W ostatniej kolejce, kiedy Ruch Chorzów pokonał ŁKS 2:0, Daniel Szczepan był jednym z najlepszych na boisku. Napastnik asystował przy drugim golu i bawił się w starciach z obrońcami rywali. Za to zebrał mnóstwo pochwał i przypomniał o sobie kibicom. Drugie podejście do Ekstraklasy wygląda dużo lepiej. Wrócił do niej po czterech latach.
Wprawdzie za pierwszym razem nie było to udane wejście. W barwach Śląska Szczepan w dwóch sezonach rozegrał zaledwie 15 spotkań. Jednak był to wyjątkowy początek, bo napastnik grał u boku swojego idola z młodości, Arkadiusza Piecha. Do tego dla gry we Wrocławiu zrezygnował z pracy w kopalni. Do ekstraklasowego klubu przyjechał jako górnik, który łączył grę w II-ligowym GKS-ie Jastrzębie. Przed treningami w walczącym o I ligę klubie, zaliczał zmiany pod ziemią.
- Trzeba było wstawać o piątej, pracę kończyliśmy o 14, krótka drzemka, a na 16 na trening - opowiada piłkarz Ruchu w rozmowie z WP SportoweFakty. - Żyłem trochę jak robot. Najtrudniejszy był początek. Organizm był w szoku. A potem złapałem rytm, zacząłem dbać o sen i dzięki temu przetrwałem ten okres. Sen był kluczowy - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: To będzie bramka roku?! Takiego uderzenia nikt się nie spodziewał
Telefon do spawacza
Dwa etaty Szczepan łączył przez dwa i pół roku. W tym czasie pracował na dwóch stanowiskach w KWK "Marcel".
- Na początku pracowałem przy wymianie torów - opowiada 28-latek. - Tam przeważnie było coś nowego, choć praca była od dzwona do dzwona. Trzeba było najpierw przywieźć sobie dwie szyny. Później zamontować zepsute tory, następnie odmierzyć wszystkie odległości, by było zgodne z przepisami BHP i wymiarami drewna między torami, wykopać na nie dziury, a potem przykręcić tory do podłoża. Czasami trzeba było dzwonić po spawacza, by dociął szyny - dodaje.
A potem uzupełnia: - Później odpowiadałem za sprzęt przeciwpożarowy, wymienialiśmy gaśnice i kontrolowaliśmy je. Robiliśmy trasy po całej kopalni i sprawdzaliśmy sprzęt. Praca w kopalni przechodzi w naszej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Najpierw dziadkowie, potem ojciec, ja i szwagier.
Tradycją stało się też kibicowanie Ruchowi. Szczepan spełnia dziecięce marzenia, kiedy przychodził na stadion na Cichej 6 i oglądał mecze "Niebieskich". Najczęściej obok starego młyna, niedaleko flagi rodzinnego Radlina.
- Koledzy z kopalni kibicują i przychodzą na mecze Ruchu. Ostatnio był jeden z nich u mnie w domu, przekazałem mu podpisy chłopaków z drużyny - mówi nam Szczepan.
Śladami idola
W barwach Ruchu Szczepanowi najbardziej imponował Arkadiusz Piech. On też grał z nimi w Ekstraklasie. Jeden z najlepszych występów zaliczył w 2011 roku, kiedy Ruch na wyjeździe grał z Legią. "Niebiescy" przegrywali już 0:2, ale po fantastycznym występie Piecha i jego trzech bramkach wygrali 3:2. Na trybunie gości był wtedy Szczepan. Kilka lat później spotkali się w Śląsku Wrocław.
- Widziałem, że w zespole jest dużo jakości - wspomina swoje pierwsze miesiące w Ekstraklasie. - A jej wtedy mi akurat nieco brakowało. Dużo się wtedy nauczyłem, miałem też dobrych nauczycieli i dzięki temu rozwinąłem się jako piłkarz - uzupełnia.
Po nieudanym pierwszym podboju Ekstraklasy, Szczepan wrócił na półtora roku do Jastrzębia. Tam odzyskał formę i wyciągnął go do swojego Ruchu trener Jarosław Skrobacz. Obaj dobrze znali się właśnie z Jastrzębia. Pracowali tam razem w latach 2016-2018. Teraz przyczynili się do powrotu Ruchu do Ekstraklasy.
- Myślę, że jestem jedną z osób, które najlepiej znają trenera i dobrze się z nim czują. Chłopaki śmieją się, że jestem jego synkiem - uśmiecha się Szczepan.
I to na atmosferę w drużynie zwraca też szczególną uwagę. - Charakter i zaangażowanie to są nasze najmocniejsze cechy - mówi.
W niedzielę Szczepan spróbuje pójść śladem swojego idola, który w Warszawie strzelił trzy gole. Napastnik Ruchu czeka na premierowe trafienie w najwyższej klasie rozgrywkowej, a w najbliższej kolejce zmierzy się z Legią. Początek spotkania o 20 (relacja tekstowa w WP SportoweFakty).
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Działacz piłkarski kłamcą lustracyjnym. Jest decyzja PZPN