Echa meczu Warta - Pogoń: Prezydent nie przyniósł szczęścia

W sobotę Warta Poznań przegrała na własnym stadionie z Pogonią Szczecin 1:2 i to goście awansowali na upragnioną 3. pozycję w tabeli. Trener Piotr Mandrysz dokonał kilku roszad w składzie, co okazało się strzałem w dziesiątkę. Poznaniacy mogą mówić o sporym pechu, bo gdyby nie czerwona kartka dla Błażeja Jankowskiego, spotkanie potoczyłoby się inaczej.

Prezydent Poznania nie przyniósł szczęścia

Podczas tego spotkania dla dziennikarzy wyjątkowo otwarta była tylko połowa trybuny, a właściwie boksu prasowego. Drugą część zajęli przedstawiciele miasta, na czele z prezydentem Ryszardem Grobelnym, który po raz pierwszy osobiście pofatygował się na mecz Warty. Nie przyniósł on jednak szczęścia Zielonym, którzy doznali porażki 1:2. - Wiedzieliśmy, że prezydent przybędzie na nasz stadion. Dobrze, że się zjawił, ale szkoda przegranego meczu. Oczywiście nadal zapraszamy prezydenta na nasze mecze - mówił po meczu Sławomir Najtkowski, trener Warty.

"Jankes" kolekcjonerem kartek

Błażej Jankowski to zawodnik od dawna słynący z agresywnej gry. W Warcie jest rekordzistą jeśli chodzi o ilość kartek. W tym sezonie nie było najgorzej, bowiem otrzymał jedynie czerwień w meczu Remes Pucharu Polski z Hetmanem Zamość. W lidze premierowe upomnienia zarobił dopiero w spotkaniu z Pogonią, ale na jednej żółtej kartce się nie skończyło, co poskutkowało wyrzuceniem go z boiska w 65. minucie. Był to punkt kulminacyjny, który zadecydował o porażce Zielonych. - Do kartki Błażeja przeważaliśmy. Nie mamy jednak do niego pretensji, bo ratował sytuację. W meczu z w Kluczborku jego wejście bardzo uspokoiło grę, dlatego z Pogonią zagrał od pierwszej minuty. To dobry zawodnik, który jest nam potrzebny - broni swojego podopiecznego Najtkowski.

Ważny mecz dla Mandrysza

Dla trenera gości, Piotra Mandrysza był to przełomowy mecz. Po raz pierwszy od momentu gdy został szkoleniowcem Pogoni, jego zespół wygrał tracąc bramkę jako pierwszy. Wcześniej w lidze nie udało się odrobić strat na tyle, aby zainkasować trzy punkty. Sam zainteresowany nawet nie zdawał sobie z tego sprawy. - Nie wiedziałem, że tak było. Bardzo się z tego cieszę, bo zespół pokazał charakter na trudnym terenie. Chłopcy podjęli rękawice i wygraliśmy. Trudno powiedzieć, dlaczego wcześniej to się nie udawało. Osobiście wolałbym strzelać bramkę pierwszy i kontrolować przebieg spotkania - mówi Mandrysz.

Eksperyment z Pietruszką

Przemysław Pietruszka na początku sezonu był podstawowym zawodnikiem Pogoni. W ostatnich kolejkach wchodził jednak z ławki rezerwowych. Porażka z ŁKS Łódź spowodowała, że Piotr Mandrysz zdecydował się dokonać kilku roszad w składzie i dla 25-letniego zawodnika znalazło się miejsce w środku pola. Na tej pozycji spisał się bardzo dobrze i niewykluczone, że zadomowi się tam na dłużej. - Przemek zagrał dobry mecz i pokazał drzemiący w nim potencjał. Długo z nim rozmawiałem przed podjęciem decyzji o wystawieniu go w środku pola, bo wcześniej wchodził tam sporadycznie i mnie nie przekonywał. Z Wartą zagrał solidnie i kto wie, czy nie będzie to dla niego idealna pozycja - cieszy się trener szczecinian.

Desperacka próba z Hrymowiczem

Wystawienie od 1. minuty Pietruszki to nie jedyny manewr Mandrysza. Dał on również szansę gry Krzysztofowi Hrymowiczowi, który wcześniej pauzował z powodu kontuzji. Wydawało się, że w meczu z Wartą jeszcze nie zagra, ale ostatecznie wybiegł w wyjściowej jedenastce. - Krzysiek borykał się z urazem przyczepu przywodziciela. Zdrowotnie jest już w porządku, ale nie trenował z nami dziesięć dni i z Wartą zagrał tylko dlatego, że mam oczy i widziałem, po jakich błędach obrońców traciliśmy bramki z ŁKS. Stąd wynikała desperacka próba wystawienia go w pierwszym składzie, ale zagrał solidnie. Ten mecz na pewno dobrze mu zrobił, bo miał przetarcie przed kolejnymi spotkaniami - mówi Mandrysz, który Hrymowicza zdjął z boiska dopiero w 82. minucie. - Z powodu zaległości treningowych nie mógł kontynuować gry - zakończył trener Pogoni.

Rezerwowi zapewnili trzy punkty

Piotr Mandrysz wyczuciem wykazał się również przy przeprowadzaniu zmian. Gdy gospodarze grali w osłabieniu, na boisku pojawili się dwaj ofensywni zawodnicy: Piotr Dziuba i Tomasz Parzy. To właśnie oni zostali bohaterami drużyny ze Szczecina. W 87. minucie ten drugi dośrodkował w pole karne, a Dziuba, mimo niewielkiego wzrostu i asysty kilku obrońców Warty, precyzyjnym strzałem głową ulokował piłkę w siatce poznaniaków, dając trzy punkty Pogoni. 26-letni napastnik w ostatniej akcji meczu mógł zdobyć jeszcze jednego gola, ale nie wykorzystał sytuacji sam na sam z Łukaszem Radlińskim.

Komentarze (0)