Niby człowiek wiedział, a jednak się łudził. Niestety, cudu w Kopenhadze nie było. Raków Częstochowa może i miał inicjatywę przez pół godziny, natomiast wynikało to głównie z taktyki mistrza Danii. Gospodarze się wycofali i czekali, mając w świadomości, że pierwszy mecz wygrali 1:0 i nie muszą się spieszyć.
Raków grał jednak zbyt wolno i nie potrafił zaskoczyć defensywy przeciwnika. Jakieś sytuacje były, lecz trudno nazwać je klarownymi. Najlepszą zmarnował Giannis Papanikolaou, gdy przerzucił piłkę nad obrońcą i strzelił niecelnie z kilkunastu metrów.
Mimo wszystko utrzymujące się 0:0 pozwalało mieć nadzieję, że może w jakiejś sytuacji uda się pokonać Kamila Grabarę. Marzenia prysły jednak w 35. minucie, gdy strzałem z półwoleja z 40 metrów popisał się Denis Vavro i kibice na Parken oszaleli za radości. Piłka wpadła do siatki, co kompletnie zaskoczyło Vladana Kovacevicia. 25-latek tyle razy ratował Raków, a teraz się nie popisał. Spekulował, liczył na dośrodkowanie, a dostał uderzenie przy bliższym słupku i nie zdążył z interwencją.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozum na boisku. O tym golu będą chciały zapomnieć
I wtedy mecz trochę się zmienił. Duńczycy złapali drugi oddech i wszelkie nerwy "puściły", a początek był w ich wykonaniu bardzo nerwowy. Przy odrobinie szczęścia już do przerwy mogło być pozamiatane, jednak Jordan Larsson nie wykończył świetnej indywidualnej akcji Viktora Claessona i uderzył jedynie w poprzeczkę.
Raków grał za wolno. Co z tego, że środkowi obrońcy wymieniali podania między sobą? Kopenhaga po stracie piłki mogła spokojnie wrócić, zorganizować się na własnej połowie.
Oczywiście był moment, gdy można było zaskoczyć gospodarzy. Po sprytnie wykonanym rzucie rożnym potężnie zza pola karnego huknął Władysław Koczerhin i słupek uratował Kopenhagę. A dosłownie w kolejnej akcji Fabian Piasecki z pięciu metrów strzelił prosto w Grabarę.
Udało się dopiero w 87. minucie, gdy tuż po wejściu na boisko gola strzelił Łukasz Zwoliński po przytomnym odegraniu Frana Tudora. Dał wiarę, dał nadzieję i Raków zdecydowanie przycisnął w doliczonym czasie, ale nie wystarczyło to do doprowadzenia do dogrywki...
Dziś piłkarze Rakowa mają prawo być źli, bo jednak odpadli z najbardziej prestiżowych europejskich rozgrywek na ostatniej prostej, natomiast patrząc całościowo i tak zrobili bardzo dużo. To przecież nie koniec przygody w Europie, bo po wyeliminowaniu Arisu Limassol w poprzedniej rundzie mistrz Polski zagwarantował sobie fazę grupową Ligi Europy.
FC Kopenhaga - Raków Częstochowa 1:1 (1:0)
1:0 Denis Vavro 35'
1:1 Łukasz Zwoliński 87'
Pierwszy mecz: 1:0. Awans: FC Kopenhaga
Składy:
Kopenhaga: Kamil Grabara - Elias Jelert, Denis Vavro, Kevin Diks, Birger Meling - Viktor Claesson, Rasmus Falk, Lukas Lerager - Mohamed Elyounoussi (60' Elias Achouri), Jordan Larsson (61' Andreas Cornelius), Diogo Goncalves (88' Valdemar Lund).
Raków: Vladan Kovacević - Adnan Kovacević, Zoran Arsenić (76' Bogdan Racovitan), Milan Rundić - Fran Tudor, Gustav Berggren (59' Ben Lederman), Giannis Papanikolaou, Marcin Cebula (59' Sonny Kittel), Władysław Koczerhin (76' John Yeboah), Deian Sorescu - Fabian Piasecki (84' Łukasz Zwoliński).
Żółte kartki: Lerager, Diks, Falk (Kopenhaga) oraz Arsenić, Rundić, Koczerhin (Raków).
Sędzia: Istvan Kovacs (Rumunia).
CZYTAJ TAKŻE:
Odważne plany Kamila Glika po powrocie do Polski. Co na to Fernando Santos?
Raków Częstochowa podbija stawkę za gwiazdę Ekstraklasy. W grę wchodzą miliony