Złote pokolenie - zmarnowana generacja

Getty Images / Francois Nel / Kevin De Bruyne
Getty Images / Francois Nel / Kevin De Bruyne

Jeszcze niedawno wydawało się, że Belgowie będą panować na światowych boiskach. Każdy kolejny turniej brzmiał dla nich niczym obietnica "to już na pewno teraz". Mundial w Katarze pokazał jednak, że belgijski futbol doszedł już do ściany.

Belgia długo wychodziła z piłkarskiej zapaści, mając problem z tym, by w ogóle zameldować się na wielkiej imprezie. Jeszcze w 2007 roku zajęli oni w swojej grupie eliminacyjnej do mistrzostw Europy piąte miejsce: za Finami, Serbami, Portugalią i Polską.

Z perspektywy dekady mogliśmy wspominać ten wynik z łezką w oku, ponieważ na kolejnych turniejach za każdym razem "złote belgijskie pokolenie" występowało w roli kandydatów do medali, podczas gdy Polacy nie na każde finały byli w stanie awansować.

Niesamowite bogactwo

Lata jednak mijały, a zespół, w który prym wiedli Eden Hazard, Kevin de Bruyne czy Thibaut Courtois nie był w stanie spełnić wielkich oczekiwań i sprostać łatce ekipy, która powinna wręcz taśmowo sięgać po kolejne medale. Na dystansie minionej dekady największym sukcesem Belgów było wywalczenie trzeciego miejsce na mundialu w 2018 roku.

Nic więc dziwnego, że wraz z nadejściem następnej wielkiej imprezy, coraz mniej wierzono w możliwości podopiecznych Roberto Martineza. Ich notowania nadal były wysokie, jednak już nie takie jak choćby cztery lata wcześniej. Co więcej, z kolejnych analiz wynikało, że to może być swego rodzaju "ostatni taniec" tego zespołu i jak się okazało, zakończył się on w bardzo bolesny sposób.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nagranie Lewandowskiego hitem sieci. Kapitan nie próżnuje

Belgia w mękach pokonała Kanadę (1:0), mając niesamowicie dużo szczęścia. Podczas starcia z Marokiem (0:2) tak dobrze już nie było i Czerwone Diabły musiały się pogodzić z porażką. Szans na awans do fazy pucharowej to oczywiście w ich przypadku nie przekreślało, jednak trudno już widzieć w Belgach kandydata do medalu.

Stara gwardia

- Nie mamy szans na mistrzostwo świata - powiedział po porażce z Marokiem niekwestionowany lider Belgów, Kevin de Bruyne. As Manchesteru City dał jasno do zrozumienia podczas konferencji prasowej, że zespół, na który tak bardzo liczono w Brukseli, Gandawie czy Charleroi, jest po prostu za stary.

Brzmi to oczywiście niesamowicie, ponieważ na pierwszy rzut oka wcale nie wygląda na to, by Belgia była zespołem piłkarskich emerytów. Większość jej liderów faktycznie albo już przekroczyła trzydziesty rok życia, albo zbliża się do tej granicy, jednak trzeba pamiętać, że mamy rok 2022, gdzie długość piłkarskiego życia zawodników stale się wydłuża.

Sam de Bruyne faktycznie ma 31 lat, co nie przeszkadza mu jednak błyszczeć pełnym blaskiem w Premier League. Tyle samo ma Hazard, który znajduje się co prawda po drugiej stronie rzeki, a jeszcze starszy jest Witsel, w którego rubryce wieku widnieją 33 lata czy Dries Mertnes, który ma już na karku 35 wiosen. Trudno jednak się zgodzić z tezą postawioną przez Kevina de Bruyne o tym, by Belgowie byli "za starzy" na powalczenie o tytuł.

Świeża krew

Z takim postawieniem sprawy nie zgadza się również Pablo Zabaleta, który pracuje przy mundialu dla BBC. Jego zdaniem to nie wiek jest problemem Belgów. - 31 i 32 lata to już piłkarska starość? - pytał zaskoczony. - Popatrzcie na 37-letniego Lukę Modricia, Perisicia czy Lovrena - dodał.

- W Urugwaju mamy Suareza, Godina czy Caceresa. Moim zdaniem to nie kwestia wieku, ani umiejętności, bo Belgowie nadal mają mnóstwo jakości, wystarczającej by pokonać każdego na mundialu. To raczej kwestia mentalności - zakończył.

Trudno się z tym nie zgodzić. Belgia pozostała bowiem bardzo mocnym zespołem, który wciąż ma w swoich szeregach graczy z topowych europejskich klubu. Fakt, wielu z nich weszło już w fazę piłkarskiej dojrzałości, jednak nie to było największym problemem Martineza.

Belgom brakowało świeżej krwi i regularnego wietrzenia szatni. Widać było jak na dłoni przywiązanie selekcjonera do nazwisk, co niespecjalnie się sprawdziło. Najlepszym przykładem jest tu rzecz jasna Eden Hazard.

Były już kapitan reprezentacji, który od kilku lat ma problem z tym, by choćby na chwilę przebić się w Realu Madryt, jest cieniem zawodnika, którego pamiętamy z występów w Chelsea i poza nazwiskiem nie oferował niczego, co mogłoby go uprawniać do gry w kadrze.

Mimo sporych zasług nie może chyba dziwić, że jego decyzja o rezygnacji z gry w narodowych barwach została przyjęta ze zrozumieniem i ulgą.

Hermetyczność i brak świeżości to grzechy, które mogą kosztować "złote pokolenia" odejście w zapomnienie z tym jednym jedynym brązem mundialu. To wciąż dużo, ale dla tej konkretnej generacji będzie to medal o gorzkim posmaku.

Wiemy już jednak, że za zmianę pokoleniową u Belgów wspomniany Martinez nie będzie już odpowiadał. Jego misja zakończyła się tuż po turnieju i można się jedynie zastanawiać jak zostanie zapamiętany - jako ktoś, kto wywalczył dla Belgii medal mundialu czy jednak ten, który zmarnował być może największy potencjał w historii futbolu w tym kraju.

Grzegorz Garbacik

Komentarze (0)