Ostatni mecz z Podbeskidziem Bielsko-Biała miał dla Wisły Kraków bardzo ważne znaczenie. Krakowianie wciąż walczą o powrót do najwyższej klasy rozgrywkowej. W sobotę spisali się bardzo dobrze i zwyciężyli 3:0. Obecnie zajmują trzecie miejsce w tabeli Fortuna I ligi. Do drugiego Ruchu Chorzów tracą dwa punkty. Jeśli nie uda się Wiśle bezpośrednio awansować do PKO Ekstraklasy, to będzie musiała walczyć w barażach.
Wielką radość sympatykom Białej Gwiazdy sprawił powrót do gry Jakuba Błaszczykowskiego. Pomocnik drużyny nie uczestniczył w meczach od sierpnia 2021 roku, kiedy zerwał więzadło krzyżowe w kolanie. Jego przerwa od gry stopniowo się wydłużała, ale wreszcie nadszedł oczekiwany moment i powrót.
Błaszczykowski w spotkaniu z Podbeskidziem przebywał na boisku przez ponad 10 minut. To było dla niego świetne uczucie, choć żywa legenda polskiej piłki zdaje sobie sprawę, że koniec kariery zbliża się nieuchronnie.
ZOBACZ WIDEO: Holendrzy próbują wyciągnąć Polaka z Rosji. "Wszystko rozejdzie się o pieniądze"
- Radość z piłki zostanie do końca życia. Jednak pewnych rzeczy nie jestem w stanie oszukać. Te dwa lata z kontuzją pokazały mi, że mój charakter nigdy nie pozwoli mi się poddać, ale powoli zbliża się ten moment, żeby powiedzieć pas - powiedział w rozmowie z Polsatem Sport Extra.
Na uwagę po sobotnim spotkaniu zasługuje to, w jaki sposób pomocnik Wisły został przywitany przez kibiców Podbeskidzia. Pojawiły się z ich strony głośne oklaski. To docenienie klasy piłkarskiej Błaszczykowskiego.
- Dziękuję im. Od kiedy wróciłem do Polski, na każdym stadionie czułem, że czują do mnie sympatię. To pokazuje, że sport łączy. Ludzie potrafią docenić fakt, że przez wiele lat reprezentowałem kraj - zakończył 38-latek.
Na razie Błaszczykowski nie określił, ile jeszcze zamierza grać profesjonalnie w piłkę nożną. Pewnych rzeczy się jednak nie oszuka i widać, iż niemała liczba kontuzji dała się zawodnikowi we znaki.
Czytaj także:
Anglicy bez litości dla Kiwiora. "Wyglądał, jakby nie wiedział, jak się gra"