Po zwycięstwie 3:1 na własnym boisku Lech Poznań udał się na Litwę na rewanżowy mecz z Żalgirisem Kowno. Żadnych nerwów nie było. Kolejorz szybko strzelił pierwszego gola i kontrolował wydarzenia na boisku.
- Gramy po to, żeby wygrywać. Mieliśmy trochę problemów, ale w idealnym momencie trafił się stały fragment gry i wyszliśmy na prowadzenie. Dzięki temu mogliśmy grać swoją grę - mówił trener John van den Brom na konferencji prasowej.
Od 1. minuty zagrało paru zawodników, którzy do tej pory nie mieścili się w składzie, jak choćby Artur Sobiech, Filip Wilak lub Bartosz Mrozek. - Dla mnie jako trenera ważne było, że mogliśmy pozwolić sobie na rotacje, dać szansę zawodnikom, którzy do tej pory grali w mniejszym wymiarze i dać odpocząć tym bardziej eksploatowanym - komentował szkoleniowiec.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ petarda! Zrobiła to niczym Messi
- Nie zgadzam się, że druga połowa była słabsza. Kontrolowaliśmy mecz, na pewno dużo bardziej niż przed tygodniem. W końcówce spotkanie było już bardzo otwarte i oglądaliśmy akcje z obu stron. Najpierw my strzeliliśmy gola, potem oni. Dla mnie nie jest to problem, bo chcę, żebyśmy zawsze szli po kolejną bramkę. Nie zależy mi na posiadaniu piłki dla samego posiadania. Chcę, żebyśmy kreowali sytuacje, a mieliśmy ich więcej niż w pierwszym meczu - mówił van den Brom.
Jednocześnie trener Kolejorza zdawał sobie sprawę, że nie jest to jeszcze najwyższy poziom jego zespołu. Ale specjalnie nie robił z tego problemu.
- Nigdy nie jestem w pełni usatysfakcjonowany. Wiemy, że możemy grać lepiej niż tydzień temu, czy dzisiaj. Według mnie to całkowicie normalna sytuacja. Sezon dopiero się zaczął i potrzeba czasu, żeby wejść na wyższy poziom. Ale to w końcu przyjdzie, w ogóle się tym nie przejmuję - podkreślił.
CZYTAJ TAKŻE:
"Były nerwy". Eksperci podsumowali mecze polskich drużyn w Europie
Wszystko jasne ws. gwiazdy Barcelony. Znany dziennikarz ujawnił szczegóły