To był dla reprezentacji Czesława Michniewicza bardzo intensywny dzień. Spotkanie z przedstawicielami FIFA dotyczące kwestii sędziowskich i logistycznych, sesja zdjęciowa, wreszcie konferencja prasowa oraz pierwszy trening na obcej ziemi.
Mistrzostwa świata po raz pierwszy rozgrywane są z marszu, w środku sezonu, co jest dla zawodników utrudnieniem, ale ma też swoje plusy. Nie ma wielkiego odliczania, pompowania balonu, a zawodnicy nie wyskakują kibicom z lodówki i nie grają w co drugiej reklamie. Nie wiadomo, czy to pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi. Tym razem chyba naprawdę możemy powiedzieć, że przed dużym turniejem w kadrze panuje spokój.
"Pięć minut" przed mistrzostwami zaskoczyło mnie, że Polacy wyłożyli kawę na ławę. Od patrzenia na ich grę w meczu z Chile mogły boleć zęby. Dlatego tak głośnym echem odbiła się pomeczowa wypowiedź Grzegorza Krychowiaka.
ZOBACZ WIDEO: Mecz otwarcia na MŚ będzie już dla Polaków meczem o wszystko
"Powiem jedną rzecz - my tak będziemy grać, bo ta gra przynosi nam efekty. Nie oczekujcie od nas, że będziemy grać pięknie w piłkę. Nie dawało to rezultatów. Ten sposób gry, odpowiednia defensywa, przesuwanie, walka, zaangażowanie, sytuacje czy nawet pół sytuacji, które sobie stworzymy i wykorzystamy... Tak będziemy wygrywać spotkania. Wydaje mi się, że to sposób, by coś osiągnąć na tym turnieju" - wypalił "Krycha".
W piątkowe popołudnie, już w Katarze, "poprawił" Lewandowski. - Mając przed sobą mistrzostwa świata, wiemy, że efektywność jest najważniejsza. Poza tym forma w meczu z Chile i na mundialu będzie inna. Natomiast musimy pamiętać, jakie są nasze możliwości. Nie stać nas na finezyjną grę. Znamy swoje atuty.
Niektórzy kibice oburzyli się na tę wypowiedź.
A ja niczego oburzającego tu nie dostrzegam. Może to moja trauma po złotoustym Paulo Sousie, który - jak zapewniał - przyjeżdżał do Polski nie tylko odnieść sukces, ale też "zmienić nasze DNA". Mieliśmy grać skutecznie i ładnie. Wiemy, jak się skończyło - na Euro nie wyszliśmy z grupy, a potem portugalski mówca uciekł przy pierwszej lepszej okazji.
Pod wodzą Michniewicza kadra płynie w zupełnie innym kierunku - na dużym turnieju ma być do bólu pragmatyczna. Wygra po ładnym meczu? Świetnie. Przepchnie 1:0 po grze, na którą trudno będzie patrzeć? Też dobrze. Liczy się tylko cel: zagrać wreszcie na mundialu więcej niż trzy mecze - nie udało się to od Meksyku 1986. Zatem jako kibic nie czekam już na ładny futbol, tylko na sukces. Mam dość schematu: mecz otwarcia, mecz o wszystko, mecz o honor.
Po prostu.
I nie dziwię się Lewandowskiemu. Nasz kapitan nie zapomniał, co się działo cztery lata temu na MŚ w Rosji. Jestem przekonany, że tamta zadra ciągle w nim siedzi. Od lat jest zdecydowanym liderem kadry, więc po każdym triumfie z automatu staje się twarzą zwycięstwa, a po potknięciu - porażki. Dlatego na przełamaniu mundialowej klątwy zależy mu podwójnie.
Tym bardziej że ze względu na jego wiek szansa na taki sukces może się już nie powtórzyć. "Lewy" doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
Kilka dni przed rozpoczęciem turnieju forma reprezentacji jest tak naprawdę wielką niewiadomą, a kłopotów nie brakuje. Z drugiej strony, Michniewicz udowodnił już, że potrafi świetnie przygotować kadrę pod konkretnego rywala. Barażowy mecz ze Szwecją nie był wielkim widowiskiem, ale koniec końców guzik mnie to obchodziło. Liczył się tylko awans.
Czekam na powtórkę z rozrywki.
Na chwilę odłóżmy na bok długofalowe wizje, ideały i piłkarski romantyzm. Tym razem nie musi być ładnie. Byle było skutecznie.
Z Kataru - Dariusz Faron, WP SportoweFakty
Zobacz także:
Michniewicz: za wiele nie poprawimy
Lewandowski zabrał głos ws. ukraińskiej opaski