Mundial w cieniu tortur. Polska miała "pakę", a wróciła bez medalu

Guerra sucia to okres terroru rządowego w Argentynie. W samym środku "brudnej wojny", która pochłonęła 13 tys. żyć, nad La Platą rozegrano mundial. Johan Cruyff zrezygnował z udziału w turnieju. Polska natomiast poleciała do Argentyny po złoto.

Dawid Franek
Dawid Franek
reprezentacja Polski w meczu z RFN Getty Images / Na zdjęciu: reprezentacja Polski w meczu z RFN
To był gwiazdorski skład. Do Argentyny jechali doświadczeni kadrowicze jeszcze z czasów gry w zespole prowadzonym przez Kazimierza Górskiego, a do tego dochodziły młode wilki. Tacy piłkarze jak: Kazimierz Deyna, Zbigniew Boniek, Grzegorz Lato, Andrzej Szarmach, Adam Nawałka, Jan Tomaszewski mogli sprawić, że Polska oszalałaby ze szczęścia jeszcze bardziej niż w 1974 roku. Wydaje się jednak, że z wielu względów zdobycie mistrzostwa świata było w Argentynie niemożliwe.

Krwawe tortury i awans za dolary

W tamtym czasie wielu ekspertów mówiło jednym głosem: Argentyna musi wygrać ten mundial. Turniej rozgrywany był bowiem w kraju rządzonym przez wojskowy reżim generała Videli, a złoto gospodarzy miało uświetnić rządy wojskowej junty.

Same mistrzostwa organizowane w państwie dowodzonym przez zbrodniarzy były kontrowersyjne. Dość powiedzieć, że z udziału w rywalizacji zrezygnował wielki Johan Cruyff. Wszystko oczywiście w akcie bojkotu przeciwko reżimowi.

ZOBACZ WIDEO: Wysłał SMS. On przewidział zwycięstwo Polaków

Podczas turnieju na ulicach dominowało wojsko. W innych miejsach mordowano ludzi, torturowano i łamano prawa człowieka. Dochodziło do porwań, matkom odbierano dzieci. Działy się rzeczy niestworzone. Piłkarze żyli jednak w bańce.

- Docierały do nas głosy, że sytuacja w Argentynie jest bardzo napięta, ale nas to bezpośrednio nie dotknęło. Czuliśmy się bezpiecznie - mówił nam ostatnio Włodzimierz Lubański.

FIFA robiła wszystko, aby pomóc gospodarzom w wygraniu mistrzostw. Ostatnie mecze drugiej fazy grupowej powinny być rozgrywane o tej samej porze. Argentyńczycy zagrali jednak z Peru po pojedynku Polski z Brazylią. Albicelestes doskonale wiedzieli, że jeśli chcą wejść do finału, to muszą wygrać czterema bramkami i zrobili to z nawiązką, triumfując 6:0.

Po latach wyszło na jaw, że w tle rozgrywała się spora transakcja. Wojskowy, argentyński rząd zdecydował, iż wyśle do Peru 35 tys. ton zboża. Ponadto miał przekazać do Peru miliony dolarów, oczywiście w zamian za wysokie zwycięstwo na mundialu.

W taki sposób Argentyna dotarła do finału, gdzie nie bez problemów pokonała Holandię po dogrywce (3:1). Królem strzelców został Mario Kempes z dorobkiem sześciu goli.
Na zdjęciu: Mario Kempes Na zdjęciu: Mario Kempes
Kiepska atmosfera

Polska jechała po złoto, ale nie dostała się do strefy medalowej. Piąte miejsce w klasyfikacji generalnej przyjęto jako rozczarowanie. W osiągnięciu lepszego wyniku nie pomogła atmosfera wewnątrz drużyny.

Dochodziło do spięć, choć nikt głośno nie chce o tym mówić. Piłkarzom mogło się nie podobać także częste rotowanie składem przez Jacka Gmocha. Wydaje się, że trener wówczas nieco pogubił się we własnych założeniach, co nie poprawiało ogólnej sytuacji.

W niedawnym wywiadzie dla WP SportoweFakty Włodzimierz Lubański krótko i dosadnie skomentował wydarzenia z 1978 roku: - Pamiętajmy, że zawsze ocenia się zespół po wynikach. Nasz rezultat był taki, że znaleźliśmy się w czołowej szóstce, ale poza strefą medalową. Oczywiście zespół miał potencjał na coś więcej. Nie chcę natomiast sporo mówić o Argentynie, bo po prostu w samej drużynie nie było atmosfery. To w tym wszystkim jest kluczowe.

Mistrzostwa świata w Argentynie zaczęliśmy jednak bardzo dobrze. Na początku był bezbramkowy remis z obrońcami tytułu, czyli RFN, a później triumfy z Tunezją (1:0) i Meksykiem (3:1).

Wygraliśmy swoją grupę i nadziejami przystępowaliśmy do drugiej fazy grupowej. Co ciekawe, nasz zespół rywalizował w tej części turnieju z trzema zespołami z Ameryki Południowej. Mowa o Argentynie, Brazylii i Peru.

Z gospodarzami turnieju oraz z Brazylią przegraliśmy (0:2, 1:3), a zdołaliśmy pokonać tylko Peru (1:0 po bramce Andrzeja Szarmacha). To nie mogło dać awansu do strefy medalowej. Tymczasem spotkanie z Argentyną urosło do miana legendy.

Rzutu karnego nie wykorzystał Kazimierz Deyna. Wcześniej jeszcze do kapitana zespołu podszedł Zbigniew Boniek i zapytał, czy ten czuje się na siłach, by wykonywać "jedenastkę". Deyna odpowiedział, że tak, ale niestety nie trafił. Według ekspertów to był najlepszy mecz w wykonaniu Polski i kto wie, jakby się to wszystko potoczyło, gdyby Deyna strzelił gola.

Do dziś wydaje się, że Polska mogła osiągnąć w Argentynie więcej, ale był to przedziwny mundial, gdzie wszystko było nakierowane na triumf gospodarzy. Ówczesny selekcjoner polskiej kadry - Jacek Gmoch - uważa z kolei, że osiągnęliśmy dobry wynik. Jak na razie to trzeci najlepszy rezultat w historii występów reprezentacji Polski na mistrzostwach świata.

Dawid Franek, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Wielki wyczyn Polaka na mundialu to mit? Prawda wyszła na jaw po latach

Wszystkie mecze obejrzysz na TVP 1 w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×