- Wydaje mi się, że pan Tomczak chciał po prostu mieć swoje pięć minut przed kamerami. Przecież klub wnioskował o dobrowolne poddanie się karze, a został potraktowany tak samo, jak kluby, które szły w zaparte. Zastanawiam się tylko, czy pan Tomczak pomyślał choć przez moment o takich piłkarzach, jak ja, czy Tomek Lisowski. Już drugi raz musimy ponosić konsekwencje nie naszych czynów - powiedział niezadowolony Masłowski.
27-letni zawodnik zapewnił jednak, że nawet po uprawomocnieniu się wyroku nie odejdzie z Widzewa. - Podtrzymuję to, co mówiłem wcześniej. Zostaję w klubie, bez względu na wszystko. Mam nadzieję, że to będzie tylko jeden rok w drugiej lidze. Szczerze mówiąc, w procedurę odwoławczą raczej nie wierzę, bo pamiętam, jakie doświadczenia w tym względzie miała Łęczna. My, piłkarze raczej powinniśmy skoncentrować się na tym, żeby utrzymać się na boisku. Żeby to była degradacja tylko o jedną klasę - zakończył Masłowski.