Gola na wagę awansu Legionistów do finału rozgrywek o krajowe trofeum zdobył w 2. minucie Igor Strzałek. Później jednak z każdą minutą to kaliszanie przejęli inicjatywę i byli bliscy zdobycia bramki. To im się jednak nie udało.
- Jestem bardzo szczęśliwy z tego wyniku. To nie był nasz najlepszy występ. Nie graliśmy tak, jak oczekiwaliśmy. Nie potrafiliśmy potwierdzić poziomu, który zaprezentowaliśmy podczas sobotniego spotkania z Rakowem Częstochowa. Uważam, że widać było, że wielu piłkarzy odczuwało zmęczenie. To nie jest wymówka, ale takie mam wrażenie - powiedział na konferencji prasowej Kosta Runjaić.
Warszawianie przystępowali do tego meczu zaledwie 72 godziny po wygranym 3:1 starciu w PKO Ekstraklasie z Rakowem Częstochowa. To też zdaniem szkoleniowca Wojskowych również miało wpływ na postawę jego drużyny we wtorkowym spotkaniu w Kaliszu.
ZOBACZ WIDEO: Idą zmiany. "Santos nie będzie chciał się cofnąć"
- Regeneracja przed tym meczem nie była łatwa. Spodziewaliśmy się trudnego meczu, ale nie spodziewałem się, że poziom pomiędzy tymi dwiema drużynami będzie tak bliski. Ogromny szacunek dla KKS-u za jakość, determinację i wolę odwrócenia wyniku do samego końca. Pokazał, dlaczego pokazał się tak dobrze w Pucharze, bo przecież w poprzednich rundach wyeliminował Widzew, Górnika czy Śląsk. Szacunek dla nich - podkreślił trener Legii Warszawa.
- Najważniejsze dla nas było jednak to, by znaleźć drogę do awansu. Mam ze sobą notatkę z pierwszej rundy, gdy graliśmy z Termalicą. Notowałem bilans z tego meczu. Miałem też tam zapisane, że droga prowadzi do tego, by zagrać w finale w naszym mieście. To także dla nas ważne. Nie brakowało oczywiście szczęścia, które nam dopisywało również tu, w Kaliszu, gdzie szybko zdobyliśmy bramkę - dodał.
Pojawiały się głosy, że wymienieni przez Runjaicia faworyci nieco zlekceważyli drugoligowca z Kalisza i zostali za to skarceni. Tutaj jednak szybko zdobyta bramka miała istotny wpływ na całe spotkanie.
- Tu nie chodzi o motywację. Zagraliśmy na bardzo wysokiej intensywności z Rakowem pod każdym względem - także fizycznym i taktycznym. Zresztą częstochowianie grają w środę, więc mają dzień więcej na regenerację. To nie jest wytłumaczenie, ale fakty. Gramy teraz trudne mecze nie co tydzień, a co trzy dni i to ma znaczenie - tłumaczył Runjaić.
- Mecz w Kaliszu dla nas był starciem z cyklu: "wszystko albo nic". Rywal zagrał odważnie, dużo operował piłką. My nie potrafiliśmy zatrzymać rywala tak, jak sobie zakładaliśmy. Osiągnęliśmy finał i to jest najważniejsze, a droga do niego wiodła przez inne ważne mecze. Co istotne: jeszcze nic nie osiągnęliśmy, bo finał wciąż przed nami - wyjaśnił.
Szkoleniowiec zapytany również został o to, który rywal postawił trudniejsze warunki - Raków Częstochowa w sobotę czy KKS Kalisz we wtorek.
- Pod pewnym względem na pewno, ale nie można porównywać tych dwóch meczów. Nie jestem raczej zaskoczony. Zapamiętamy to spotkanie jako mega wymagające. Dla Kalisza to historyczne wydarzenie i mają prawo być dumni. To także zawodowi piłkarze - walczą i chcą wygrać. Tak jak Freiburg z Bayernem w ćwierćfinale Pucharu Niemiec - odpowiedział.
Legioniści w finale 2 maja zmierzą się ze zwycięzcą pary Górnik Łęczna - Raków Częstochowa.
Z Kalisza - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Czytaj też: Co tam się stało? Bayern na deskach!