W Stanach Zjednoczonych odbył się kolejny mecz towarzyski z udziałem dwóch wielkich klubów. Kibice licznie zgromadzeni na NRG Stadium w Houston (w liczbie prawie 70 tys.) zobaczyli dwa gole w starciu Realu Madryt z Manchesterem United. Ale za to jakie.
Pierwszy padł już w 6. minucie. Trener Erik ten Hag był zdenerwowany, bo po pierwsze: Jude Bellingham w momencie podania mógł być na minimalnym spalonym. A po drugie arbiter nie pozwolił na przeprowadzenie zmiany i Manchester United w tym momencie grał w osłabieniu - boisko z powodu kontuzji już na samym początku opuścić musiał Kobbie Mainoo. Wracając jednak do Anglika, wyszedł na czystą pozycję po zagraniu Antonio Ruedigera z linii obrony i popisał się efektowną podcinką w sytuacji sam na sam z Andre Onaną.
Królewscy od początku przejęli inicjatywę. Manchester United był stłamszony, nie potrafił omijać pressingu rywala, a absolutny koncert grał wspomniany Bellingham, ale i pozostała trójka zawodników w środkowej strefie boiska, ponieważ Carlo Ancelotti po raz kolejny zdecydował się na ustawienie 1-4-4-2 w tzw. rombie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pękniesz ze śmiechu. To najgorszy rzut karny w historii?
Real miał kolejne okazje, m.in. Vinicius, jednak bardzo dobrze w bramce spisał się Onana. "Czerwone "Diabły" w pierwszej połowie odpowiedziały tylko raz, gdy po naprawdę efektownej akcji centymetrów brakowało, by z gola cieszył się Marcus Rashford.
Samo spotkanie w ogóle nie przypominało sparingu. Tempo było bardzo szybkie, a przy tym nikt nie odpuszczał. Lisandro Martinez chciał w jednej z akcji wręcz upolować Bellinghama, za co ujrzał żółtą kartkę od... polskiego sędziego Łukasza Szpali.
W przerwie Ancelotti przeprowadził sześć zmian, z kolei ten Hag pozostał wierny jedenastce, która kończyła pierwszą połowę. To wprowadziło trochę chaosu, częściej atakowali zawodnicy z Manchesteru, a wolną przestrzeń na skrzydle starał się wykorzystywać głównie Alejandro Garnacho. Robił sporo wiatru, natomiast nie przełożyło się to na gole.
Na ostatnie pół godziny ten Hag wpuścił dziewięciu nowych zawodników. W drugiej części meczu zdecydowanie więcej działo się pod bramką Andrija Łunina. Królewscy też mieli swoje szanse, m.in. Joselu, który przy odrobinie precyzji mógł ustrzelić nawet dublet. Pod koniec czuć było, że nie grają już wyjściowe jedenastki obu drużyn. W końcówce jeden z kontrataków Realu powstrzymał... kibic, który wbiegł na murawę. Ale ostatnie słowo i tak należało do Królewskich. A konkretnie do Joselu, który strzelił absolutnie fenomenalnego gola przewrotką, ustalając wynik.
Real Madryt - Manchester United 2:0 (1:0)
1:0 Jude Bellingham 6'
2:0 Joselu 89'
Składy:
Real: Andrij Łunin - Dani Carvajal (46' Lucas Vazquez), Antonio Ruediger (46' Nacho), David Alaba (46' Eder Militao), Fran Garcia (46' Ferland Mendy) - Luka Modrić (62' Brahim Diaz), Aurelien Tchouameni (46' Toni Kroos), Eduardo Camavinga - Jude Bellingham (46' Fede Valverde) - Rodrygo (62' Joselu), Vinicius Junior (72' Nico Paz).
Man.Utd: Andre Onana - Aaron Wan-Bissaka (61' Diogo Dalot), Raphael Varane (61' Harry Maguire), Lisandro Martinez (61' Victor Lindelof), Luke Shaw (61' Brandon Williams) - Mason Mount (61' Antony), Casemiro (61' Scott McTominay), Kobbie Mainoo (6' Christian Eriksen, 61' Donny van de Beek), Bruno Fernandes, Alejandro Garnacho (61' Jadon Sancho) - Marcus Rashford (61' Facundo Pellistri).
Żółte kartki: Camavinga (Real) oraz Lisandro Martinez, Bruno Fernandes (Man. Utd).
Sędzia: Łukasz Szpala.
CZYTAJ TAKŻE:
Przylecieli po Mbappe. Wymowne zachowanie gwiazdy PSG
Suarez nie zagra ponownie z Messim? Klub stawia weto