To był ostatni mundial brazylijskiej gwiadzy. Padły pochlebne słowa w stronę Neymara

PAP/EPA / Neil Hall  / Na zdjęciu: Neymar i Dani Alves
PAP/EPA / Neil Hall / Na zdjęciu: Neymar i Dani Alves

Dani Alves po porażce odniesionej w ćwierćfinałowym meczu z Chorwacją przyznał, że mundial w Katarze był jego ostatnim. Legendarny obrońca odniósł się także do postawy Neymara i wątku zakończenia przezeń kariery.

Choć ćwierćfinał pomiędzy Argentyną a Holandią można śmiało okrzyknąć najbardziej emocjonującym spotkaniem tych mistrzostw, cały czas nie milkną echa wcześniejszego pojedynku, w którym "Canarinhos" sensacyjnie ulegli Chorwacji. Po tym zdarzeniu cała Brazylia jest pogrążona w żałobie, a część piłkarzy nadal nie doszła do siebie.

Naturalnie drużyna Tite opuszcza Katar nie bez powodu. Wprawdzie trudno jednoznacznie wskazać, kto najbardziej przyczynił się do piątkowej porażki drużyny z Ameryki Południowej, ale w gronie takich piłkarzy z pewnością można by umieścić Neymara. Gwiazda Paris Saint-Germain długo była cieniem samego i nie wychodziło jej nic.

Zawinił

O ile takie mecze się zdarzają i nie ma ludzi nieomylnych, a możliwość awansu do półfinału, to stawka, której towarzyszy presja, na krytykę zasługują nie tyle czysto piłkarskie umiejętności trzydziestolatka, ale przede wszystkim sposób podejmowania boiskowych decyzji. Obserwując grę Neymara, można było łatwo dojść do wniosku, że przyświecał mu jeden cel - za wszelką cenę znaleźć się na ustach całego świata.

ZOBACZ WIDEO: Kolejna katastrofa na mundialu. To ich największy problem

W jego poczynaniach po prostu brakowało elementarnej zespołowości. Brazylijczyk w kilku sytuacjach mógł przyczynić się do otwarcia wyniku, decydując się na podanie do lepiej ustawionych kolegów, jednak wolał finalizować akcje na własną rękę.

Chyba za najbardziej rażący przykład można uznać okazję z 47. minuty, kiedy to Neymar zdecydował się na strzał stojąc tyłem do bramki, podczas gdy Vinicius Junior czekał niepilnowany na 11. metrze i gdyby otrzymał podanie, bardzo możliwe, że posłałby piłkę do siatki.

Bramka na otarcie łez

Ostatecznie Neymar strzelił po indywidualnej akcji efektowną bramkę, przechodząc rywali jak slalomowe tyczki, ale to wystarczyłoby, żeby się obronić, tylko gdyby Brazylia wygrała. Stało się inaczej, a niewykorzystane sytuacje z pewnością będą ciążyć na najskuteczniejszym piłkarzu "Canarinhos" w historii (pod względem liczby strzelonych goli w kadrze, zrównał się wczoraj z legendarnym Pele - obaj mają ich po 77).

Sam skrzydłowy nie krył rozżalenia i po końcowym gwizdku zalał się łzami. Gdy emocje nieco opadły, Neymar został zapytany o to, czy ma zamiar kontynuować reprezentacyjną karierę (niedawno ogłosił, że mundial w Katarze będzie jego ostatnim). 30-letni zawodnik odpowiedział dosyć wymownie.

- Nie zamykam sobie drzwi przed reprezentacją, nie chcę niczego robić pochopnie, ale nie mogę też zagwarantować na sto procent, że wrócę. Muszę przemyśleć, co będzie najlepsze dla mnie i kadry - oznajmił zawodnik PSG.

Legenda mówi stop

Los Neymara nie jest więc jeszcze przesądzony, za to na pewno nie ujrzymy już nigdy na wielkiej imprezie innego legendarnego piłkarza "Canarinhos". Mowa o Danim Alvesie. Blisko czterdziestoletni piłkarz już jakiś czas temu napomknął o bliskim rozbracie z kadrą i wczoraj nie wycofał się z tych słów.

- Mistrzostwa świata w Katarze były moimi ostatnimi i nadszedł czas, żebym to powiedział. Nie sądzę, że tak samo potoczą się losy Neymara. On jest świetnym piłkarzem. Brazylijski futbol potrzebuje, żeby on grał dalej - mówił Dani Alves, zacytowany na Twitterze przez Fabrizio Romano.

Dani Alves to najbardziej utytułowany piłkarz w historii całej dyscypliny. Brazylijski prawy obrońca zdobył w swojej karierze ponad 40 trofeów, co jak do tej pory nie udało się nikomu innemu. Zawodnik meksykańskiego klubu Pumas UNAM jak dotychczas rozegrał 127 spotkań w kadrze, w których strzelił osiem bramek.

Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty

Zobacz także:
Szokujące doniesienia w sprawie Cristiano Ronaldo
Zapowiedź wielkiego transferu Nkunku

Źródło artykułu: WP SportoweFakty