Jako piłkarz Jewgienij Sawin reprezentował między innymi Anżę Machaczkała, Amkar Perm, Krylię Sowietow, Tom Tomsk, czy Arsenal Tułę. Był też graczem reprezentacji Rosji do lat 21. W jej barwach zagrał 6 meczów i strzelił 3 gole.
W 2015 roku, po zakończeniu kariery, zaczął pracę jako reporter i komentator telewizyjny, był między innymi związany z bardzo popularnym w Rosji kanałem "Match TV".
Trzy lata później zajął się blogowaniem, zakładając kanał na Youtube "Krasava" (obecnie ma 1,1 mln subskrybentów). W 2020 roku Sawin stworzył klub piłkarski "Krasava", który grał w trzeciej lidze rosyjskiej.
Po napaści na Ukrainę zdecydował się opuścić ojczyznę, a 18 kwietnia 2022 roku rozwścieczył wiele osób w Rosji materiałem wideo, opublikowanym na swoim kanale. Rozmawiał w nim ze znanymi ukraińskimi piłkarzami, pokazywał też zdjęcia z Ukrainy, nazywając rzeczy wprost.
ZOBACZ WIDEO: Co z przyszłością Zielińskiego? "Jeden trener do niego wydzwania"
Opublikowanie wideo sprawiło, że jego klub zaczął mieć ogromne problemy w Rosji. Ostatecznie Sawin przeniósł projekt na Cypr. Kupił tam lokalny klub, połączył go z Krasavą i prezesuje drużynie występującej w drugiej lidze cypryjskiej.
W wywiadzie dla WP SportoweFakty 39-letni obecnie Sawin opowiada, dlaczego zdecydował się nakręcić słynne już wideo, czemu opuścił Rosję, jak rozwija się jego klub. Ocenia też zachowanie Polski i Polaków, ma też swoje zdanie co do tego, czy rosyjscy sportowcy powinni być znów dopuszczeni do rywalizacji międzynarodowej.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Gdzie pan był 24 lutego 2022 roku, gdzie zastała pana wojna?
Jewgienij Sawin, były rosyjski piłkarz, bloger, właściciel piłkarskiego klubu Krasava:
Tamtego dnia byłem w Norwegii, przygotowywałem materiał o jednym z bramkarzy. Gdy tylko dowiedziałem się, co się stało, zadzwoniłem do żony i powiedziałem: przygotuj dzieci i wyjeżdżamy. Nie będziemy żyć w kraju, który prowadzi wojnę i bombarduje miasta. Tutaj nic dobrego dla nas już nie będzie. 26 lutego już byliśmy w Turcji.
Głośno zrobiło się o panu za sprawą wideo, które opublikował pan w kwietniu ubiegłego roku. Rozmawiał pan ze znanymi ukraińskimi piłkarzami i nazywał rzeczy po imieniu: że to żadna specjalna operacja wojskowa, a po prostu wojna.
Tak. Zdecydowałem się wykorzystać moją pozycję i bloga, aby pokazać moje zdanie. Nigdy nie mówiłem o jakiejś specjalnej operacji wojskowej, ale nazywałem rzeczy po imieniu: to wojna. Napisałem do Andrija Jarmołenki, reprezentanta Ukrainy, z prośbą o rozmowę. Odpisał, że to bardzo odważne, co robię. Nie tylko zgodził się porozmawiać, ale obiecał też skontaktować się z innymi sportowcami. Pojechałem więc do Anglii i do Niemiec. Robiłem to wszystko zgodnie z własnym sumieniem. Nie przeraża mnie wyjazd, życie poza domem, a nawet może wieloletnia rozłąka z częścią rodziny. Wszystko musi być jasne: jestem przeciw wojnie.
Wspomniany materiał ma w tym momencie ponad 1,6 mln wyświetleń. Jakie były reakcje w Rosji na to, co pan pokazał?
Po opublikowaniu materiału od razu pojawiły się głosy, żeby przeprowadzić śledztwo przeciwko mnie. Był nawet program o mnie – że jestem wyrzutkiem, zdrajcą narodu, że trzeba mnie ukarać za dyskredytowanie armii. Nie tak dawno udzieliłem też wywiadu na kanale Kseni Sobczak i zaczęła się następna fala niechęci. Jedno jest pewne: za czasów putinizmu nie wrócę do Rosji. Nie godzę się na to, aby mówić, że czarne to białe i odwrotnie. Nie chcę takiego życia.
Szczerze mówiąc, wydaje mi się, że nagranie tego i opublikowanie wymagało dużej odwagi i może nieść ze sobą spore ryzyka.
Dużo osób pytało, po co mi to. Na przykład ukraiński piłkarz Andrij Woronin, który też występował w moim materiale. Dopytywał, jak to się dla mnie skończy. Ale dla mnie nie miało to znaczenia. Nie chcę, aby moje dzieci żyły w kraju, w którym za to, że coś się powie, grozi 15 lat więzienia. Moja 74-letnia mama płakała, mówiła, że ludzie dzwonią do niej do domu... Jednak rodziców jestem w stanie zrozumieć. Są starsi, martwią się o dziecko, a przede wszystkim starsi ludzie wierzą telewizji.
Z jednej strony po tej publikacji były, jak sam pan powiedział, głosy nawołujące do ukarania pana. A wsparcie też się pojawiło?
Kiedy opublikowałem materiał, otrzymałem wiele wiadomości od liderów opinii w Rosji. Pisali też piłkarze, trenerzy. Podziwiali moją odwagę. Wielu chciałoby powiedzieć to samo, ale się boją. Państwo może im bowiem zabrać możliwość zarabiania. Artystom zakazać twórczości, występów, piłkarzom zakazać grania. "Rozumiemy, ale nie mamy odwagi" – tak można podsumować reakcje.
Wiele osób miało z kolei pretensje do rosyjskich piłkarzy, że powinni coś powiedzieć, a tego nie robią. Niektórzy pisali wprost, że zabrakło im jaj. Próbował pan z nimi rozmawiać?
Tak, chciałem, próbowałem, kontaktowałem się z nimi. Jednak nikt nie chciał rozmawiać do kamery. Nieoficjalnie wszyscy przyznawali mi rację, ale spodziewałem się czegoś takiego. Kontaktowałem się też z Anatolijem Tymoszczukiem, który teraz pracuje w Zenicie St Petersburg. To legenda ukraińskiej piłki. Trzy, cztery razy prosiłem go rozmowę, ale wybrał milczenie.
Jak wytłumaczyć to milczenie Rosjan? Świat jest zawiedziony taką postawą.
Chodzi o strach i pieniądze. W Rosji mogą ci zabrać kontrakty, czyli de facto pieniądze w minutę. Wystarczy jakiś "nieodpowiedni" komentarz pod postem na Instagramie i grozi ci więzienie. W konstytucji wpisana jest wolność słowa, ale w rzeczywistości możesz dostać 15 lat więzienia, jeśli powiesz coś "nieodpowiedniego".
Niedługo po publikacji pański klub zaczął mieć problemy.
Dosłownie dzień po publikacji materiału zostaliśmy wygonieni ze wszystkich stadionów w Moskwie. Sześć meczów w roli gospodarzy rozegraliśmy na wyjeździe. Mieliśmy na tych spotkaniach wieszać flagi narodowe, plakaty z prezydentem. Ale nie zgodziłem się na to. W efekcie klub nie miał szans na dalsze funkcjonowanie. Tego się właśnie spodziewałem.
Dlaczego projekt piłkarski kontynuuje pan akurat na Cyprze?
Wydaje mi się, że tutaj jest największe zagęszczenie osób pochodzących z Europy Wschodniej w całej Unii Europejskiej, licząc oczywiście w przeliczeniu na kilometr kwadratowy. W naszym klubie grają i pracują ludzie z Ukrainy, Rosji, Łotwy czy Kazachstanu.
Staramy się posklejać to, co rozwalił Putin. Po drugie jest tu wiele biznesów, które mają korzenie w krajach dawnego ZSRR. Mamy dzięki temu pomoc. No i wreszcie poziom piłki nożnej jest wysoki. Trzy cypryjskie drużyny występowały w fazie grupowej europejskich pucharów.
O to miałem właśnie zapytać. Jak klub radzi sobie finansowo?
Po przeprowadzce na Cypr na początku było ciężko. Biznes z korzeniami w Rosji bał się nam pomagać. Wtedy musieliśmy korzystać z moich pieniędzy. Ale teraz sytuacja odwróciła się całkowicie. Biznesmeni już nie chcą kojarzyć się z Rosją. Zaczynają rozumieć, co się dzieje, i w klubie pojawiły się pieniądze. To taka inwestycja w przyszłość.
U nas na trybunach jednemu klubowi kibicują ludzie z Mariupola i Petersburga, z Kijowa i Mińska. Wszyscy wiedzą, że jestem przeciwko bezmózgowiu, przeciwko szaleństwu. Nie milczymy, kiedy na Ukrainie zabijani są cywile.
A co pan sądzi o zachowaniu Polaków? I jeśli chodzi o sport, i patrząc szerzej, na społeczeństwo.
Jestem zachwycony postawą Polaków. Wiem, że pomogliście nie tylko uchodźcom z Ukrainy, ale też osobom prześladowanym z powodów politycznych na Białorusi. Piłka nożna w Polsce też jest na wysokim poziomie, fajnie, że ukraińskie kluby grały u was swoje pucharowe mecze.
Co będzie z Rosją w najbliższych latach?
Wojna nie przyniesie nic dobrego Rosji. Wierzę, że Ukraina odzyska swoje terytoria i wróci do granic z 1991 roku. W Rosji zapewne nastąpi zmiana władzy, ale pojawią się ogromne problemy wewnętrzne. Elity będą chciały podzielić tort na nowo. Przewiduję duży kryzys w Rosji przez kolejne 10 lat.
Toczy się dyskusja, co z rosyjskimi sportowcami. Wygląda na to, że Międzynarodowy Komitet Olimpijski próbuje otworzyć im furtkę do udziału w Igrzyskach Olimpijskich w Paryżu… Jakie jest pańskie zdanie na ten temat?
Jeśli zaczynasz wojnę, i to największą od 1939 roku, jeśli napadasz na swoich sąsiadów, to musisz zrozumieć, że nie ma dla ciebie miejsca na mistrzostwach Europy, świata czy na igrzyskach olimpijskich. Na żadnych zawodach. Trzeba pamiętać, że sport jednak zawsze jest powiązany z polityką. Na przykład w Rosji pieniądze na sport pochodzą w 97 procentach z budżetu państwa. Dlatego sportowcy są teraz na jakichś plakatach propagandowych z Putinem. Muszą jednak w takiej sytuacji zapomnieć o rywalizacji międzynarodowej.
Czyli "nie" dla rosyjskich sportowców w międzynarodowej rywalizacji?
Jeśli wojna się nie skończy, to na pewno dojdzie do różnego rodzaju bojkotów. Przecież już po wybuchu wojny Polska się odważyła i odmówiła gry z Rosją w barażach mistrzostw świata. Chyba nawet Lewandowski pisał wtedy w mediach społecznościowych, że z Rosją w takich okolicznościach grał nie będzie.
A co z najbliższą pańską przyszłością?
Nie wierzę, że w najbliższych latach coś się zmieni w Rosji. Tego systemu, który został tam stworzony, nie da się szybko zlikwidować. Dlatego zamierzam nadal prowadzić klub na Cyprze. Żeby łączył ludzi z całej Europy Wschodniej, dopóki reżim Putina nie upadnie.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Gorąco wokół zachowania Kiwiora
Lewandyzacja Barcelony. Hiszpan zachwycony