Jesienią 2011 roku Euzebiusz Smolarek podpisał dwuletni kontrakt z klubem Al-Khor SC. Szybko jednak okazało się, że reprezentant Polski nie chce zostawać w Katarze tak długo.
Smolarek, który wybrał się tam z rodziną, błyskawicznie podjął decyzję o rozwiązaniu kontraktu i wrócił do Europy, wiążąc się wówczas z holenderskim ADO Den Haag.
Co konkretnie nie odpowiadało Smolarkowi? Jak zapamiętał te kilka miesięcy w Katarze?
O tym rozmawialiśmy z piłkarzem, który zdobył dla reprezentacji Polski 19 bramek i wydatnie pomógł w pierwszym awansie Biało-Czerwonych do finałów Euro (2008).
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Podpisałeś kontrakt w Katarze na dwa lata, ale wyjechałeś z tego kraju bardzo szybko. Dlaczego?
Ebi Smolarek, 47-krotny reprezentant Polski, uczestnik MŚ 2006 i Euro 2008, były piłkarz m.in. Feyenoordu Rotterdam, Borussii Dortmund i Al-Khor: Nie czułem się tam zbyt dobrze. Powodów było co najmniej kilka. Choćby klimat. Nigdy nie zapomnę momentu, gdy po raz pierwszy wysiadłem tu z samolotu. Nie mogłem uwierzyć w to co się dzieje. Uderzył mnie tak ogromny strumień gorącego powietrza, że pomyślałem: "To musi być jeszcze z silnika samolotu".
Okazało się jednak, że nie. Że to miejscowy klimat. Czułem się jakby mi ktoś gorącą suszarką puścił powietrze prosto w twarz. Wystarczyło, że przeszedłem kilkadziesiąt metrów i cała koszulka była mokra od potu.
Jacek Bąk opowiadał mi, że z tego powodu mecze grano bardzo późno.
Dokładnie. Generalnie klimat warunkuje tam wszystko. Dlatego mecze graliśmy bardzo późno, co miało wpływ na funkcjonowanie całej mojej rodziny. Jeśli mecz był o 22.00, to spać się szło około 3-4. I potem człowiek odsypiał do 12:00. Poza tym moja żona nie czuła się tam najlepiej, w sensie swobody… Wiadomo, pod wieloma względami jest tam inaczej niż w Europie.
Mówisz o podejściu do kobiet?
Moja żona jest za wszelką równością. Zawsze mówi: "Skoro ty możesz, to dlaczego ja nie mogę?". Na publicznej plaży w Katarze na przykład nie mogła leżeć w bikini. To znaczy na początku próbowała, ale przyszedł policjant i powiedział, że albo się zasłoni, albo 100 dolarów mandatu.
ZOBACZ WIDEO: Ekspert mocno przestrzega Polaków. "On nie był w stanie oddychać"
I jak to się skończyło?
Przenieśliśmy się na prywatną plażę do hotelu Four Seasons.
I co to dało?
Tam kobiety mogły już więcej odkryć. Płaciliśmy 50 dolarów za wejście na plażę i pod tym względem było luźniej. Choć w tym temacie mieliśmy jeszcze jedną historię. Wynajęliśmy łódkę, którą dopłynęliśmy do takiej małej plaży. Stamtąd mieliśmy tylko kilkadziesiąt metrów do miejsca, gdzie zostawiliśmy samochód. Żona i jej siostra pokonywały ten dystans w bikini i wtedy zaczęły się gwizdy.
Gwizdy?
Tak. Miejscowe kobiety gwizdały na nie, jak rozumiem pokazując w ten sposób swoją dezaprobatę. No cóż... W sumie rozumiem, że to inna kultura i będąc tam trzeba jej przestrzegać. Takie mają zasady i już. Natomiast w całokształcie, z punktu widzenia mojej rodziny, nie było to miejsce, w którym chcielibyśmy dłużej mieszkać. Choć tak osobiście to nie mam prawa narzekać, w kwestii tego, co dotyczyło mnie. Ludzie w klubie byli dla mnie bardzo mili, pomocni, uczynni.
A same stadiony? Jak to wtedy wyglądało?
Już zaczynał się etap klimatyzacji, choć mam wrażenie, że wtedy nie było to jeszcze do końca dopracowane. Teraz jest zapewne dużo lepiej. Bo za moich czasów były tam takie potężne nawiewy i jak stałeś blisko dmuchawy, to było na przykład 20 stopni. Ale zaraz obok na boisku robiło się na przykład 30, bo dmuchawa w to miejsce nie docierała. Ale to były początki. To na pewno zostało usprawnione.
Katar był i jest bardzo krytykowany za podejście do pracowników fizycznych, ściąganych do tego kraju z różnych stron świata. Jak to wtedy wyglądało?
Nieciekawie. Widziałem ludzi, którzy koczowali przy lotnisku na przykład. I do tej pory nie wiem, czy oni mieli problem z wyjazdem z kraju, czy o co tam chodziło... Ale nie zdziwiłbym się, bo tydzień trwało zanim skompletowałem wszelkie dokumenty niezbędne do opuszczenia Kataru. Miałem chyba z piętnaście pozycji, które musiały być "odhaczone", żeby wylecieć z Dohy.
Natomiast co do pracowników fizycznych, widziałem jak ci ludzie pracowali, w jakiej duchocie. Widziałem ich baraki, bo niektóre były niedaleko miejsca, gdzie mieszkałem. To nie był fajny widok. Katarczyk praktycznie cały czas porusza się w klimatyzacji. Jak tankujesz paliwo, to też nie wychodzisz z auta, bo wszystko robi za ciebie obsługa. Często w tej duchocie, przy niesamowicie wysokiej temperaturze.
Teraz w Katarze przyjdzie rywalizować reprezentacji Polski. Jak oceniasz szanse młodszych kolegów?
Wiadomo, kluczowy jest pierwszy mecz z Meksykiem. Można powiedzieć, że od razu o awans. Szanse z Meksykiem? 50 na 50. Chociaż może nie, końcu to my, a nie Meksykanie, mamy Lewandowskiego. A zatem daję 60 do 40 dla Polski.
rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Boniek zareagował na słowa Krychowiaka
Kandydaci do miana odkrycia turnieju