Raków Częstochowa miał przewagę w posiadaniu piłki, jednak grał zbyt wolno i bardzo długo nie potrafił zaskoczyć defensywy FC Kopenhagi.
Kamil Grabara nie miał praktycznie nic do roboty, choć pod koniec pokonał go rezerwowy Łukasz Zwoliński. Raków przycisnął w końcówce, zepchnął mistrza Danii do defensywy, ale na drugą bramkę nie starczyło już czasu.
- Myślę, że zagraliśmy rozsądnie. Doprowadziliśmy do wyrównania, walczyliśmy do końca, daliśmy z siebie wszystko. Nie strzeliliśmy drugiego gola. Taka jest piłka, takie jest życie - mówił kapitan Zoran Arsenić przed kamerą "Polsatu Sport".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za gest Messiego! Ma klasę
Arsenić nie zgodził się jednak ze stwierdzeniem, że Raków ruszył do frontalnych ataków zbyt późno.
- Taki mieliśmy plan na mecz. Nie chcieliśmy od razu przyspieszyć. Wiedzieliśmy, że mamy 90 minut, choć stracony gol trochę nas wytrącił z rytmu - mówił.
- Nawet po stracie bramki mieliśmy kontrolę nad piłką, dobrze rozgrywaliśmy akcje od tyłu. Mieliśmy jednak problemy w trzeciej tercji boiska. Brakowało czegoś ekstra, żeby kreować sytuacje - komentował kapitan Rakowa.
Ale meczu nie dokończył. Dopiero co wrócił po kontuzji mięśniowej, a w Kopenhadze prawdopodobnie złamał palec u nogi i musiał przedwcześnie opuścić boisko.
- Nie mogłem stanąć. Mam nadzieję, że nie jest złamany, ale wszystko wskazuje na to, że niestety jest - przyznał.
CZYTAJ TAKŻE:
Ligi Mistrzów nie ma, ale premia i tak jest ogromna. Raków Częstochowa zarobił górę pieniędzy
Karuzela ruszyła! Internauci drwią po meczu Rakowa