
Nawet jeżeli tak, to odbiorę telefon i powiem, że tak właśnie czułem tę historię i dlatego opowiedziałem ją w ten sposób. Nikogo nie wyzywam i nie robię z nikogo barana czy idioty.
Co powiedziała rodzina?
Żona wiedziała, że wydaję książkę, ale nie czytała jej przed oddaniem do druku. Była trochę wkurzona z tego względu, bo bała się, że coś mogą zmienić, albo że ja powiem za dużo. Po premierze w pierwszej kolejności przeczytała rozdziały o aferze taksówkowej, o Lechii i zakończenie. Ale reakcja Ani była pozytywna.
Syn przejrzał zdjęcia, trochę mu opowiedziałem. Pytał, jak się grało tu czy tam, ale nie jest jeszcze świadomy, ile można osiągnąć dzięki piłce. Fajnie, że Marcel zna to otoczenie. Wiele razy przebywał w towarzystwie wielkich piłkarzy i to dla niego normalne środowisko.
Początkowo chciałeś napisać książkę z dziennikarzem spoza środowiska piłkarskiego.
Tak, nawet zaczęliśmy coś ustalać z Tomkiem Sekielskim. Zdałem sobie jednak sprawę, że ludzie spoza środowiska nie poczują tego, co przeżywałem w danym momencie. Sebastianowi Staszewskiemu łatwiej było przypominać mi historie, o których ja już zapomniałem. Jak choćby tą o wyzwiskach z młodych lat.
Ktoś przeprosił?
Odezwał się bramkarz, Marek Pączek. Trochę mi wtedy dokuczał, ale to już nie ma znaczenia. Umówiliśmy się na kawę. Prowadzi hotel "Bacówka" i zaprosił mnie do siebie.
Napisałeś, że wybiłeś się z dżungli.
Wychowałem się w małym mieście, rodziców nie było na wszystko stać. Podzieliłem się moją historią, by inni nie załamywali się w trudnych momentach. A w sporcie sporo jest takich historii, choćby tragedia Kuba Błaszczykowski. Wielu było lepszych ode mnie, ale szybko ginęli. Nie wiem, czym to jest spowodowane. W domu byłem spokojny, dobrze się uczyłem, nie robiłem problemów.
Później już tak.
Nie byłem nawet śmiały, otwarty! Może przejąłem temperament po mamie?
Co dalej, awans do I ligi z Wieczystą?
Chciałbym awansować do II ligi, przedłużyć kontrakt i zaatakować jeszcze I ligę.
Miałeś ostatnio ofertę z ekstraklasy.
Tak, ze Stali Mielec. Przed tym sezonem dzwonił trener Adam Majewski, znamy się z Płocka. Podziękowałem. Nikt mnie już nie namówi, żeby wrócić do ekstraklasy, za żadne pieniądze. Chcę zostać w Wieczystej i pomagać w budowie klubu. Tu skończę karierę. Powiedziałem ostatnio, że zagram jeszcze w Nafcie Jedlicze, czyli tam, gdzie zaczynałem. Potwierdzam - ale zrobię to bez kontraktu. Chcę choć raz wystąpić w seniorach Nafty, na luzie.
Byłeś niedawno w Barcelonie i wręczyłeś książkę Robertowi i Ani Lewandowskim.
Ciekawe, co powiedzą. Zaprosili mnie do swojego nowego domu pod Barceloną. Super żyją. Powiem tak - Robert jest bardzo, ale to bardzo zadowolony z tego transferu. Jest po prostu szczęśliwym człowiekiem pod każdym względem. I nie mówię o grze w piłkę, ale o codziennym życiu - przynajmniej ja to tak widzę, a trochę się znamy.
To inny Lewandowski niż ten z Bayernu?
W Monachium był "zafiksowany", chodził jak maszyna. Działał w trybie: strzelanie goli, wygrywanie meczów i do domu. W Barcelonie wygląda to zupełnie inaczej - korzysta z życia i przy tym bawi się grą. Byłem na Camp Nou na meczu z Bayernem Monachium (0:3) w Lidze Mistrzów i widziałem, jak "małolaci" są w niego wpatrzeni. Mówię tu o młodych gwiazdach Barcelony - Ansu Fatim, Gavim, Pedrim. Patrzą na "Lewego" jak na wzór, autorytet. A stadion ciągle skanduje jego nazwisko.
Ostatnio popularne jest hasło, że Lewandowski zrobił krok w tył wybierając Barcelonę.
Wręcz przeciwnie. Mówił mi, że zrobił milowy krok w przód. On wiedział, że Barcelona może mieć trudny pierwszy sezon. Było sporo transferów. Sam o tym dobrze wie, że za rok będą mocniejsi, dotrą się. Nie zmieniło się jednak jedno: gdy Robert nie strzeli jednego lub dwóch goli w meczu, to jest wkurzony. Opowiadam zresztą o tym w książce, przywołując ciekawą historię z Euro 2016. On jest ciągle głodny: strzeli dwie, to chce hat tricka i tak dalej. Tak to już z nim jest.
Na premierze "Peszkografii" mówiłeś, że jak nie strzeli kilku goli na mundialu, to mu "pociśniesz".
Wymagam od niego, żeby strzelił ze dwa gole, a przede wszystkim, by decydował o wyniku meczu. Pamiętam jego formę z eliminacji Euro 2016 i MŚ 2018, gdzie dwa razy zdobywał tytuł króla strzelców. Na pewno będzie pod naporem obrońców, ale dzięki temu ściągnie rywali i da szansę innym, na przykład Karolowi Świderskiemu.
A ty jak widzisz kadrę na mistrzostwa w Katarze?
Po cichu liczę na czwarty mecz, a po wyjściu z grupy prawdopodobnie wpadniemy na Francję. Nie mamy złego kalendarza w grupie - to plus. Przy remisie w pierwszym meczu ciągle będziemy w grze. Są w naszej kadrze kontuzje, ale zawsze będą problemy. U Niemców wypadli Timo Werner czy Marco Reus i tak dalej. Wydaje się, że w reprezentacji Michniewicza wszystko jest jasne - gramy wahadłowymi, czyli Nikolą Zalewskim i Mattym Cashem. Pytanie tylko, czy w składzie znajdzie się miejsce dla dwóch "dziesiątek", czyli Sebastiana Szymańskiego i Piotra Zielińskiego, czy dla dwójki napastników: Świderskiego z Lewandowskim.
Jaka byłaby twoja taktyka na ten turniej?
Zbudować dobrą obronę i jechać z dobrą kontrą - tak zawsze graliśmy najlepiej. Nie będziemy się przecież utrzymywali przy piłce 60 procent meczu. Siłą kadry zawsze był charakter i organizacja, a na to trener Michniewicz stawia. Myślę, że nie będziemy grali otwartej piłki. "Lewy" dobrze to widzi, jest dobrze nastawiony. Choć mówił, że sam się zastanawia, jak to będzie z marszu zagrać mundial.
Na końcu rozmowy wrócę do twojej książki. Napisałeś biografię, choć po jednej książce się obraziłeś.
Obraziłem się w ogóle na książki po tym, co napisał Lance Armstrong. Później okazało się, ile w tym wszystkim było bujdy i ściemy, bo przecież brał doping. Dlatego powiedziałem Sebastianowi: albo piszemy prawdę i tylko prawdę, albo w ogóle się za to nie zabieramy. Długo byłem przeciwny, ale Sebastian mnie namówił po dwóch latach i dziś przyznaję: robi mi się miło, gdy ktoś zaczepia i mówi, że książka jest ciekawa. Fajnie ją komuś po prostu wręczyć i napisać dedykację.
Czyli prezenty świąteczne masz już z głowy.
Każdy z moich bliskich i znajomych wie, co dostanie - książkę i moją wódkę.