To miał być wymarzony rywal do powrotu na właściwe tory dla Roberta Lewandowskiego i właśnie takim się okazał. FC Barcelona bardzo łatwo pokonała na wyjeździe Elche CF (4:0), a Polak, podobnie jak w pierwszym meczu z tym rywalem, dwa razy trafił do siatki.
Ktoś powie, że to tylko Elche, pewny spadkowicz z La Liga, ostatni zespół w tabeli. No tak, ale...
Właśnie takiego Elche Lewandowski w tym momencie potrzebował. Kapitan reprezentacji Polski zdawał sobie sprawę, że sytuacja nie jest za ciekawa. W Hiszpanii zauważano już jego strzelecką "suszę", a dwa ostatnie mecze w reprezentacji Polski też mu nie pomogły.
ZOBACZ WIDEO: Idą zmiany. "Santos nie będzie chciał się cofnąć"
Od pięciu lat nie było czegoś takiego
Obliczono, że to pierwszy przypadek od 2018 roku, gdy Lewandowski nie strzelił gola w pięciu kolejnych spotkaniach (licząc klub i kadrę). Złośliwi powiedzieliby nawet, że najlepiej zaprezentował się ostatnio nie na murawie, a na warszawskiej premierze dokumentalnego filmu o sobie. I choć jedno z drugim zapewne nie ma wiele wspólnego, to przy tej okazji przypomniała mi się jedna rzecz.
Kilkanaście dni temu robiłem wywiad z Meho Kodro, byłym zawodnikiem Barcelony. Gdy zapytałem o presję ciążącą na napastniku tak wielkiej drużyny, dopytując, czy nie jest czasami za wielka, Kodro stanowczo zaprzeczył. Powiedział wtedy coś, co utkwiło mi w pamięci: "Barcelona to w pewnym sensie rodzinny klub. Kiedy inni widzą, że masz problemy, to cię otaczają, aby ci pomóc".
Laporta wsparł Roberta
Tak sobie myślę, że w pewnym sensie gestem pomocy, czy wsparcia była wizyta na wspomnianej premierze Joana Laporty, prezesa Barcelony. Nie musiał fatygować się do Warszawy, ale jednak przyleciał, uświetnił swoją (nietuzinkową) osobowością imprezę "Lewego", chętnie udzielał przy tym wywiadów. Według mnie wysłał tą wizytą jasny sygnał: Robert to mój kluczowy piłkarz, twarz naszego projektu, ma moje wsparcie w każdym aspekcie.
Gdyby spojrzeć na zdjęcia wrzucane z tej imprezy do social mediów, to poza Lewandowskim, najczęściej występował na nich właśnie Laporta. Zapewne bezpośredniego przełożenia na gole Roberta z Elche to nie miało, ale… Na pewno Lewandowski wrócił do Barcelony podbudowany takim zachowaniem prezydenta.
Siedem razy na 1:0!
I jeszcze jedno, wracając na murawę: gol na 1:0 Lewandowskiego, tak jak to zrobił w sobotnim meczu z Elche, to nie pierwszyzna. Jak przypomnieli hiszpańscy statystycy, to był już siódmy przypadek w tym sezonie, gdy Robert otworzył wynik w meczu Barcelony. Żaden inny piłkarz ligi hiszpańskiej nie trafiał tak często na 1:0. Ergo: żaden inny gracz tej ligi aż tak bardzo nie ułatwiał swojej drużynie dobrego wejścia w mecz jak Lewandowski.
Dobry występ z Elche "uspokoił" też sytuację w tabeli strzelców. Robert ma teraz 17 trafień, a drugi w klasyfikacji Enes Unal z Getafe - 13. Co ciekawe, "Lewy" wcale nie potrzebuje rzutów karnych do poprawiania dorobku, bo żadnej z bramek dla Barcelony w lidze nie zdobył w ten sposób.
Pierwsza przepowiednia Piresa może się nie sprawdzić
A co do bramek to ciekawi mnie jeszcze jedno. Kiedy Robert Lewandowski przeszedł do Barcelony, zapytałem słynnego Roberta Piresa, ile goli zdobędzie według niego Polak w pierwszym sezonie. Były mistrz świata z Francją wytypował, że 22. Kiedy z kolei robiłem wywiad z "Lewym", tuż po jego prezentacji w Barcelonie, skorzystałem z okazji i zapytałem, czy wziąłby 22 bramki "zaproponowane" przez byłego gracza m.in. Arsenalu czy Villlarreal.
To był jedyny moment w trakcie wywiadu, gdy Lewandowski się zawahał. Po kilku sekundach odpowiedział jednak: "Nie, nie biorę". Do końca ligi zostało 11 kolejek. I być może Robert miał rację. Bo skoro wrócił do strzelania, to tych goli może być więcej niż 22.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Niecodzienny gol Lewandowskiego [wideo]
Milik wrócił, Juventus wygrał