Paulo Sousa miał być zbawicielem polskiej reprezentacji w piłce nożnej. Przynajmniej na takiego się kreował. Ładnie o wszystkim opowiadał, po czym po prostu uciekł, gdy tylko pojawiła się lepsza oferta. Przedstawiło ją Flamengo Rio de Janeiro.
Zostawił kadrę na trzy miesiące przed barażami o mistrzostwa świata. W trybie pilnym zastąpił go wtedy Czesław Michniewicz. Finalnie pod jego wodzą Biało-Czerwoni zagrali na mundialu w Katarze.
PZPN nie zdecydował się jednak przedłużyć umowy, która wygasła z końcem 2022 roku. Jego następcą został... rodak Sousy, czyli doświadczony Fernando Santos.
ZOBACZ WIDEO: Piłkarz o nietypowym... nazwisku zaproponowany Legii. Robiłby furorę w Polsce!
- Jedno jest pewne. Nigdy nie mieliśmy tak poważnego nazwiska z zagranicy na polskim rynku - powiedział wprost Kamil Bortniczuk w programie "Dwa Fotele", który został wyemitowany na kanale Meczyki na Youtube.
Minister sportu nie ma wątpliwości, że to zupełnie inna półka w porównaniu z Sousą. Zresztą na naszym byłym selekcjonerze nie pozostawił suchej nitki.
- Ściągnęliśmy kogoś, kto przez ostatnie dwanaście lat pracował z reprezentacjami. Nie jest to przykład Paulo Sousy, który z miesiąca na miesiąc szuka tylko wyższego kontraktu i jak zaczyna jakąś pracę, to już myśli o następnej - uderzył w Sousę Bortniczuk.
Dodajmy, że Santos od wtorku przebywa już w Polsce, a w ten weekend ma w planach zobaczyć na żywo trzy mecze PKO Ekstraklasy. W piątek był w Gdańsku.
Jego kontrakt z PZPN został podpisany na dwa cykle eliminacji: do Euro 2024 i mistrzostw świata 2026. Portugalczyk został najlepiej opłacanym selekcjonerem w historii reprezentacji Polski, a Biało-Czerwoni pierwszy mecz pod jego wodzą rozegrają 24 marca. Wtedy - wyjazdowym meczem z Czechami - rozpoczną eliminacje do Euro 2024.
Zobacz także:
Santos przyłapany. "Zakrapiany wieczór"
Po finale MŚ kpił z Mbappe, teraz się tłumaczy. "To nie powinno wyjść na jaw"