Biorąc pod uwagę różne oblicza pierwszoligowych meczów, gdzie często oglądamy w dużej mierze fizyczną walkę, spotkanie w Płocku mogło się podobać. Przede wszystkim oba zespoły chciały grać w piłkę.
Większą ochotę do gry miała Wisła Płock i to ona może odczuwać niedosyt po końcowym gwizdku sędziego. Zdominowała szczególnie drugą połowę, szybko doprowadziła do wyrównania, jednak nie potrafiła pójść za ciosem i skarcić Lechię Gdańsk za defensywną i bardzo zachowawczą postawę.
Goście prowadzili po golu Luisa Fernandeza, natomiast wzięło się to głównie za sprawą koszmarnych błędów w defensywie Wisły.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Stanął przy Messim i się rozpłakał. To syn wielkiej gwiazdy
Wisła przeważała, już w jednej z pierwszych akcji Łukasz Sekulski trafił w poprzeczkę, później gospodarze chyba postawili sobie za punkt honoru, by strzelić gola z dystansu. Oglądaliśmy całe mnóstwo takich prób, jednak żadna nie przyniosła spodziewanych efektów. A to piłka szybowała nad bramką, a to dobrze spisywał się debiutujący w Lechii Bohdan Sarnawśkyj.
Lechia była wycofana, ale w pewnym momencie zorientowała się, że środek obrony rywala ewidentnie nie jest jego mocnym punktem. O ile w pierwszej sytuacji udało się uniknąć utraty gola, o tyle w drugiej już nie. Łukasz Zjawiński wystartował do prostopadłego podania, wykorzystał błąd komunikacji obrońcy z Krzysztofem Kamińskim i doszedł do strzału. Kamiński obronił, ale odbił futbolówkę idealnie na głowę Luisa Fernandeza, a ten się nie pomylił. Hiszpan nieco wcześniej miał jeszcze okazję z rzutu wolnego, lecz strzelił w mur.
O ile skuteczność Nafciarzy w pierwszej połowie była niska, o tyle druga część spotkania wprost nie mogła zacząć się dla nich lepiej. Po kilkudziesięciu sekundach płaskim strzałem do wyrównania doprowadził Krzysztof Janus, który dopiero co pojawił się na boisku.
Gospodarzom w drugiej połowie było o tyle łatwiej, że Lechia jakby zapomniała wyjść na murawę. Piłkarzy w zielonych koszulkach praktycznie nie było. Wisła miała przewagę w posiadaniu piłki, praktycznie nie schodziła z połowy przeciwnika. Brakowało jednak konkretów pod bramką. Mogą żałować płocczanie, bo nie dobili chwiejącego się i totalnie zagubionego po przerwie rywala.
Inna sprawa, że równie dobrze mogli przegrać. W doliczonym czasie obudziła się Lechia. Najpierw Zjawiński przegrał pojedynek z Kamińskim, a dosłownie po chwili po pięknym strzale Jana Biegańskiego z 40 metrów Wisłę uratowała poprzeczka.
Wisła Płock - Lechia Gdańsk 1:1 (0:1)
0:1 Luis Fernandez 36'
1:1 Krzysztof Janus 46'
Składy:
Wisła: Krzysztof Kamiński - David Niepsuj (52' Marcin Biernat), Jakub Szymański (67' Igor Drapiński), Beniamin Czajka, Milan Spremo - Fabian Hiszpański (46' Krzysztof Janus), Filip Lesniak, Fryderyk Gerbowski, Mateusz Szwoch, Nikola Srećković (80' Radosław Cielemęcki) - Łukasz Sekulski.
Lechia: Bohdan Sarnawśkyj - Bartosz Brzęk (65' Dawid Bugaj), Tomasz Neugebauer, Iwan Żelizko, Miłosz Kałahur - Dominik Piła, Jan Biegański, Rifet Kapić, Luis Fernandez, Conrado (80' Kacper Sezonienko) - Łukasz Zjawiński.
Żółte kartki: Szymański, Lesniak (Wisła) oraz Fernandez, Żelizko (Lechia).
Sędzia: Leszek Lewandowski (Zabrze).
CZYTAJ TAKŻE:
Raków wyda na niego ponad milion euro? Ambitny plan mistrza Polski
Zdjął pajęczynę z siatki. Piękne trafienie na wagę trzech punktów [WIDEO]