Andrzej Szarmach to jeden z najwybitniejszych reprezentantów Polski w piłce nożnej w historii. Był ważną postacią w drużynach Kazimierza Górskiego i Antoniego Piechniczka, które na mistrzostwach świata zajęły 3. miejsce (1974 i 1982). Był też królem strzelców i srebrnym medalistą igrzysk olimpijskich w Montrealu w 1976 roku.
Lista jego sukcesów, po które sięgał w latach 70. i 80., jest bardzo długa. To jak grał wraz z kolegami z ówczesnej reprezentacji naszego kraju jest absolutnym przeciwieństwem tego, co obecnie prezentują Polacy. W ostatnim meczu w Kiszyniowie, nasi reprezentanci zwyczajnie skompromitowali się w meczu eliminacyjnym do Euro 2024.
Po pierwszej połowie, po której prowadzili 2:0, kompletnie odpuścili drugą część gry, co wykorzystał słabszy, ale zdeterminowany rywal. Mołdawia wygrała 3:2. - Przegraliśmy mecz, którego na zdrowy rozum nie dało się przegrać. Gdy ktoś popatrzył na suchy wynik, złapał się za głowę, ale jeszcze większego szoku można było się nabawić, oglądając przebieg spotkania - skrytykował występ Biało-Czerwonych Andrzej Szarmach w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "Magia wciąż zachowana". Popis zawodnika FC Barcelony
Zauważył on, że to nie pierwsza niechlubna przegrana Polaków pod wodzą Fernando Santosa. Na start eliminacji reprezentacja zanotowała porażkę 1:3 z Czechami. W Pradze raptem po kilku pierwszych minutach, Biało-Czerwoni, używając żargonu bokserskiego, leżeli na deskach.
W związku z tym Szarmach przestrzega przed kolejnym możliwym blamażem. - Minęły prawie trzy miesiące i przytrafiła nam się niewiarygodna wpadka w Kiszyniowie. Można nawet powiedzieć, że problem nabrzmiewa i dlatego uważam, że bez konkretnej reakcji za chwilę może wydarzyć się coś równie fatalnego - stwierdził.
Fala krytyki spłynęła na piłkarzy. Tym bardziej po słowach Jana Bednarka, który przyznał, że po pierwszej połowie w Kiszyniowie w szatni reprezentanci pomału zaczęli myśleć o wakacjach. - Myśleliśmy, że mecz sam się dogra do końca, że zostało 45 minut i jedziemy na wakacje - mówił, a więcej można przeczytać tutaj ->>.
Tymczasem Andrzej Szarmach uważa, że duża odpowiedzialność spoczywa też na selekcjonerze z Portugalii. - Zawsze można powiedzieć, że trener nie gra, tylko piłkarze. To jednak poważne uproszczenie, nie umniejszajmy roli selekcjonera. Powinien dobrze znać każdego zawodnika, wiedzieć, ile jest w stanie wnieść do gry drużyny i na tej podstawie podejmować decyzje - ocenił były napastnik reprezentacji Polski.
Ponadto przyznał, że jest w gronie osób, które uważają, że kadrę powinien prowadzić polski trener. Za jeden z argumentów podaje, że trener powinien złapać szybki kontakt z reprezentantami, a bariera językowa może stanowić duży problem.
Co do meczu z Mołdawią, stwierdził jeszcze, że zabrakło mu na boisku zawodnika, który zmobilizowałby resztę do koncentracji w krytycznym momencie spotkania. Mimo dużych obaw, Szarmach uważa jednak, że Polska awansuje na Euro 2024.
Zobacz także:
Marek Koźmiński o aferach w PZPN