Erling Haaland wszedł do dorosłej piłki frontowymi drzwiami i to wyważając je silnym kopnięciem. Niespełna 23-letni Norweg nie zna słowa "niemożliwe". Świat usłyszał o nim, gdy bezlitośnie pakował dziewiątą bramkę na mistrzostwach świata do lat 20 Hondurasowi. A to był dopiero początek.
- Prowadziłem bardzo wielu bardzo dobrych napastników. Erling to na pewno jeden z nich - bez wahania powiedział jego trener Josep Guardiola i to po trzech miesiącach współpracy.
Choć od tamtej wypowiedzi nie minęło zbyt dużo czasu, jeden z najlepszych strzelców wszech czasów Borussi Dortmund już zapisał się złotymi zgłoskami na kartach historii futbolu. Wprawdzie Manchester City na krajowym podwórku gra jak z nut, ale nawet będąc jego podstawowym napastnikiem trudno zostać najskuteczniejszym graczem w historii Premier League.
Miał być dobry, a jest rewelacyjny
Chyba, że ma się na koszulce napisane "Haaland". Wtedy można pobić rekord, w dodatku na cztery kolejki przed końcem rozgrywek. Pozostaje tylko pytanie, jak wyraźnie pobić i strach się bać, bo jeśli Norweg rozegra jeszcze takie mecze, jak ten w 1/8 finału Ligi Mistrzów, w którym strzelił pięć goli RB Lipsk, ostateczny rezultat może wprawić w osłupienie.
ZOBACZ WIDEO: Sensacyjna oferta dla Polaka? "Ktoś go proponuje"
Marcowe spotkanie w wydaniu złotego chłopca skandynawskiej piłki właściwie można nazwać skromnym, bo w 63. minucie zniknął z boiska. Być może 2-0 jest wynikiem niebezpiecznym, ale 7-0 już chyba nie. Tak, czy inaczej po zakończeniu meczu w stronę Pepa Guardioli posypały się żartobliwe, a czasami cyniczne komentarze, że Haaland nie dokończył rywalizacji przeciwko drużynie z Lipska ze względu na sympatię Hiszpana do Lionela Messiego.
Właśnie do Argentyńczyka należy rekord strzelonych bramek w meczu fazy pucharowej o najważniejsze trofeum na Starym Kontynencie, który Norweg mógł spokojnie pobić.
Real ma się bać przede wszystkim jego
Nie jest tajemnicą, że to właśnie Haaland ma być asem w talii wychowanka FC Barcelony. Wychowanka, któremu z Realem Madryt wybitnie nie po drodze. Manchester City Ligi Mistrzów nie wygrał nigdy, za to raz, w 1970 r. triumfował w Pucharze Zdobywców Pucharów.
Problem w tym, że realia się trochę zmieniły, od sukcesu minęło wiele lat, a całe zdarzenie miało miejsce, gdy "Obywatele" okazali się w finale lepsi od naszego Górnika Zabrze. Wracając do współczesności, City trzykrotnie było blisko. Teraz stanie przed czwartą szansą.
Dwukrotnie stawali się ich koszmarem
Musi jednak wyeliminować Królewskich, co nie jest takie proste. Klub z Manchesteru wrócił do regularnej gry w Lidze Mistrzów dopiero w sezonie 2011/2012. Od tamtej chwili trzykrotnie zdołał awansować do półfinału i tyko raz przez niego przebrnął.
W pozostałych dwóch próbach na przeszkodzie stawał właśnie Real. Najpierw nie udało się w 2016 roku, a katem w spotkaniu rewanżowym okazał się Cristiano Ronaldo, strzelając jedynego gola w dwumeczu. Z kolei w poprzednim sezonie zespół z Anglii miał rywala na widelcu.
Real nawet jak nie gra, to i tak gra
Niby Guardiola miał wtedy wszystko pod kontrolą. 90 minuta, do końca rywalizacji pozostawał doliczony czas gry, przy łącznym wyniku rywalizacji 5:3. W dodatku Wyspiarze przeważali w większej części spotkania i to do tego stopnia, że Katalończyk zdecydował się zmienić Kevina De Bruyne i Kyle'a Walkera. Problem w tym, że Real odwrócił losy meczu i strzelając dwa gole w dwie minuty doprowadził do dogrywki, w której dobił przeciwników za sprawą trafienia Karima Benzemy z rzutu karnego.
Oby teraz przedwcześnie nikogo nie ściągał
Same zmiany wypadły fatalnie i zapewne po dziś dzień trener uważany za jednego z najlepszych, jeśli nie najlepszego w swoim fachu, pluje sobie w brodę. Liczby nie działają na korzyść Guardioli, gdyż czeka na zwycięstwo w Lidze Mistrzów już 12 lat. Mimo, że dyryguje futbolową potęgą.
- Cały czas próbujemy, jednak to nie znaczy, że zawsze będziemy wygrywać. Michael Jordan zdobył sześć tytułów mistrza NBA, a ile sezonów grał? 16. Musimy być perfekcyjni - mówił Pep Guardiola, odpowiadając ostatnio na pytanie o brak zwycięstwa w Lidze Mistrzów z Manchesterem City.
Lekarstwem ma być dziewiątka klasy światowej. Wcześniej był Sergio Aguero. Zgoda, wyrazisty, wręcz wybitny. Teraz jednak jest Sergio Aguero premium, czyli Erling Haaland. Przede wszystkim kompletny, obdarzony świetnym strzałem głową, czego Argentyńczykowi brakowało.
Różne historie, te same cele
Naturalnie nikt nie zamierza w tym miejscu ujmować Kunowi, ale zdaje się, że Norweg to jednak inny poziom. Real Madryt nie zachwyca w La Liga, co wbrew wszelkiej logice może potęgować niepokój fanów City, mających jednak skuteczną melisę w osobie Haalanda, który jest głodny rekordów.
A to dlatego, że jedyne, co w tym sezonie zostało świeżo upieczonym zwycięzcom Pucharu Króla, to Liga Mistrzów. Rozgrywki, w których są zabójczo skuteczni i nie mają sobie równych, nawet jeśli zawodzą gdzie indziej. Wygrywali je czternaście razy, a w ostatnich dziewięciu latach pięciokrotnie. Kibice zespołu z dzielnicy Chamartin próżno oglądają się za siebie, bo przepaść dzielącą ich i pozostałe drużyny w tej klasyfikacji jest ogromna.
Finał w półfinale
Zarówno Real, jak i City miały jeden cel na tegoroczne puchary - zdobycie trofeum. Jedni go bronią, drudzy znowu starają się napisać swoją historię. Obie ekipy mają za sobą bardzo pewne zwycięstwa w ćwierćfinałach i są godne miana najlepszych w tych rozgrywkach.
Właściwie zagrają finał w półfinale, ale los lubi płatać figle. Do tej konfrontacji i tak musiało dojść. W zbliżającej się rywalizacji gdzie nie spojrzeć, tam wielkie pojedynki. Na szpicy - Benzema kontra Haaland. Na ławce trenerskiej - Guardiola kontra Carlo Ancelotti. Na pomocy - Luka Modrić kontra De Bruyne i tak dalej, właściwie wymieniając po kolei wszystkich głównych bohaterów wtorkowego starcia.
Zwycięzca może być tylko jeden. Czy Pep Guardiola będzie jak Micheal Jordan i wreszcie zacznie wygrywać najważniejsze trofea? Nie wiadomo, ale jeśli na przeszkodzie znowu stanie Real Madryt, to Hiszpanowi wypadną chyba ostatnie siwe włosy. Niewykluczone jednak, że to jego starszy kolega po fachu zacznie łysieć. W tym półfinale wszystko jest możliwe.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Przez najbliższe lata nie zobaczymy Ekstraklasy w TVP. Canal + znalazł się pod ścianą?
- Gigant potwierdza rozmowy. To może być transferowy hit tego roku