W tym sezonie La Liga Robert Lewandowski ma już 22 gole, a przede wszystkim tytuł mistrzowski.
Od dobrych kilku dni napastnik Barcelony świętuje z kolegami z drużyny, ale znalazł też czas dla WP SportoweFakty, aby opowiedzieć o wydarzeniach ostatnich miesięcy.
A zatem: jak smakuje ten tytuł? Jak bardzo martwił go strzelecki kryzys, w który wpadł w pewnym momencie? Co uważa za swój największy sukces w pierwszym sezonie w Barcelonie?
O tym Lewandowski opowiedział w specjalnym wywiadzie, na miejscu, w Barcelonie.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Ramon Calderon, w wywiadzie dla WP, prosił, żeby przekazać ci gratulacje za świetny sezon i – jak przypuszcza – za koronę króla strzelców. Dodał też, że takiego piłkarza jak Lewandowski chciałby każdy klub. Bo to nie tylko gole i asysty, ale też pomoc drużynie, również poza boiskiem. Biorąc pod uwagę te wszystkie elementy, z którego jesteś najbardziej zadowolony?
Robert Lewandowski, napastnik Barcelony i reprezentacji Polski:
Właśnie z tego ostatniego, czyli tego, co zrobiłem tutaj poza boiskiem. To mój największy sukces. Mnie ta rola, jako kogoś, kto daje przykład młodszym, dodatkowo motywuje. Była czymś nowym, albo przynajmniej nowym w takiej skali. Zresztą, tego tu ode mnie oczekiwano, to mi mówiono jeszcze przed moim przyjściem. Oni wiedzieli, że będę strzelał gole, ale mówili: Robert, możesz strzelić kilka goli mniej, nie będzie problemu, ale ważniejsze, aby młodzi skorzystali na twoim doświadczeniu, na twojej wiedzy.
Nie tylko chodziło o piłkarzy, ale generalnie o pracowników klubu. Żeby moja mentalność pomagała tu w jak najszerszym zakresie. I to się sprawdziło też wtedy, gdy strzelałem mniej. Od razu mi mówili, żebym się nie przejmował, bo z tych "pozapiłkarskich" obowiązków wywiązuję się doskonale. Tego może nie widać tak jak goli, czy asyst, ale w klubie to bardzo doceniają.
ZOBACZ WIDEO: Holendrzy próbują wyciągnąć Polaka z Rosji. "Wszystko rozejdzie się o pieniądze"
Czyli, jak mówisz, to się udało…
Myślę, że tak. Bo widziałem, jak ta drużyna się rozwija, jak młodzi piłkarze reagują. Zauważyliśmy po mundialu, że szansa na mistrzostwo rośnie, wtedy trochę inaczej zaczęliśmy grać. Może bardziej zachowawczo, czasem na wynik 1:0, ale żeby po prostu iść w stronę tego mistrzostwa. A niedawno sobie uświadomiłem, ilu piłkarzy obecnej Barcelony miało już na koncie tytuł przed tym sezonem. No, niewielu… Dlatego dla nich ten tytuł, w kontekście przyszłości, ma ogromne znaczenie.
Mówimy o twojej roli pozaboiskowej, ale od goli nie uciekniemy. Robert Pires w wywiadzie dla nas powiedział przed sezonem, że strzelisz 22 gole, czyli tyle, ile masz teraz. W drugiej rozmowie poprawił na 26. Chyba do zrobienia?
Zostały mi jeszcze trzy mecze, więc być może jest to do zrobienia! A co do bramek. Na początku szło mi bardzo dobrze, strzelałem dużo, była ta radość z samego przyjścia tutaj. Potem był mundial, pojawiły się kontuzje i goli było już mniej. Ale w jakimś sensie to było do przewidzenia. Przed sezonem tak się zastanawiałem, rozmawiałem też o tym z Anią.
Wiedziałem, że kryzys nadejdzie i zastanawiałem się, czy wolałbym go na początku, czy później. Pomyślałem, że jeśli już, to lepiej później. I w sumie tak się zdarzyło. Bardzo mi zależało, żebym początek miał tu jak najlepszy, co zresztą naturalne. Potem wspomniany mundial i kontuzje u kilku kolegów, ale też moje. Niektóre mecze grałem z urazem, tak na 80 procent, w niektórych nie wystąpiłem.
Cele zespołowe zostały osiągnięte, ale została chyba jeszcze jedna kwestia: walka o koronę króla strzelców?
Na pewno chciałbym jakieś gole jeszcze dorzucić. Natomiast dopiero kilka dni temu sobie uświadomiłem, jak dużym osiągnięciem było to, co zrobiłem kilka sezonów temu, kiedy strzeliłem 41 goli w 29 meczach. 41 goli w 29 meczach. Jak tak sobie pomyślałem, to….
To jakbyś po czasie docenił sam siebie?
Jeszcze bardziej niż wtedy. Choć pewnie taka największa refleksja nad tym wszystkim nastąpi, jak już nic się nie będzie działo. W sensie, po karierze.
W trakcie rozmowy po prezentacji w Barcelonie zapytałem cię, co uznasz za sukces w pierwszym sezonie. Powiedziałeś wtedy, że co najmniej jeden tytuł.
Tak powiedziałem?! No to się dobrze ułożyło, nawet z górką, bo Superpuchar Hiszpanii też ma swoją wagę. Oczywiście, najważniejsze jest wygranie ligi, natomiast na pewno niedosyt pozostaje jeśli chodzi o Ligę Mistrzów. Patrząc na to, że Inter gra teraz w finale… Oczywiście, nie mówię, że na jego miejscu byłaby Barcelona, ale zmierzam do tego, iż w pucharach można było zrobić więcej. To na pewno zadanie na przyszły sezon.
No właśnie. W trakcie świętowania rozwinięto na boisku wielkie hasło: "Liga jest nasza. Przyszłość też". Barcelona będzie silniejsza?
Oczywiście, że tak. Zespół jest w przebudowie, ale - jak mówiłem - to mistrzostwo młodym graczom da bardzo dużo. Ten sezon, te kilkadziesiąt meczów będzie dla nich bezcennym doświadczeniem. Jeśli do tego dojdzie kilka wzmocnień, na pewno jeszcze bardziej pójdziemy do przodu.
A gdzie ciężej wytrzymać trudy świętowania mistrzostwa? W Niemczech czy w Hiszpanii?
Ojej, to trudno powiedzieć, bo w Niemczech też było wielu Hiszpanów (śmiech). Na pewno duże wrażenie zrobiła na mnie euforia kibiców, ich uradowane twarze, gdy przejeżdżaliśmy autokarem przez miasto. Tak naprawdę dopiero wtedy w pełni do mnie dotarło, co oznacza to mistrzostwo dla nich.
No właśnie. Głód tego tytułu był ogromny.
Dokładnie tak. Od początku sezonu to widziałem. Gdy zaraz po przyjściu spotykałem ludzi na ulicy, to czułem ich wdzięczność, że tu przyszedłem, bo uważali, że to zwiększy szanse na odzyskanie tytułu. Wsparcie kibiców bardzo tu pomogło. Podobnie jak polskich fanów.
[b]Właśnie o to chciałem zapytać. Czułeś wsparcie polskich kibiców?
[/b]
Bardzo widoczne. Z każdym meczem tych flag pojawiało się coraz więcej. Czasem było tak, że nie do każdej zdążyłem pomachać. Zastanawiałem się nawet czasem, czy do wszystkich pomachałem. Dla mnie to wielka duma, bo kibice zawsze byli dla mnie bardzo ważni. Dla mnie to bardzo emocjonalne. Nawet te mecze, gdy nie strzelałem goli. Wtedy też mnie wspierali. I za to im dziękuję.
Ten okres, gdy tych goli strzelałeś mniej… Niepokoiłeś się, bo nie wiedziałeś, o co chodzi, czy byłeś spokojny, bo wiedziałeś, że to przejdzie.
Byłem spokojny, bo zdawałem sobie sprawę, skąd się to brało. Kłopoty zdrowotne itd. W pewnym momencie fizycznie czułem się słabiej, ale wiedziałem, że prędzej czy później te gole wrócą. Oczywiście, nie byłem zadowolony, może ta przerwa w strzelaniu trwała trochę za długo, ale raczej byłem spokojny. I jak mówiłem: miałem wtedy wsparcie. Od prezesa, działaczy, sztabu, ale też od wielu innych pracowników klubu.
W pewnym momencie mówiło się, że mniej strzelasz, bo kontuzjowani są piłkarze, którzy dostarczali ci piłki. Jest jeden taki Argentyńczyk, który potrafi nieźle dograć i mówi się, że on tu może wrócić. Co to może oznaczać dla Barcelony i dla ciebie?
To byłby dla kibiców Barcelony spektakularny powrót. To jego klub, Leo Messiego. Nawet jak z nim rozmawiałem, to widziałem, że aż mu się oczy świeciły, gdy mówił o klubie i mieście. Tu się tak naprawdę wychował, kibice go uwielbiają.
Kiedy zapytałem Zbigniewa Bońka, czy to byłby dobry duet Lewandowski – Messi, to odpowiedział, że nie ma na świecie piłkarza, który nie chciałby zagrać z Leo… Można to tak określić?
Na pewno. Lubię grać z zawodnikami, którzy rozumieją piłkę. A Leo Messi, można tak powiedzieć, to jest piłkarz z innej planety. A jego pozycja na boisku się zmieniła w ostatnim czasie, stał się bardziej playmakerem.
A gdyby Messi znów tu grał, nie będzie jakimś problemem dzielenie się sławą? Bo teraz jesteś gwiazdą numer jeden, ale gdyby Leo wrócił to ten tort będzie mniejszy.
Nie, dlaczego? Nie miałbym z tym problemu! Przecież jeśli przyjdzie Leo, to ten tort będzie jeszcze większy! Jeszcze więcej będzie się można pożywić (śmiech).
To jeszcze reprezentacja Polski… Wielu osób zastanawia się nad tym towarzyskim meczem z Niemcami, że to pułapka, bo ważniejszy jest kilka dni później mecz o punkty. Jak to widzisz?
Ja o tym meczu dowiedziałem się od osób z Niemiec. Dopiero później ze związku usłyszałem o tym spotkaniu. Myślę, że tu trener Santos wie najlepiej, co potrzeba tej reprezentacji.
No właśnie on nie był fanem tego spotkania.
No nie był. Pytanie, jak komunikacyjnie to było rozwiązane. Pod tym względem nie jest rewelacyjnie i pewnie stąd te różne nieporozumienia. Myślę, że trenerowi można tu zaufać. On wie, co tej reprezentacji potrzeba. Miał już kilka treningów… Dostaliśmy mocny, zimny prysznic z Czechami. Potem była wygrana z Albanią, ale przecież też nie w rewelacyjnym stylu. Te kilka treningów by się przydało, mecz z Mołdawią na pewno nie będzie łatwy. Choć to od nas zależy, jak będzie wyglądał. Nie wiem, jak to wyglądało, ale jeśli coś mówi, to myślę, że ma rację.
Widać już rękę Santosa w tej reprezentacji?
Jeszcze za wcześnie. Ale ma wielkie doświadczenie i potrafi szybko wyciągać wnioski. Największym problemem jeśli chodzi o mecz z Czechami było to, że zbyt bardzo chciał, abyśmy wyszli i sobie pograli. A my nie jesteśmy na tyle techniczną drużyną, żeby wyjść i pograć. My bez tej przysłowiowej walki i dopiero później dorzucenia tego co mamy piłkarsko… Wtedy nam jest ciężej. My musimy to łączyć. Walka plus umiejętności.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Piękne sceny z udziałem Lewandowskiego. Byliśmy na miejscu!
Niemcy mówią o horrorze. W tle "Lewy"