"Cebulorz" stracił bramkę już w drugiej minucie za sprawą Igora Strzałka. Później jednak gospodarze rzucili się do odrabiania strat i ostrzeliwali bramkę Cezarego Miszty. Ani razu jednak nie udało się pokonać bramkarza Legii.
- Czujemy ogromny smutek i żal, bo marzyliśmy o finale. Wierzyliśmy w zwycięstwo i marzyliśmy o nim. Weszliśmy w to spotkanie nie najlepiej, bo już na początku straciliśmy bramkę, ale chłopcy się nie załamali i dążyli przez cały mecz do wyrównania i walczyliśmy do ostatniej minuty o wygraną. Niestety, zabrakło skuteczności - przyznał szkoleniowiec Dumy Kalisza.
Ogromne wrażenie zrobiła postawa KKS-u 1925 Kalisz na początku drugiej połowy. W jej pierwszym kwadransie niebiesko-biało-zieloni mieli 4-5 dogodnych sytuacji do wyrównania. Tak się jednak nie stało.
ZOBACZ WIDEO: Idą zmiany. "Santos nie będzie chciał się cofnąć"
- To była fantastyczna druga połowa i uważam, że byliśmy zespołem lepszym. Szkoda tylko, że nic nie chciało wpaść do bramki. Moim zawodnikom należy się jednak szacunek za ten mecz, bo pokazali bardzo dobry futbol i wielkie gratulacje dla nich. Od początku sezonu spisują się bardzo dobrze. Wielki niedosyt, że nam się nie udało. Pozostaje nam zrobić wszystko, by awansować do I ligi - podkreślił Bartosz Tarachulski.
Wiele kontrowersji wzbudziła sytuacja, w której ręką przy słupku interweniował Rafał Augustyniak. Gracza Legii piłka trafia w ramię jednak po tym, jak odbił ją Cezary Miszta. Sędzia Jarosław Przybył po konsultacji VAR nie przyznał rzutu karnego KKS-owi.
- Trudno mi się odnieść do decyzji. Nie widziałem dokładnie z boiska, ale dostałem kilka sms-ów, że należał nam się rzut karny. Szkoda, że sędziowie tak to ocenili, ale nie chciałbym się wypowiadać na ten temat, bo sam tej sytuacji nie widziałem - skomentował.
KKS 1925 Kalisz to rewelacja bieżącej edycji Fortuna Pucharu Polski. Drugoligowiec wyeliminował na drodze do półfinału takie drużyny jak Widzew Łódź, Górnik Zabrze czy Śląsk Wrocław. A w półfinale z Legią też zaprezentowali się świetnie.
- Tym razem schodzimy jako drużyna pokonana i nasze marzenia zostały rozwiane. My naprawdę wierzyliśmy, że jesteśmy w stanie pokonać Legię pomimo że warszawianie są w bardzo dobrej dyspozycji. Widzieliśmy mecz z Rakowem, pokazali tam klasę. Chłopaki zagrali bez kompleksów, pokazali dobrą piłkę i jestem z nich dumny. Zasłużyli na szacunek całego miasta, bo ludzie i tak gratulowali nam postawy nawet po porażce - przyznał Tarachulski.
Trener kakaesiaków przyznał, że szybko stracona bramka nieco zburzyła plan na to spotkanie. Szczególnie, że "wymknęła się" ona ze statystyk.
- Dotychczas było tak, że w pierwszych 15 minutach piłkarze Legii stracili 4 bramki a nie zdobyli żadnej. A tu stało się dokładnie odwrotnie. Ale chłopcy dalej grali swoje i wierzyli, że mogą odmienić losy tego spotkania. To fantastyczny zespół, pracujący ciężko, rozwijający się. Ta drużyna tworzy jedność i nie raz udowodni, że warto na nią stawiać - zapowiedział Tarachulski.
Na koniec szkoleniowiec raz jeszcze podkreślił, jak ważne było to spotkanie nie tylko dla jego piłkarzy, ale także dla klubu i całego Kalisza.
- Wielkim sukcesem jest dla nas sam udział. Zostały cztery drużyny i dla całego miasta to ogromna rzecz. Marzyliśmy o tym, by zagrać w finale, zabrakło niewiele. Stworzyliśmy wiele sytuacji - była poprzeczka, były kontrowersje i naprawdę mamy prawo czuć żal - zakończył.
KKS 1925 Kalisz wciąż jest w grze o awans do Fortuna I Ligi. Aktualnie ekipa z Wielkopolski zajmuje czwarte miejsce ze stratą dwóch punktów do prowadzącej Polonii Warszawa, ale ma jeden mecz rozegrany mniej od całej czołówki.
Z Kalisza - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Czytaj też: Kosta Runjaić po awansie Legii: To nie był nasz poziom