Spełnione marzenie. W dwa lata z III ligi do Ekstraklasy

WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Szymon Szymański
WP SportoweFakty / Na zdjęciu: Szymon Szymański

Dwa lata temu grał na czwartym poziomie rozgrywkowym i chciał zawiesić korki na kołku. Dzisiaj wchodzi na salony i w koszulce Ruchu Chorzów występuje w PKO Ekstraklasie. Historia Szymona Szymańskiego pokazuje, że nie warto się poddawać.

Pomocnik Niebieskich, który w kwietniu skończył 27 lat, zadebiutował na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w spotkaniu 1. kolejki z Zagłębiem Lubin. Zaczął sezon na ławce, ale dwa następne mecze rozpoczął już w podstawowej jedenastce zespołu Jarosława Skrobacza.

Droga Szymona Szymańskiego na poziom PKO Ekstraklasy była kręta i wyboista. Pełna dylematów. Rozpoczęła się w jego rodzinnej Bielsko-Białej. Jego ojciec był futsalowcem miejscowego Rekordu. Według nieoficjalnych statystyk Andrzej Szymański zdobył w swojej karierze blisko 200 bramek. Dla swojego syna był prawdziwą inspiracją.

- Tata zaszczepił we mnie piłkę. Dzięki niemu od małego chodziłem na mecze, podobało mi się to. Zabierał mnie na treningi, nawet jak jeździł na obozy to zawsze byłem obok niego. To na pewno mnie inspirowało. Był moim pierwszym idolem - mówi WP SportoweFakty Szymański.

Tata zaprowadził go na trening Rekordu Bielsko-Biała. Szybko okazało się, że Szymański junior posiada potencjał, by dobrze radzić sobie zarówno w hali, jak i na trawie: - Długo łączyłem futsal z piłką na dużym boisku. Kiedy zaczynał się sezon zimowy, graliśmy w hali, jeździliśmy na turnieje, m.in. na młodzieżowe mistrzostwa Polski. W pozostałej części roku grałem na boisku trawiastym.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: To będzie bramka roku?! Takiego uderzenia nikt się nie spodziewał

Pierwszy wybór

Wówczas nie wiedział, że wkrótce stanie przed poważnym dylematem. Szymański świetnie prezentował się w drużynach juniorskich Rekordu i szybko zapracował na szansę w grającym na poziomie III ligi pierwszym zespole. Wówczas regularnie otrzymywał także powołania do młodzieżowych reprezentacji Polski futsalu.

- Debiutowałem w pierwszym zespole w wieku 17 lat, więc musiałem się już określić, czy bardziej iść w stronę piłki na dużym boisku czy futsalu, bo coraz trudniej było to łączyć. Musiałem wtedy odmówić przyjazdu na młodzieżową reprezentację, bo zgrupowanie pokrywało się z meczem ligowym - opowiada.

- Z jednej strony, chciałem grać w dużą piłkę. Z drugiej, wiadomo, zgłaszała się po mnie reprezentacja Polski. Ale odmówiłem, postawiłem na piłkę na trawie i dzisiaj - z perspektywy czasu - na pewno nie żałuję - mówi nam Szymański, którego związki z futsalem dały o sobie znać jeszcze kilka lat później.

W międzyczasie jednak jako młody pomocnik zapracował na transfer do pierwszoligowego wówczas Podbeskidzia Bielsko-Biała: - Oczekiwania były wielkie, przychodziłem w wieku 19 lat do pierwszoligowej drużyny, która była świeżo po spadku z Ekstraklasy. Można powiedzieć, że na tamten moment było to dla mnie małe spełnienie marzeń. Chodziłem na mecze Podbeskidzia, a nagle okazało się, że zostałem zawodnikiem tego klubu - wspomina.

Jego przygoda z kolejnym zespołem ze swojego rodzinnego miasta zakończyła się na czterech występach na zapleczu Ekstraklasy. Nadzieje, z różnych względów, nie pokryły się z rzeczywistością, a młody wówczas zawodnik wrócił do Rekordu. Ponownie wylądował na czwartym poziomie rozgrywkowym.

Teraz albo nigdy

Po kolejnych kilku sezonach spędzonych w III lidze zaczął zastanawiać się nad wyborem innej ścieżki. W 2020 roku postanowił, że da sobie ostatnią szansę: - Postawiłem przed sobą sprawę jasno: wóz albo przewóz. Albo to jest ten sezon, który pozwoli mi spróbować jeszcze swoich sił na szczeblu centralnym, albo będę szukał innej drogi.

Szymon Szymański w barwach Skry Częstochowa
Szymon Szymański w barwach Skry Częstochowa

Alternatywą był futsal. To nie był jednak krótki moment zwątpienia. Chwila, która zdarza się każdemu, niezależnie od obranej ścieżki. W życiu Szymańskiego pojawił się konkretny plan na kontynuowanie kariery sportowej w innej formie: - Myślę, że Janusz Szymura, ówczesny prezes Rekordu, się nie obrazi, jeśli to powiem: byliśmy już po rozmowach. Chciałem grać w zespole mistrza Polski. Byliśmy dogadani, że po sezonie spróbuje swoich sił w hali - wspomina pomocnik, który w sezonie 2020/21 strzelił 16 goli dla trzecioligowego Rekordu.

To przykuło uwagę klubów z wyższych lig. Szymański wykorzystał daną sobie ostatnią szansę i zaczął otrzymywać poważne oferty. Szybko zmienił plany, a zakurzone "halówki" pozostawił głęboko w szafie: - Chciałbym z tego miejsca podziękować prezesowi Szymurze, bo po sezonie, jak zaczęły spływać oferty, musiałem pochylić czoło i wycofać się z wcześniejszych ustaleń.

- Na szczęście prezes mnie zrozumiał, nie miał żadnych pretensji. Klub też bardzo dobrze się zachował - wspomina Szymański, po którego zgłosiła się Skra Częstochowa: - Jedną nogą byłem już w hali, miałem grać w futsal, a dostałem od życia szansę na poziomie centralnym. Myślę, że to była bardzo dobra decyzja.

Uśmiech losu

Kiedy jednak wychowanek bielskiego klubu podejmował negocjacje i pierwsze wiążące kroki, zespół spod Jasnej Góry występował jeszcze w II lidze i nie był faworytem barażów o awans na zaplecze Ekstraklasy. Skra rozprawiła się jednak w półfinale z Chojniczanką Chojnice, a następnie w decydującym meczu pokonała KKS 1925 Kalisz i zapewniła sobie miejsce wFortuna I lidze.

Szymański trafił więc już do świeżo upieczonego pierwszoligowca. Co ciekawe, po kilkunastu miesiącach gry w Częstochowie, w zimowej przerwie minionego sezonu, parafował kontrakt z Ruchem Chorzów, który wtedy również występował na drugim szczeblu.

Gdy oficjalnie zawitał na Cichą, Niebiescy byli już w PKO Ekstraklasie: - Dwa razy w życiu szczęście mi trochę dopisało. Śmiejemy się z rodziną i menadżerem, że jak wcześniej podpiszę umowę z jakimś klubem, to ten zespół zaraz zrobi awans.

Szymon Szymański przy piłce
Szymon Szymański przy piłce

Warto dodać, że w Częstochowie Szymański z ofensywnie usposobionego pomocnika zmienił się środkowego obrońcę: - To jest duża zasługa sztabu Skry, a przede wszystkim trenera Jakuba Dziółki. Pamiętam jak wziął mnie na pierwszą rozmowę i powiedział, że będzie mnie sprawdzał na pozycji stopera. Delikatnie rzecz ujmując, nie było mi to na rękę. Po pierwszych treningach, sparingach, meczach mistrzowskich zacząłem się jednak coraz bardziej przekonywać.

- Z zawodnika podstawowego stałem się jednym z liderów drużyny, zacząłem notować niezłe występy. Nie umknęło to uwadze innych klubów i myślę, że to w dużej mierze przyczyniło się do tego, że podpisałem kontrakt z Ruchem Chorzów - wspomina Szymański, który przeniósł się na Górny Śląsk jako zawodnik jeszcze bardziej uniwersalny.

Dzisiaj z powodzeniem radzi sobie zarówno na środku defensywy, jak i w pomocy. W drużynie trenera Skrobacza wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. Skomplikowane losy zaprowadziły go na najwyższy poziom rozgrywkowy w Polsce.

- W wieku 25 lat człowiek zdaje sobie sprawę, że marzenia o grze w FC Barcelonie trzeba odłożyć na bok i patrzeć realnie. Wtedy wiedziałem, że drzemie we mnie potencjał, a Ekstraklasa stała się moim celem i marzeniem w jednym. Coraz bardziej się to oddalało, ale jak czas pokazał - nie było to wróżenie z fusów. Trochę szczęścia, dużo pracy, cierpliwości i zaparcia. To wszystko dało taki efekt, że ten cel i marzenie udało się spełnić - mówi Szymański.

W poniedziałek jego Ruch, na zakończenie 4. kolejki PKO Ekstraklasy, zagra na wyjeździe z Wartą Poznań. Początek meczu o godz. 19.

Zobacz też:
Warta Poznań niemal w najmocniejszym składzie na mecz z Ruchem Chorzów
Kapitan Ruchu Chorzów czeka na to dwadzieścia lat

Źródło artykułu: WP SportoweFakty